Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Nowy Atlas Ekonomiczny - blog Rafała Wosia Nowy Atlas Ekonomiczny - blog Rafała Wosia Nowy Atlas Ekonomiczny - blog Rafała Wosia

28.09.2016
środa

A gdyby tak Marks zmartwychwstał?

28 września 2016, środa,

Dziękuje Państwu za komentarze pod pierwszym odcinkiem Nowego Atlasu Ekonomicznego. Było ich kilkadziesiąt, co może oznaczać, że macie przynajmniej trochę chęci na nieco inną rozmowę o gospodarce. Pochwały cieszą, a przygany dodają zapału. Zwłaszcza te, z których pobrzmiewa dobrze mi znana nutka zniecierpliwienia: „Dobra, dobra, cwaniaczku. Krytykować to każdy potrafi. Ale my czekamy na konkrety!”. Bo i ci czytelnicy Atlasu nie zostaną z pustymi rękami. Wszystko jednak w swoim czasie.

Na razie jednak wróćmy do opowieści przerwanej w momencie, gdy Karol Marks jakimś cudem budzi się po 133 latach spędzonych na londyńskim cmentarzu Highgate (to trochę historia jak z popularnej ostatnio powieści Timura Vermesa „On wrócił!”). Autor „Kapitału” odsuwa więc dyskretnie płytę nagrobną, otrzepuje marynarkę, przeczesuje czuprynę i… idzie się podpiąć do internetu. A po paru godzinach pobieżnej analizy podstawowych wskaźników makroekonomicznych słychać jego głośny krzyk: „A nie mówiłem?!”.

Marks, który powrócił z zaświatów, szybko orientuje się bowiem, że w międzyczasie bogaty zachodni kapitalizm rozwijał się niemal dokładnie w zgodzie z jego przewidywaniami. A jak się patrzy na ostatnie 30–40 lat, to widać to szczególnie mocno. W zasadzie można tego dowieść przy pomocy dwóch prostych wykresów. Dzisiejszy odcinek Atlasu będzie o pierwszym z nich. Wygląda on tak:fire-economyJego tytuł mógłby brzmieć: finansjalizacja. Dowodzi on bowiem, że jeszcze nigdy w historii kapitalizmu władza kapitału finansowego nie była równie hegemoniczna, co obecnie. Oczywiście, jak większość zjawisk ekonomicznych, dominacja sektora finansowego nie zaczęła się wczoraj. Na wykresie widać, że rola szeroko rozumianego sektora FIRE (finanse, ubezpieczenia, nieruchomości) rośnie w okresie powojennym w sposób stały.

Najlepiej widać to na przykładzie Stanów Zjednoczonych. W latach 1980–2000 zyski amerykańskiego sektora finansowego urosły z 32 mld do prawie 200 mld. Czyli prawie siedem razy! Ten fenomen pokazuje czerwona krzywa na przedstawionym powyżej wykresie, ilustrująca wzrost udziału sektora finansowego w amerykańskim PKB. Z ok. 10 proc. po drugiej wojnie światowej do ponad 20 w początkach XXI wieku.

Ale niebieska krzywa wcale nie jest mniej ważna. Ona pokazuje udział sektora produkcyjnego w amerykańskim dochodzie narodowym. Ten udział spada. Z 25 proc. po wojnie do ok. 10 dziś. Co oznacza tyle, że finanse w praktyce zastąpiły tradycyjną twardą produkcję w roli dmuchawy pompującej PKB. I choć przytoczone tu dane dotyczą tylko amerykańskiego serca współczesnego kapitalizmu, to tendencja jest widoczna w całym (bez wyjątku) rozwiniętym świecie.

Problem do niedawna polegał na tym, że ekonomia głównego nurtu nie potrafiła go jednak należycie zinterpretować. Myślano z grubsza tak: żyjemy w kapitalizmie. A w kapitalizmie najważniejszy jest przecież kapitał. A gdzie mamy do czynienia z kapitałem w czystszej postaci, jeżeli nie na rynkach finansowych? Albo tłumaczono, że rozrost sektora finansowego to naturalny etap rozwoju gospodarek zachodnich. Które na naszych oczach przechodzą z XX-wiecznej fazy uprzemysłowienia do opartej na usługach ponowoczesności.

Tu pragnę czytelników przestrzec. Jeśli spodziewacie się, że zaraz nastąpi rytualne narzekanie na złe banki i panującą tam chciwość, to nie będziecie usatysfakcjonowani. Modne dziś polowanie na złych banksterów jest niebezpiecznym uproszczeniem. Na dodatek zaciemniającym inne, prawdziwe źródła gospodarczych patologii, w tym kryzysu roku 2008. Mówiąc krótko: oskarżanie banków i bankowców o całe zło współczesnej gospodarki jest jak łajanie chorego na grypę za to, że zaraża zdrowych. Taka postawa będzie jednak zawsze rozmową o objawach, nie zaś o przyczynach trawiącej organizm choroby. Tak naprawdę problemem finansjalizacji nie jest bowiem istnienie sektora finansowego ani nawet jego rozrost czy deregulacja branży z lat 80. i 90. (którą robili ręka w rękę prawicowcy i lewicowcy).

Kłopot leży dużo głębiej, bo w samej naturze kapitalizmu. Polega on na tym, że w ciągu minionych 20–30 lat motywy finansowe zyskały w biznesie zbyt duże znaczenie, a aktorzy finansowi stali się bezprecedensowo potężni. Ale zostawmy teorię. Zjawisko to można przecież pokazać na wielu przykładach. Weźmy pojedynczą firmę i spróbujmy sobie na początek odpowiedzieć, kto dziś rządzi w takiej korporacji. Potężny szef w stylu prezesa albo dyrektora wykonawczego? No cóż, on może i ma piękny gabinet oraz wysokie uposażenie, ale zazwyczaj jest to tylko wynajęty fachowiec. Wynajęty przez udziałowców. A więc rozproszonych właścicieli. Jednym z efektów postępującej finansjalizacji jest właśnie to, że takim właścicielem można się stać bardzo szybko. I bardzo szybko można z tej roli wyjść.

Skutek jest taki, że pomiędzy udziałowcami a firmą nie ma już takiej więzi jak kiedyś. Dominuje więc tendencja do uzyskiwania jak najlepszego wyniku krótkookresowego. Udziałowcy chcą przecież, by dywidenda została zrealizowana jak najszybciej i była jak najwyższa. Wynajęci przez nich menedżerowie są oceniani na podstawie tego, czy zdołali ten cel zrealizować. Proszę zwrócić uwagę, że wszyscy po drodze zachowują się zupełnie racjonalnie. Każdy działa tak, by jemu było jak najlepiej (tak właśnie definiuje się „racjonalność” w ortodoksyjnej ekonomii liberalnej). Ale niestety z tego łańcuszka racjonalnych motywów rodzi się zjawisko niebezpieczne dla całej gospodarki. Tak właśnie pompowany był i jest balonik finansjalizacji.

Gdyby rzecz dotyczyła tylko sektora finansowego, nie byłoby takiego problemu. Kłopot tkwi w tym, że finansjalizacja od dawna kolonizuje inne gałęzie gospodarki. Na przykład przemysł. Jeszcze 30–40 lat temu działające na tym rynku firmy funkcjonowały na zupełnie innych zasadach. Produkowały pewien towar, a potem go sprzedawały. Uzyskaną nadwyżkę zabierał właściciel i dzielił się nią z pracownikami. Jak dawał zbyt mało, to przyciskały go związki zawodowe. Jakąś część dochodu przeznaczano też na inwestycje. Wszystkie strony wiedziały jednak, że liczy się nie tylko to, co dziś, lecz również perspektywy na przyszłość. Ale w momencie, gdy koncerny przemysłowe stały się normalnymi spółkami giełdowymi, zaczęły działać na tych samych zasadach co sektor finansowy. Inwestycje w realny kapitał zeszły na drugi plan. Bo one zazwyczaj przynoszą zwrot dopiero w dłuższym okresie. A logika finansjalizacji skupia się raczej na okresie krótkim, na dywidendzie i kursie akcji. I tak w miarę upływu czasu w zachodnich gospodarkach realne inwestycje i zyski zupełnie się od siebie oddzieliły. Kiedyś one szły w parze. Dziś już nie idą.

Jeśli ktoś chce dowodów, odsyłam do badań empirycznych. Na przykład studium przeprowadzonego w roku 2009 przez Michaela J. Coopera ze Szkoły Biznesu im. Davida Ecclesa na Uniwersytecie Utah. W jego ramach ekonomista przebadał wyniki finansowe ponad tysiąca firm na przestrzeni dwudziestu lat. I wyszło mu, że im więcej zarabiają szefowie tych firm, tym gorsze wyniki takich spółek. To dokładnie ta sama logika opisana kilka chwil temu! Przecież w świecie wielkiego sfinansjalizowanego biznesu kategorią, która decyduje o sukcesie, jest zwrot dla akcjonariusza.

W praktyce zadaniem każdego prezesa jest więc przyniesienie jak najwyższych zysków w jak najkrótszym czasie. I każdy z nich doskonale wie, jak to się robi. Trzeba po prostu w ciągu pierwszego roku albo dwóch wycisnąć z firmy wszystko, co się da. Drogą do tego celu jest zazwyczaj cięcie kosztów. Tak osiąga się wynik, który można pokazać akcjonariuszom. Im wynik lepszy, tym większa szansa, że się dostanie kredyt zaufania na kolejną kadencję. W ten sposób taki prezes może w ciągu kilku lat stać się milionerem, nie inwestując ani grosza ze swoich własnych pieniędzy. I znowu ta sama diabelska logika. Im więcej płacimy prezesowi, tym bardziej chce on zadowolić mocodawców i dostarczyć im tego, czego chcą. Czyli szybkiego zysku. Zwykle po kilku latach wyjdzie na jaw, że firma nie była zarządzana rozwojowo, lecz jej kierownictwo myślało tylko o maksymalizacji bieżących profitów. Ale kogo to obchodzi? Prezes już swoje zarobił. Akcjonariusze podobnie. Nie ma nikogo, kto w tym układzie miałby interes w dbaniu o długofalową kondycję przedsiębiorstwa. Kiedyś prezes to robił, bo jego osobisty majątek rósł razem z firmą. Dziś zarabia fortunę w rok czy dwa. Zwłaszcza w dużych korporacjach.

Jeszcze za mało przykładów? No to spójrzmy na zjawiska outsourcingu i offshoringu (czyli przenoszenia kluczowych elementów łańcucha produkcji do krajów tańszych). Zachodnie korporacje dość szybko zauważyły, że neoliberalizm i globalizacja dają im niesamowite możliwości maksymalizacji zysków. Czyli również nadmuchania premii dla najwyższej kadry menedżerskiej. To był bezlitosny proces, bo nawet gdyby amerykański biznes nie chciał uciekać z kraju, to i tak zostałby do tego… zmuszony. Bo inwestorzy mówili do firm: zobaczcie, tam są niesamowite szanse na krociowe zyski. Nadal ich nie widzicie? To my zaraz pójdziemy do waszych konkurentów i sfinansujemy im przejęcia waszego biznesu. Więc i tak wasze firmy trafią do Chin. Ale już niestety bez was na pokładzie. Więc lepiej zróbcie to, co wam mówimy!

Dopiero teraz – po trzech dekadach intensywnej globalizacji (i o tym będziemy pisać w tym Atlasie) – przychodzi otrzeźwienie. I również bogaty Zachód zaczyna widzieć, że to, co dobre dla jego firm, okazało się zabójcze dla tamtejszych rynków pracy (offshoring zatrudnienia) czy finansów publicznych (offshoring podatkowy).sweezy_tonak3A gdzie w tym wszystkim tkwi staruszek Marks? No cóż. On to wszystko w zasadzie przewidział. Oczywiście nie całkiem on sam, tylko cały szereg autorów, którzy korzystając z marksowskich narzędzi, podjęli się opisu współczesnego kapitalizmu również po jego śmierci.

Znacie „Monthly Review”? Jeśli nie, to powinniście poznać. Czasopismo to założył w 1949 r. harwardzki ekonomista Paul Sweezy (to on siedzi z lewej na zdjęciu powyżej). Zmarł w 2004 r., nie doczekawszy kryzysu 2008 r. oraz renesansu zainteresowania jego teoriami. Na szczęście wychował sobie jednak grono godnych następców. Na czele z obecnym redaktorem naczelnym „Monthly Review” Johnem Bellamym Fosterem. Autorem (do spółki z Robertem McChesneyem) wydanej w 2012 r. (jest po polsku) książki „Kryzys bez końca”.

Czytanie autorów z kręgu „Monthly Review” jest ożywcze, bo ich nie interesuje kapitalizm z książeczek dla grzecznych dzieci (ewentualnie dla studentów pierwszego roku ekonomii), tylko ten realnie istniejący. Sweezy już w latach 70. nazwał go kapitalizmem monopolistycznym. Ten kapitalizm nie ma nic wspólnego z romantyczną opowieścią o wolnych homo economicusach, dzięki którym prowadzona przez niewidzialną rękę rynku podaż spotyka się z popytem, po czym żyją długo i szczęśliwie. Kapitalizm monopolistyczny charakteryzuje się potężną spiralą centralizacji i dominacją korporacyjnych form organizacji gospodarczej. Poszczególne branże są tutaj kontrolowane przez kilka oligopolistycznych firm, które w dziedzinie decyzji produkcyjnych oraz inwestycyjnych działają nie tyle w konkurencji do siebie, lecz – jak to ujął Schumpeter – „z wzajemnym poważaniem”.

Oczywiście i w tej superlidze gigantów dochodzi raz na jakiś czas do pewnych przesunięć. Czasem ktoś z niej spadnie (Kodak, Nokia), a czasem ktoś awansuje (Apple, Google). Warto jednak zwrócić uwagę, że każdy nowy „pistolet” szybko akceptuje obowiązujące tu reguły gry. I wszystkie swoje wysiłki koncentruje na uzyskaniu pozycji monopolistycznej w swojej działce, a jeszcze lepiej – zawiązuje oligopol kontrolujący kilka powiązanych ze sobą branż.sport-of-tycoons-carl-barksTo jest jednak moment, w którym kapitalizm zaczyna gryźć się w swój własny ogon. Giganci stają się jak disneyowski Sknerus McKwacz, który gromadzi w swoim skarbcu w Kaczogrodzie kolejne złote monety. Sweezy nazwał to zjawisko „nadakumulacją kapitału” charakteryzującą największe podmioty kapitalizmu monopolistycznego. To coś jakby zaklęty krąg. Niechęć posiadaczy kapitału do aktywniejszej polityki redystrybucyjnej rządu czy strach przed utratą konkurencyjności (mrożenie płac) sprawia, że stają oni wobec bariery popytu. Czyli, mówiąc wprost, nie ma wystarczającej liczby chętnych do kupowania ich towarów.

A przez to ogromna część zdolności wytwórczych gospodarki pozostaje niewykorzystana (istniejące dziś fabryki samochodów mogłyby bez trudu wyprodukować trzy razy tyle towaru co obecnie). One mają z kolei wpływ na brak inwestycji. Bo firmy z zasady nie są chętne, że inwestować w branżach, w których duża część istniejących zdolności pozostaje bezczynna. Malejącemu wykorzystaniu zdolności wytwórczych towarzyszy coś, co Foster i McChesney nazwali stagnacją zatrudnienia. Co jeszcze bardziej pogłębia barierę popytu. W efekcie im więcej korporacje zarabiają, tym bardziej spada ich ochota do reinwestowania zgromadzonych środków. Jeżeli spojrzeć na prywatne niemieszkaniowe inwestycje netto w gospodarce amerykańskiej, to spadły one z 4 proc. PKB w latach 70. do 3 proc. w latach 90. i 2,4 proc. w latach 2000–2010. Przypadek? Nie sądzę!

W tym miejscu dochodzimy więc do drugiego kluczowego wykresu, którym zmartwychwstały Marks mógłby nam machać przed oczami wrzeszcząc: „A nie mówiłem?!!”. Ten wykres wygląda tak:GRAPH EPI2584720.psdA co to oznacza, o tym już w następnym odcinku naszego Atlasu.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 51

Dodaj komentarz »
  1. A gdyby tak Marks zmartwychwstał?

    To bym go zapytal jak tam jest.

    Slawomirski

  2. Szanowny Panie Wos

    Dziekuje za interesujacy i zmuszajacy do myslenia wpis. A teraz z grubej rury w co i jak zainwestowac $1 000 000 aby nie stracic.

    Slawomirski

  3. Panie Rafale
    Bardzo ciekawe. Czekam na nastepny odcinek. Czy jest Pan tylko diagnostą, czy może zna Pan i pokaże lekarstwo. Bo ja widze tylko wojnę, kataklizm..

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. Pan Woś wymienia cykliczne kryzysy nadprodukcji z braku popytu jako przewidziane przez Marksa nieuniknione zjawiska ekonomiczne. Jednak kapitalizm dawno już znalazł na to lekarstwo. Nazywa się kredyt i zadłużenie państwa. Kredyt nakręca popyt a zadłużenie niweluje nierównowagę i ubytek rynkowy pieniądza spowodowany chomikowaniem wielkich jego ilości choćby w rajach podatkowych.
    Działało to pięknie aż do czasu, kiedy działalność finansowa nie usamodzielniła się i
    nabrała własnej dynamiki niezależnej od realiów. Zamieniła się w swoje przeciwieństwo. Zamiast niwelować rynek wywołała nadmiar płynności. Moderująco na rynek wpłynęły jednak działania władz Chin, które kosztem własnego narodu zalały rynki tanimi towarami chomikując u siebie pliki bilionów zielonych papierków bez wartości. Ciekawe, jak długo jeszcze i co zrobią, gdy zauważą, że USA chce po prostu zdjąć z rynku te pieniądze zamiast oddawać długi.
    Jeszcze jedno i tu wchodzi do gry psychologia, której u Marksa brak. Nagromadzenie tak potężnych środków na kontach niewielu ludzi nie pozostaje bez wpływu na ich mentalność. Teraz skutkuje przekonaniem, że wszystko wolno i cały świat musi stosować się do ich żądań. A jeśli nie, to wojna. Straszne i tragiczne jest to, że dzisiaj samo mówienie o wojnie przestało być tabu. I nie chodzi tu o nabuzowanych nienawiścią głupków w krajach frontowych bo oni zostaną zdmuchnięci w kilka minut. Chodzi o tych, których stać na bunkry zdolne przetrwać albo na całe wyspy, których nie warto atakować. Tym się wydaje, że są ponadto. Mylą się bardzo bo co im po zwycięstwie, kiedy zostaną sami. Ale niestety, wszystko zdaje się podążać w tym kierunku.

    Mimo to: Rozszerzenie Marksa o wymiar psychologiczny byłoby niebanalne.

  6. Z wielkim zainteresowaniem odwiedzam Panski blog.
    Z gory zaznaczam, ze jako architect znam sie na ekonomii srednio na jeza.
    Troche jej liznalem robiac MBA w Australii no i czytam od deski do deski The Economista (z reguly sie z nim nie zgadzajac…) oraz ze trzy razy przestudiowalem Castellsa.

    Moja osobista teoria obecnego kryzysu jest prosta jak swinski ogon:
    Przyczyny sa polityczne!

    Otoz of Reagana i Thatcher zatryumfowala ideologia – mniej panstwa a wiecej wolnego rynku.
    Co spowodowalo naturalne konsekwencje w zmniejszaniu roli kontrolnej i redystrybucyjnej panstwa.

    A kapitalizm ma swoja naturalna wewnetrzna sprzecznosc – o ile w pelni uzasadniona jest maksymalizacja zysku wlasciciela to stoi ona w sprzecznosci z dochodem pracownika.
    Pracodawca kazdej firmy bedzie chcial wyprodukowac jak najwiecej jak najtaniej – to logiczne naturalne.
    W efekcie oslabienia sily przetargowej „sily roboczej” ( ma tu tez swoja ogromna role globalizacja – gdzie produkcje mozna latwo przeniesc ale konsumpcje…juz nie za bardzo oraz automatyzacja – najgorsze przed nami) konsumenci zostali wycisnieci przez efektywny system wolnorynkowy do tego stopnia, ze zaczelo brakowac najwazniejszego paliwa kapitalizmu – popytu!

    Zeby temu zaradzic zaczeto tworzyc „sztuczne zasilanie” nie tykajac podstawowego dogmatu (panstwo rece precz od rynku i w konsekwencji redystrybucji).
    Cala afera z zadluzaniem i „zamoznoscia” z powodu kapitalu w sztucznie wywindowanej warosci domow w USA byla konieczna (Greenspan nawet tego nie ukrywal – trzeba pobudzic…gospodarke) by to 80% ekonomii polegajace na konsumpcji moglo dalej isc do przodu… bo faktyczne dochody wiekszosci ludzi… ulegly stagnacj (powody patrz wyzej).

    Teraz tez cos sie nie moze ruszyc bo niby skad znalezc ten popyt?

    Przeciez wlasciciele Apple nie kupia sobie kazdy po milionie nowych telefonow a potencjalni nabywcy (75% populacji) lataja jak koty z pecherzem z trzech swiercetatow, z jednego na drugi by przetrwac do pierwszego…
    Sa wydajni ale relatywnie biedni.
    Ciezko im dac kolejna pozyczke…bo ile mozna.

    Zaloze sie, ze wczesniej czy pozniej dojdzie do jakiejs formy odluzenia bo koniecznego wzrostu opodatkowania kapitalu z powodow ideologicznej slepoty sie nie spodziewam.
    To masowe odluzenie bedzie mialo na celu tylko jedno.
    Nowe zadluzenie, ktore zasili ekonomie jego konieczna krwia wyssana umiejetnie przez ten sam system… popytem.
    O ile sie nie myle pisal o tym dziwnie zapomniany polski ekonomista „marksista” Znaniecki.

  7. Pytanie co to oznacza?Czy to oznacza znowu światową mordownię czy pogłębienie (czy rozwój )globalizacji.Siłą rzeczy popyt społeczeństwach zachodnich będzie spadał lub rósł umiarkowanie a w Chinach ,Indiach i podobnych krajach będzie rósł.Ku czemu zmierzamy?Na tym poziomie zaludnienia czy przeludnienia powinniśmy znaleść globalne rozwiązania albo czeka nas mordownia.

  8. Teorii, analiz i winnych w ekonomi jest bez liku. Tak samo jak recept na poprawe sytuacji. Mnie bardziej interesuje gdzie sie cos powiodlo i dlaczego, czyli „best practis”. Ma ktos aktualne przyklady i zrodla?

  9. Oczywiście Michał Kalecki.
    Nie Znaniecki – choć też był wybitny…

  10. Szanowny Panie Redaktorze,

    Ogromnie się cieszę, że pan otworzył blog.
    Już pierwsze teksty pokazują, że jest to coś zupełnie innego niż praktykują pana sąsiedzi na http:www.polityka.pl. Zamiast bieżącej politycznej „nawalanki”, komentarze będące efektem sporego oczytania, umiejętności logicznego myślenia i odwagi stawiania niepopularnych czy wręcz „niesłusznych” tez.
    Co mnie, człowieka, który swego czasu specjalnie dla pana tekstów kupował sobotnio-niedzielne wydania DZIENNIKA GAZETY-PRAWNEJ akurat zupełnie nie dziwi.
    Gorąco pozdrawiam i życzę wytrwałości.

  11. Przykładem klasycznym niewyobrażalnego kryzysu „kapitalizmu kapitałowego” jest zakup Monsanto przez firmę Bayer. Kilkadziesiąt lat temu byłaby możliwa tylko odwrotna transakcja. W latach 50-tych XX wieku to Monsanto by mogło kupić Bayer. W latach 50-tych XX wieku nikt nie przewidywał sukcesu ekonomicznego komunistycznych Chin.
    W XXI wieku powstają kolejne kolosy zjadające własne ogony sukcesu technologicznego drugiej połowy XX wieku. Nadmiar wirtualnego kapitału tworzy problemy polityczne niemożliwe do rozwiązania bez wojen, których efekty są nieprzewidywalne. Tych przyszłych zmian nie da się przewidzieć, opisać i im zapobiegać, ponieważ lobbyści wielkiego kapitału tworzą prawo dla wielkiego kapitału i zupełnie nie interesuje ich końcowy, nieprzewidywalny efekt ich działań.
    Kapitał nie ma ojczyzny i to jest jego największą wadą.

  12. woytek
    1. To nie jest zupełnie tak, że kapitał nie ma ojczyzny, jako że kapitaliści jednak mają swoje ojczyzny i stąd możliwe są walki pomiędzy kapitałem n.p. niemieckim a amerykańskim, francuskim a angielski czy też rosyjskim a chińskim.
    2. Kapitalizm zaś odejdzie do lamusa historii, podobnie jak dawniej odeszło niewolnictwo i feudalizm, ponieważ kapitalizm jest systemem, w którym interesy pojedynczych kapitalistów są sprzeczne z interesami kapitalistów jako klasy społecznej, a więc to, co wydaje się być dobre dla pojedynczego kapitalisty (na przykład wysokie bezrobocie i niskie płace) jest niekorzystne dla kapitalistów jako klasy społecznej, jako że wysokie bezrobocie i związane z nim niskie płace ograniczają popyt a tym samym ograniczają też i zyski kapitalistów i prowadzą do kolejnych kryzysów nadprodukcji, a tym samym do bankructwa wielu kapitalistów. Dotychczas interwencjonizm państwowy umożliwiał kapitalistom na wyjście z kolejnych kryzysów, ale to jest przecież tylko rozwiązanie tymczasowe i prowizoryczne, jako że interwencjonizm nie usuwa przecież przyczyn kryzysów kapitalizmu, a tylko łagodzi ich objawy.

  13. Panie Redaktorze,
    1. Sektor finansowy jest sektorem wirtualnym a więc jego zyski są też tylko wirtualne. Sektor ten bowiem niczego realnego nie produkuje, ale zużywa on w swej na ogół szkodliwej społecznie działalności całkiem realne zasoby, a więc zysk generowany przez ten sektor powinien być ODEJMOWANY od PKB i wtedy dopiero przekonalibyśmy się, jakie są realne wielkości poszczególnych gospodarek świata. Pewne jest, że PKB takich państw jak na przykład USA czy UK zmalał by dramatycznie, a dominacja gospodarcza Chin znacznie by się wtedy umocniła, także w statystykach PKB.
    2. O oddzieleniu się własności kapitału od zarządzania nim pisał już w latach 1960, profesor John Kenneth Galbraith, jeden z najwybitniejszych ekonomistów XX i XXI wieku, który określił współczesny amerykański i generalnie światowy kapitalizm jako gospodarkę opartą o “niewinne oszustwa” w swym ostatnim dziele p.t. „The Economics of Innocent Fraud” („Ekonomia niewinnego oszustwa”). Polecam też jego inne dzieła takie jak n.p. „American Capitalism”, „The Affluent Society”, „The New Industrial State”, „Economics and the Public Purpose”, „The Nature of Mass Poverty”, „The Anatomy of Power” (niektóre z nich dostępne są także i po polsku).
    3. Oczywiste jest też, że w kapitalizmie płace relane ludzi pracy maleją, tyle że nie absolutnie, a ‚tylko’ w stosunku do zysków firm. Inaczej mówiąc, udział ‚v’ (płac) w wartości wytworzonego towaru maleje a udział ‚m’ (zysku) rośnie, co jest głównym powodem praktycznie dziś już permanentnego kryzysu nadprodukcji, w którym światowy kapitalizm pogrążony jest praktycznie permanentnie od lat 1970., czyli od tzw. kryzysu energetycznego, który, by the way, rozłożył niejako „przy okazji” gospodarkę PRLu, mocno wówczas zadłużoną na Zachodzie, a co przyniosło także znane nam dobrze polskie wydarzenia z początku lat 1980., czyli „solidarnościowy karnawał” strajków. który dobił ówczesną gospodarkę PRLu a tym samym, zapoczątkował on serię wydarzeń, których uwieńczeniem była nieudana gorbaczowska pierestrojka i spowodowany nią upadek ZSRR i władzy bolszewików w Europie Wschodniej.
    4. Jak to już napisałem do woytka, kapitalizm odejdzie do lamusa historii, podobnie jak dawniej odeszło niewolnictwo i feudalizm, ponieważ kapitalizm jest systemem, w którym interesy pojedynczych kapitalistów są sprzeczne z interesami kapitalistów jako klasy społecznej, a więc to, co wydaje się być dobre dla pojedynczego kapitalisty (na przykład wysokie bezrobocie i niskie płace) jest niekorzystne dla kapitalistów jako klasy społecznej, jako że wysokie bezrobocie i związane z nim niskie płace ograniczają popyt a tym samym ograniczają też i zyski kapitalistów i prowadzą do kolejnych kryzysów nadprodukcji, a tym samym do bankructwa wielu kapitalistów. Dotychczas interwencjonizm państwowy umożliwiał kapitalistom na wyjście z kolejnych kryzysów, ale to jest przecież tylko rozwiązanie tymczasowe i prowizoryczne, jako że interwencjonizm nie usuwa przecież przyczyn kryzysów kapitalizmu, a tylko łagodzi ich objawy.

  14. Woś za późno się urodził. W PRLu zrobiłby karierę jako partyjny intelektualista udowadniający wyższość socjalizmu nad kapitalizmem. Wiem, że Wosia to nie interesuje i nie będzie odpowiadał na polemikę, ale ktoś musi Wosiowe nonsensy prostować.
    1. Marks, gdyby zmartwychwstał, powinien się zdziwić, że wbrew jego zapowiedziom kapitalizm nie upadł, ma się dobrze i obejmuje coraz nowe obszary. Powinien był to zauważyć już za swojego życia, ale wtedy musiałby się przyznać do błędu, a tego ludzie, a w szczególności intelektualiści, nie lubią.
    2. Woś usilnie udaje, że nie wie, że kapitalizm się obecnie nie ogranicza do krajów bogatego zachodu. Bogaty zachód stanowi obecnie 11 % ludzkości, pozostałe 89 % mieszka gdzie indziej i w ciągu ostatnich 40 lat te 89 % radykalnie zyskało i zostało wyciągnięte ze skrajnej biedy za sprawą ekspansji kapitalizmu. Jest to największy sukces gospodarczy w historii ludzkości. Woś jako lewicowy intelektualista ma oczywiście gdzieś biedniejsze 89 % ludzkości. Jego interesuje prowadzenie publicystycznej batalii przeciw intelektualistom nie udającym niedoinformowania, w przeciwieństwie do Wosia. Jaka jest jednak kondycja moralna Wosia, jeśli ma 89 % ludzkości gdzieś? Chyba nie najlepsza, coś mnie się tak zdaje. Woś by chciał, żeby ludzie w Afryce, Azji i Ameryce Południowej oraz Europy Wschodniej przymierali głodem, bo tak było za Roosevelta. A Roosevelt był fajny, nie?
    3. Robotnicy w świecie bogatego zachodu należą do 11 % najbogatszych ludzi na planecie i nie ma powodu, żeby stawali się jeszcze bardziej kuriozalnie bogaci. Wzrost produktywności amerykańskiej gospodarki nie wynika z pracy tamtejszych robotników, tylko z ekspansji kapitalizmu na inne kontynenty i zarządzania przez amerykańskie korporacje światową gospodarką, słusznie zatem zyski płyną do inwestorów, którzy te zyski inwestują w podnoszenie poziomu życia biedniejszej 89 % ludzkości. Gdybyśmy ten ciąg przerwali i odebrali pieniądze inwestorom, poziom życia w krajach ubogich podnosiłby się o wiele wolniej. Ale co to Wosia obchodzi? Jaka jest jego kondycja moralna już ustaliliśmy. Amerykański robotnik może również podnieść swoje zyski, wystarczy, że swoich zarobków nie skonsumuje w całości i przeznaczy na inwestycje.
    4. Wymyślenie nowego słowa jak np. ‘finansjalizacja’ nie jest jeszcze wyjaśnieniem. Koncentracja usług finansowych w miejscach najbogatszych nie jest ani złe, ani zaskakujące, ani nowe. Tak samo było w średniowieczu i starożytności, że w najbogatszych miastach powstawały ośrodki finansowe. Patologią jest jedynie dotowanie sektora finansowego przez państwo kosztem reszty społeczeństwa za pomocą lewicowej polityki monetarnej powiększania podaży pieniądza przez bank centralny w celu pobudzenia popytu. Tak się składa, że Woś jest entuzjastycznym zwolennikiem tej patologicznej polityki wspierania banków, prowadzącej do kryzysów finansowych, przypisywanych przez Wosia oczywiście kapitalizmowi, a nie swoim pomysłom.
    5. Jeżeli ludzie nie chcą kupować 3 razy więcej samochodów, które rzekomo fabryki mogą wyprodukować (chyba Woś trochę przesadził), to nie świadczy o braku popytu, tylko o błędnej inwestycji w niepotrzebne fabryki samochodów. Ludzie nie są tak głupi, żeby kupować niepotrzebne samochody i mają rację. Wyprodukowanie tych niepotrzebnych samochodów kosztuje nie tylko wybudowanie fabryki, ale także zatrudnienie kolejnych zasobów na produkcję, a te zasoby są bardziej potrzebne gdzie indziej, jeśli produkcja dodatkowych samochodów się nie opłaca. Słusznie niepotrzebne fabryki są zamykane. Skąd się jednak te niepotrzebne inwestycje w fabryki samochodów oraz domów mieszkalnych i innych budynków biorą? Ano z lewicowej polityki monetarnej taniego kredytu dla pobudzania popytu. Ta kuriozalna polityka szkodzi gospodarce od kilkudziesięciu lat i ciągle jest prowadzona, ze zmiennym natężeniem. Dodatkowy pieniądz wpompowany w banki przez państwo zaniża odsetki od kredytów na pewien czas, wprowadza ludzi w błąd, że będzie ich stać na zakup domów i samochodów, następnie stopy procentowe rosną wracając do normalnego poziomu i robi się kryzys, wtedy bank centralny uruchamia kolejny cykl taniego pieniądza prowadząc do kolejnego jeszcze większego kryzysu itd.
    6. Wiem, że dla lewicowego intelektualisty będzie to szokiem, ale gospodarka nie służy do ‘dmuchania PKB’, ale do zaspokajania ludzkich potrzeb, które oni sami najlepiej znają. Nie potrzebują interwencji państwa, żeby nimi pokierowało. Polityka ‘dmuchania PKB’, której się Woś domaga, nie przynosi ludziom ani szczęścia, ani dobrobytu, ani nawet wzrostu PKB na dłużej niż kilka lat po których następuje kryzys finansowy zjadający cały wzrost. Im dłużej państwo dmucha PKB tym mniejszy ma to skutek i tym szybciej prowadzi do kryzysu.
    7. Jeśli firmy rzekomo nie inwestują, bo nie ma wzrostu PKB (tak jest na bardzo krótką metę), to należy ułatwić wypłatę dywidend poprzez likwidację podatku PIT od dywidendy. W to miejsce można podnieść np. stawkę CIT, żeby uzupełnić dochody państwa. Akcjonariusze dostaną pieniądze i coś z nimi zrobią, zainwestują albo skonsumują. Mogą też zaczekać na spadek cen, jeśli uważają, że to będzie opłacalne i nic w tym złego. W XIX wieku ceny spadały przez kilkadziesiąt lat (od wojen napoleońskich do 1896 roku, potem był mikroskopijny wzrost cen do 1914 roku) i żadna katastrofa gospodarcza nie nastąpiła. Spadek cen przy stałej podaży pieniądza jest korzystny dla konsumentów, a przedsiębiorstwa się do tego same dostosowują, bo nie mają innego wyjścia.
    8. Przypominam też, że rozwój kapitalizmu w XIX wieku był również eksportem kapitału z centrum w Londynie, na tak zapyziałe zadupia, jak USA, gdzie w wiele miejsc trudniej było dotrzeć niż dzisiaj do Bangladeszu. Może Woś powinien się domagać odwrócenia tego procesu i powrotu do XVIII wiecznej biedy w USA (i generalnie wszędzie), skoro kapitalizm jest zły?

  15. Krzysztof Mazur – 29 września o godz. 20:13 62
    To ma być argument: „Woś za późno się urodził. W PRL-u zrobiłby karierę jako partyjny intelektualista udowadniający wyższość socjalizmu nad kapitalizmem.”?

  16. Krzysztof Mazur
    1. Marks wieszczył upadek kapitalizmu, ale tak w taki sam sposób, jak przed im upadło niewolnictwo czy też feudalizm, czyli w sposób naturalny, po wyczerpaniu się jego możliwości rozwojowych. Poza tym, to współczesny kapitalizm mało przypomina ten z czasów Marksa, także i dlatego, że zapoczątkował on nowoczesny ruch pracowniczy, który łagodząc ekscesy kapitalizmu, przedłużył jego istnienie, a raczej agonię.

  17. Krzysztof Mazur
    2. O kapitalizmie możemy mówić w zasadzie tylko w bardziej rozwiniętych państwa świata. Poza tym, to z biedy wyciągnięto ostatnio ludzi tylko w Chinach, gdzie rządzą, jak by nie było, komuniści. Wszędzie indziej obszar biedy się powiększa, a pamiętajmy, że powiększa się on dziś także na Zachodzie, jako że po upadku ZSRR kapitaliści uznali, że nie muszą się oni dłużej obawiać „demoralizującego” przykładu płynącego ze Wschodu, n.p. braku na tymże Wschodzie bezrobocia czy też nędzy. Poza tym, za Roosevelta, to ludzie przymierali początkowo głodem także i w USA. Ty zaś atakujesz tu znów Wosia jako człowieka, a nie jego poglądy, co bardzo źle o tobie świadczy. 🙁

  18. Krzysztof Mazur
    Robotnicy na Zachodzie biednieją ostatnio z roku na rok, a bogacą się tam tylko kapitaliści. Wzrost wydajności pracy na Zachodzie wynika bowiem z postępu technicznego, który jednak będąc pracooszczędnym, generuje tamże bezrobocie w więc też i biedę. Zyski ciągnięte z tej zwiększonej wydajności pracy wcale nie płyną do ubogich, a tylko zwiększają one, i tak już ogromne, majątki garstki bogaczy. Zaś robotnik na Zachodzie zarabia tylko tyle, aby być w stanie wydajnie pracować, a więc nie ma on możliwości zostania kapitalistą drogą oszczędzania, czyli rezygnacji z konsumpcji, jako że oszczędzając, nie miał by on siły aby pracować zarobkowo.

  19. 4. Krzysztof Mazur
    Patologią jest jedynie dotowanie sektora finansowego przez państwo drogą zadłużania się przez państwo w prywatnych bankach. Pisał o tym dawno temu Karol Marx (dokładnie w roku 1850) w swym, jakże wciąż aktualnym dziele p.t. „Walki Klasowe we Francji” (http://www.marxists.org/polski/marks-engels/1850/wkwf). W wielkim skrócie – rządy państw kapitalistycznych (nie ważne tu jest jakiej orientacji – od socjaldemokracji i „zielonych” po konserwatystów i liberałów) zadłużają się w prywatnych bankach czyli na tzw. rynku finansowym (w przypadku rządu Grecji, Portugalii czy Polski głównie u bankierów zagranicznych) tylko dla tego, że te rządy są zależne od bankierów, a nie ma przecież dla bankierów lepszego dłużnika niż rząd, który przecież praktycznie zawsze (prędzej czy później) spłaca swoje długi pieniędzmi podatników. Proszę też podać, gdzie red. Woś jest entuzjastycznym zwolennikiem w/w patologicznej polityki wspierania prywatnych banków przez rządy?

  20. 5. Krzysztof Mazur
    Skąd się te niepotrzebne inwestycje w fabryki samochodów oraz domy mieszkalne i inne budynki biorą? Ano z kapitalistycznego dążenia do maksymalizacji prywatnego zysku, z produkcji dla uzyskania zysku, a nie dla zaspokojenia potrzeb ludności oraz z chaotycznego, bezplanowego rozwoju w ramach tegoż kapitalizmu, o czym już pisałem na tym blogu.

  21. 6. Krzysztof Mazur
    Tak, gospodarka nie służy do ‘nadmuchiwania PKB’, ale do zaspokajania ludzkich potrzeb. Ale przypominam raz jeszcze, że kapitalizmie rządzi dążenie do maksymalizacji prywatnego zysku, a więc produkuje się w nim tylko dla uzyskania możliwe jak największego zysku, a nie dla zaspokojenia potrzeb ludności o czym pisałem już na tym blogu. Poza tym, to w kapitalizmie mamy do czynienia z manipulacją potrzebami konsumenta, z ogromną machiną marketingu, która służy tylko i wyłącznie temu, aby ludzie kupowali nie to, co jest im realnie potrzebne, ale to, czego produkcja przynosi największe zyski kapitalistom. A tak się dziwnie składa, ze najlepiej zarabia się na produktach wręcz szkodliwych dla konsumentów, n.p. na tzw. śmieciowym żarciu (junk food), toksycznej Coca Coli, na produkcji i sprzedaży alkoholu, papierosów i broni, że nie wspomnę tu o narkotykach, de facto wciąż reklamowanych w kinie, prasie a nawet i w telewizji. Kryzysy w kapitalizmie biorą się zaś z braku dostatecznej interwencji państwa, a nie na odwrót. Są one bowiem znane z czasów, kiedy to etatyzm w ogóle nie był jeszcze znany, nawet w teorii ekonomii.

  22. 7. Krzysztof Mazur
    Prywatne firmy nie inwestują, jeśli nie widzą one przyszłego zysku z inwestowania. Likwidacja podatku od zysku nic tu nie zmieni, jako że kapitalista inwestuje dla zysku, a nie dla samego tylko inwestowania. Jeśli nie widzi on zysku z inwestycji, to nie inwestuje, choćby nawet stopy procentowe były zerowe albo nawet i ujemne. Akcjonariusze są zaś z reguły osobami bogatymi, a więc nadwyżki pieniędzy oni zwyczajnie schowają, jeśli nie widzą oni sensu w ich zainwestowaniu. A czekanie na spadek cen oznacza zawsze deflację, z którą mamy do czynienia dziś i mieliśmy do czynienia w latach Wielkiego Kryzysu lat 1930. W XIX wieku były owszem okresy spadania cen, ale wtedy był zupełnie inny kapitalizm, oparty na podboju coraz to nowych kolonii, skąd płynęły tanie surowce i tania siła robocza. Ale dziś nie ma już nowych kolonii do podbicia, a więc gospodarka stała się grą o sumie zerowej, czyli że wzrost zysku jednego kapitalisty musi być opłacony spadkiem zysku u innego kapitalisty. Spadek cen oznacza obecnie, tak samo jak podczas Wielkiego Kryzysu lat 1930., spadek zysków, a więc brak inwestycji, co powoduje jeszcze większy spadek zysków związany z coraz mniejszym popytem a więc coraz większym bezrobociem. Gospodarka zostaje wciągnięta w spiralę deflacyjną, co widzimy dziś najlepiej na przykładzie Japonii. Twoje koncepcje prowadzą więc bezpośrednio do wciągnięcia Polski w podobną spiralę, co miało już zresztą miejsce za (nie)rządów Balcerowicza, kiedy to w ciągu kilku lat bezrobocie skoczyło z zera do kilkunastu procent, a polska gospodarka skurczyła się w realnych terminach do mniej więcej swojej połowy.

  23. 8. Krzysztof Mazur
    Tak, rozwój kapitalizmu w XIX wieku był również eksportem kapitału z centrum w Londynie do kolonii, ale co to dało mieszkańcom owych kolonii poza ich zniewoleniem i zniszczeniem ich lokalnej kultury? Czy ty aby naprawdę sądzisz, że Holokaust Indian Amerykańskich, Aborygenów Australijskich czy też Murzynów Kongijskich był samym tylko dobrem, jako że umożliwił on skolonizowanie Ameryki, Australii i Afryki a więc wciągniecie tych kontynentów w orbitę kapitalizmu? Jak ci też już tłumaczyłem, wzrost zamożności ludzi pracy na Zachodzie, głównie zresztą w latach 1945-1980, wynikał głównie z z postępu technicznego, który jednak będąc pracooszczędnym, generuje bezrobocie w więc też i biedę, a zyski ciągnięte ze zwiększonej, dzięki postępowi technicznemu, wydajności pracy wcale nie płyną do ubogich, a tylko zwiększają one, i tak już ogromne, majątki garstki bogaczy.

  24. Dobranoc!

  25. @ KrzysztofMazur
    Dobrze jest poznac argumenty czlowieka, ktory ma solidna wiedze ekonomiczna. I choc na tym blogu moga one byc wolaniem na puszczy, z przyjemnoscia przeczytam kolejne Twoje sprostowania. Przy pozorach obiektywnosci, powolywaniu sie na (niektore) dane pan Wos ociera sie o dezinformacje.

  26. Teorii, analiz i winnych w ekonomi jest bez liku. Tak samo jak recept na poprawe sytuacji. Mnie bardziej interesuje gdzie sie cos powiodlo i dlaczego, czyli „best practis”. Ma ktos aktualne przyklady i wiarygodne zrodla?

  27. To zabawne
    Ale dzisiejsi aborydzenscy mieszkancy Australii zyja krocej dzieki zdobyczom kapitalizmu i „wyzszej cywilizacji” niz ich przodkowie z czasow gdy zajmowali sie zbieractwem i lataniem na golasa z bumerangiem po stepie.

    „Prymitywny” przedstawiciel plemiona mysliwsko zbierackiego „pracowal” srednio 2 godziny dziennie… w pozostalym czasie „grajac na bebnie albo malujac na skalach freski, tanczac i opowiadajac dzieciom historie”
    zyl w pelnej rownowadze z natura, w poczuciu glebokiej wspolnoty ze swoi plemieniem.

    Teraz na skutek
    „postepu” jest z reguly alkoholikiem majacym szanse dozyc w niby egzystencji do piecdziesiatki…

    |

  28. Panie Mazur,
    Nie trzeba zbyt wielkiego wysilku intelektualnego zeby zrozumiec , ze Pan Wos pisze z lekkim przymruzeniem oka w formie intelektualnej prowokacji.
    Anglicy mowia, ze:
    ” Sarkazm to najniższa forma dowcipu,
    za to najwyższa forma inteligencji…. „.

  29. KrzysztofMazur
    Zgadzam sie z panem. Bez kapitalizmu w Polsce siedzielibysmy w kurnych chatach i odrabialibysmy panszczyzne. Jakowalski atakuje kapitalizm zaciekle wiec powinien przeniesc sie do jednego z tych rajow szczescia takich jak Kuba czy Polnocna Korea. Z slowami powinny isc czyny. Jak nie sie nie podobal komunizm do wyjechalem do stolicy kapitalizmu.

  30. Kruk
    Pan Krzysztof Mazur powtarza w kółko wyświechtane frazesy zwolenników kapitalizmu, nic nowego nie wnosząc tym samym do dyskusji poza dezinformacją. Nie ma on także nawet elementarnego pojęcia o ekonomii, jako że jego wiedza ogranicza się do znajomości niespójnych fragmentów kursu ortodoksyjnej teorii ekonomii na poziomie pierwszego roku studiów marnej wyższej uczelni oraz nie ma on nawet najmniejszego pojęcia o praktycznej stronie ekonomii. Natomiast Pan Redaktor Woś posiada solidną wiedzę zarówno z zakresu teorii jak też i praktyki ekonomii. Mogę to stwierdzić, jako że ekonomię studiowałem zarówno na Wschodzie (warszawska SGPiS, wówczas najlepsza chyba ekonomiczna uczelnia naszym regionie) oraz na Zachodzie (The University of Melbourne – najlepszy na południowej półkuli i mieszczący się w górnej połowie pierwszej setki wszelakich światowych rankingów) oraz na podstawowe mojej długoletniej praktyki zawodowej, głównie w sektorze finansów oraz informatyki (ICT). A jakie uczelnie kończyłeś Ty Kruku oraz Pan K. Mazur? Jakie macie doświadczenie zawodowe?

  31. Kruk
    Pan Krzysztof Mazur powtarza w kółko wyświechtane frazesy zwolenników kapitalizmu, nic nowego nie wnosząc tym samym do dyskusji poza dezinformacją. Nie ma on także nawet elementarnego pojęcia o ekonomii, jako że jego wiedza ogranicza się do znajomości niespójnych fragmentów kursu ortodoksyjnej teorii ekonomii na poziomie pierwszego roku studiów marnej wyższej uczelni oraz nie ma on nawet najmniejszego pojęcia o praktycznej stronie ekonomii. Natomiast Pan Redaktor Woś posiada solidną wiedzę zarówno z zakresu teorii jak też i praktyki ekonomii. Mogę to stwierdzić, jako że ekonomię studiowałem zarówno na Wschodzie (warszawska SGPiS, wówczas najlepsza chyba ekonomiczna uczelnia w naszym regionie) oraz na Zachodzie (The University of Melbourne – najlepszy na południowej półkuli i mieszczący się w górnej połowie pierwszej setki wszelakich światowych rankingów) oraz na podstawie mojej długoletniej praktyki zawodowej, głównie w sektorze finansów oraz informatyki (ICT). A jakie uczelnie kończyłeś Ty Kruku oraz Pan K. Mazur? Jakie macie doświadczenie zawodowe?

  32. @jakowalski
    30 września o godz. 11:18 80

    Tak, to bardzo zastanawiające jak niektórzy – zwykle kompletni dyletanci – natychmiast rozpoznają „czlowieka, ktory ma solidna wiedze ekonomiczna” i bez mrugnięcia okiem potrafią zawyrokować, że „pan Wos ociera sie o dezinformacje.”
    A ich rozumowanie jest niezwykle proste: jak ktoś pisze tak jak im się wydaje, że powinno być to ma „solidną wiedzę ekonomiczną” – albo historyczną, medyczną i wszelaką inną. Jak ktoś głosi poglądy niezgodne z ich dyletanckim wyobrażeniem o przedmiocie dyskusji to zaraz „ociera się o dezinformację”…

  33. @jakowalski
    30 września o godz. 11:18 80

    Jeszcze pociągnę może temat „kruka” bo to dość typowy przykład. Niestety, nie tylko radosnego zaśmiecania blogów ale także – co przecież znacznie poważniejsze – mizerii naszych mediów.
    Weźmy dzisiejsze wydanie DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ. Sebastian Stodolak, w artykule omawiającym nadzwyczaj kiepską rozpoznawalność nazwisk współczesnych polskich ekonomistów na świecie, tak m.in. pisze:

    „W historii polskiej myśli ekonomicznej figurują nazwiska potężne. Ot, choćby Oskar Lange – może i socjalista (sic! – grzerysz), ale jeden z najbardziej rozpoznawalnych ekonomistów pierwszej połowy XX w. na świecie…”

    Tak, może i socjalista, ale…
    Dobry fachowiec ale bezpartyjny…

    A teraz pytanie za złotówkę: czy Sebastian Stodolak, który dołączył na początku roku do redakcji DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ (Infor Biznes), gdzie zajmie się tematyką ekonomiczną, ukończył studia ekonomiczne? A może politologiczne, stosunki międzynarodowe, historię ze specjalizacją w dziejach gospodarczych albo też w historii myśli ekonomicznej?
    Nie, pan Stodolak ukończył jeden z tych kierunków, które ukończyła zdecydowana większość dziennikarzy dyletancko i nieudolnie objaśniających czytelnikom i widzom zawiłości współczesnej ekonomii, polityki, geopolityki, stosunków międzynarodowych. A króluje tu filologia polska, kulturoznawstwo, nauka o teatrze, geologia a nawet … zootechnika. No i bardzo częsty ostatnio fach wśród wielu naszych dziennikarzy, „speców” od tematyki ekonomicznej i geopolitycznej – filozofia…

  34. Kruk, Krzysztof Mazur i inni zwolennicy kapitalizmu
    1. Każdy myślący człowiek wie doskonale, że sens ekonomiczny i społeczny ma tylko profilaktyka, ale tę to politycy będący na garnuszku kapitalistów oraz lekarze i farmaceuci zaciekle zwalczają, jako że nie da się na niej tak dobrze zarobić jak na leczeniu przewlekle chorych. Innymi słowy, winny praktycznie 100% problemów, które mamy ze służbą zdrowia, jest kapitalizm – system w którym liczy się tylko i wyłącznie krótkoterminowy zysk, a nie człowiek, a więc wszelakie prawdziwe reformy systemu ochrony zdrowia muszą się nie udać w kapitalizmie, jako że godzą ono w samo serce kapitalizmu, czyli w pogoń za maksymalizacją zysku. Ale tego, to nam nie powie ani Kruk ani też Krzysztof Mazur…
    2. Teoretycznie, to lekarz nie powinien ograniczać się do leczenia chorób, a powinien on zaś dbać o to, by jego podopieczni nie chorowali, jako że choroba podopiecznego, to jest porażka opiekującego się nim lekarza. Ale lekarz działający w ramach kapitalizmu jest także homo oeconomicus, a więc dobrze wie, że opłacają się mu tylko pacjenci chorzy i to najlepiej ciężko oraz przewlekle, jako że na profilaktyce to lekarze tylko tracą pacjentów (a wraz z nimi i zyski), a zyskują oni (lekarze) finansowo tylko na braku profilaktyki. Stąd też mafia lekarsko-farmaceutyczna robi zawsze wszystko co może, aby zwalczać profilaktykę.
    3. Wiadomo na przykład, że bardzo dużo chorób bierze się z niewłaściwego trawienia, a to z kolei zależy w dużym stopniu od stanu uzębienia. Ale lekarze, zamiast wprowadzić powszechną, darmową opiekę dentystyczną, w tym też i protetykę, wolą obecny system, w którym osoby z chorymi zębami albo z ich brakiem, źle trawią i przez to stają się one pacjentami lekarzy, którzy zarabiają na zaleczeniu objawów wynikłych ze złego stanu uzębienia. I tak będzie dotąd, aż wreszcie padnie kapitalizm. 🙁
    4. Niestety, ale przykład Kuby, która przy 20-krotnie niższych nakładach per capita na medycynę niż w USA ma taką samą średnią długość życia a nawet i niższą śmiertelność niemowląt, niczego nie jest w stanie nauczyć naszych polityków, jako że są oni doszczętnie skorumpowani przez mafię lekarsko-farmaceutyczno-szpitalną, która wręcz kwitnie w tym z definicji chorym systemie, jakim jest kapitalizm. 🙁

  35. Po przeczytaniu felietonu redaktora Wosia pt.” A gdyby tak Marks zmartwychwstał?” sięgnąłem na półkę mojej biblioteki, aby wrócić do nieczytanej od lat pracy Francisa Wheena „Karol Marks. Biografia (Wydawnictwo W.A.B., rok wydania: 2005). Autor tej publikacji opisuje we wstępie pogrzeb Karola Marksa na londyńskim cmentarzu Highgate. który miał miejsce 17 marca 1883 roku. W mowie pogrzebowej Fryderyk Engels przepowiedział „Twoje dzieło i imię Twoje żyć będą przez wieki”. Wtedy wydawało się to jedynie pobożnym życzeniem;Engels miał jednak rację.
    Historia XX wieku to przecież dziedzictwo Marksa. Stalin, Mao, Che, Castro – ikony i monstra minionego wieku – wszyscy uważali się za jego spadkobierców. Czy on sam by się z tym zgodził, to zupełnie inna sprawa. Wyczyny samozwańczych uczniów nieraz doprowadzały go do rozpaczy. Na wieść, że kolejna utworzona we Francji partia zadeklarowała się jako ugrupowanie marksistowskie, oświadczył: „Wiem tylko jedno: że nie jestem marksistą”.
    Przytoczyłem ten krótki cytat z biografii K.Marksa, aby przypomnieć, że przez przez całe stulecie po śmierci tego filozofa i ekonomisty połowa ludzkości pozostawała pod rządami ludzi, którzy uważali się za gorliwych wyznawców marksizmu. Jego koncepcje zmieniły sposób uprawiania ekonomii, historii, filozofii, socjologi i literaturoznawstwa. Od wielu wieków inny nieznany wcześniej uczony nie wzbudził uwielbienia na tak ogromną, ogólnoświatową skalę – nigdy też wcześniej błędna interpretacja czyichś słów nie okazała się tak katastrofalna w skutkach.
    Myślę, Panie redaktorze Woś, że warto dziś sięgnąć do źródłowych prac Karola Marksa, aby z perspektywy XXI wieku zobaczyć to, co przewidział, pisząc o zmierzchu kapitalizmu. W obecnej fazie gospodarki globalnej upadek tego ustroju jest nieunikniony.

  36. Roma locuta, causa finita. 😉

  37. grzerysz
    @jakowalski – 30 września o godz. 11:18 80
    
Tak, to bardzo zastanawiające jak niektórzy – zwykle kompletni dyletanci – natychmiast rozpoznają „czlowieka, ktory ma solidna wiedze ekonomiczna” i bez mrugnięcia okiem potrafią zawyrokować, że „pan Wos ociera sie o dezinformacje.”
    A ich rozumowanie jest niezwykle proste: jak ktoś pisze tak jak im się wydaje, że powinno być to ma „solidną wiedzę ekonomiczną” – albo historyczną, medyczną i wszelaką inną. Jak ktoś głosi poglądy niezgodne z ich dyletanckim wyobrażeniem o przedmiocie dyskusji to zaraz „ociera się o dezinformację”…

  38. grzerysz
    @jakowalski – 30 września o godz. 11:18 80
    
Jeszcze pociągnę może temat „kruka” bo to dość typowy przykład. Niestety, nie tylko radosnego zaśmiecania blogów ale także – co przecież znacznie poważniejsze – mizerii naszych mediów.
    Weźmy dzisiejsze (sobotnio-niedzielne) wydanie DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ. Sebastian Stodolak, w artykule omawiającym nadzwyczaj kiepską rozpoznawalność nazwisk współczesnych polskich ekonomistów na świecie, tak m.in. pisze:
    
„W historii polskiej myśli ekonomicznej figurują nazwiska potężne. Ot, choćby Oskar Lange – może i socjalista (sic! – grzerysz), ale jeden z najbardziej rozpoznawalnych ekonomistów pierwszej połowy XX w. na świecie…”
    
Tak, może i socjalista, ale…
    Dobry fachowiec ale bezpartyjny…
    
A teraz pytanie za złotówkę: czy Sebastian Stodolak, który dołączył na początku roku do redakcji DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ (Infor Biznes), gdzie zajmie się tematyką ekonomiczną, ukończył studia ekonomiczne? A może politologiczne, stosunki międzynarodowe, historię ze specjalizacją w dziejach gospodarczych albo też w historii myśli ekonomicznej?
    Nie, pan Stodolak ukończył jeden z tych kierunków, które ukończyła zdecydowana większość dziennikarzy dyletancko i nieudolnie objaśniających czytelnikom i widzom zawiłości współczesnej ekonomii, polityki, geopolityki, stosunków międzynarodowych. A króluje tu filologia polska, kulturoznawstwo, nauka o teatrze, geologia a nawet … zootechnika. No i bardzo częsty ostatnio fach wśród wielu naszych dziennikarzy, „speców” od tematyki ekonomicznej i geopolitycznej – filozofia…


  39. Panie Redaktorze,
    Grzerysz żali się na innym blogu, że jego komentarze wciąż „wiszą” u Pana w tzw. moderacji, a więc prowizorycznie umieściłem je powyżej.
    Pozdrawiam,
    Lech.Keller(at)Gmail.Com.

  40. Panie Redaktorze,
    Co warta jest Nagroda Banku Szwecji im. Alfreda Nobla w dziedzinie ekonomii?
    1. Złudzeniem jest, że kontrakty są zawierane dobrowolnie. One są przecież zawsze zawierane z przymusu (konieczności), a warunki dyktuje w nich zawsze strona silniejsza – w czystym kapitalizmie rynkowym silniejsza ekonomicznie, a w rzeczywistości często także i fizycznie (n.p. państwo).
    2. Oczywiste też jest, że przed łamaniem umów NIE może zabezpieczyć mnożenie w nieskończoność poziomu ich szczegółowości, jako że nigdy nie da się przecież przewidzieć wszystkich możliwych konsekwencji zawarcia danej umowy. Stąd też mamy tzw. ogólne warunki zawierania umów, na ogół zawarte w kodeksach prawa cywilnego. Nie mniej wiadomo jest, że procesy cywilne wygrywa zawsze strona silniejsza, na ogół finansowo a często także i fizycznie (n.p. państwo).
    3. Diabeł siedzi zawsze w szczegółach, a ci „nobliści” nie wiedzą przecież, jak w praktyce zachęcić strony kontraktu do uczciwości, menedżerów do dbania o interesy firmy a państwowych urzędników do dbania o dobro państwa i jego obywateli, skoro kapitalizm zbudowany jest przecież na czystym niemal egoizmie, na pogoni za maksymalizacją własnego, krótkoterminowego zysku. Ale tego, to owi nobliści albo nie wiedzą, albo też nie mogą tego głośno powiedzieć, jako że „nobla” z ekonomii przyznaje przecież centralny bank kapitalistycznego państwa, jakim jest przecież Szwecja, a ci „nobliści” są przecież także zatrudnieni na prywatnych uczelniach (Harvard i MIT), finansowanych głównie przez prywatny kapitał. Tak więc są oni tylko usłużnymi lokajami wielkiego biznesu, przez co ich prace mają znikomą, jak wręcz nie negatywną wartość naukową. 🙁

  41. A gdyby tak Marks zmartwychwstał?
    A tu „Lenin wiecznie żywy” czeka.

  42. @jakowalski
    10 października o godz. 21:03 93

    „… „nobla” z ekonomii przyznaje przecież centralny bank kapitalistycznego państwa, jakim jest przecież Szwecja, a ci „nobliści” są przecież także zatrudnieni na prywatnych uczelniach (Harvard i MIT), finansowanych głównie przez prywatny kapitał. Tak więc są oni tylko usłużnymi lokajami wielkiego biznesu, przez co ich prace mają znikomą, jak wręcz nie negatywną wartość naukową.”

    Zdecydowanie przesadzasz.
    Wiesz mi, że profesorowie tych renomowanych uczelni absolutnie nie są „tylko usłużnymi lokajami wielkiego biznesu”…

  43. Witold
    Na razie, to dla zbyt wielu ekonomistów żywy jest wciąż Adam Smith, na dodatek czytany bardzo wybiórczo i bez zrozumienia. 🙁

  44. Z sąsiedniego blogu:
    grzerysz – 15 października o godz. 14:41 9630
    @jakowalski – 10 października o godz. 21:03 93
    Zdecydowanie przesadzasz.
    Wiesz mi, że profesorowie tych renomowanych uczelni absolutnie nie są „tylko usłużnymi lokajami wielkiego biznesu”…”

  45. Grzerysz
    Zamieściłem twój komentarz na tym blogu, ale uważam, że wszyscy ortodoksyjni ekonomiści (neoklasyczni, monetaryści a nawet behawioryści i keynesiści oraz instytucjonaliści etc.) są de facto tylko usłużnymi lokajami wielkiego biznesu, jako że nic oni nie piszą na temat natury kapitalizmu, czyli o tym, że oparty jest on o wyzysk, a więc o kradzież. Opisując oni tylko, zresztą bardzo nieudolnie i wręcz naiwnie, niektóre zjawiska zachodzące na powierzchni rynku, nic nie rozumiejąc z tego, co się na nim naprawdę dzieje. To jest tak, jakby oceanolodzy opisywali tylko zjawiska zachodzące na powierzchni oceanu, nie interesując się tym co się dzieje pod ich powierzchnią. Niestety, ale ortodoksyjni, akademiccy ekonomiści nie zajmują się istotą kapitaizmu oraz zjawiskami zachodzącymi pod powierzchnią rynku tylko dla tego, że wtedy musieli by oni obnażyć prawdziwą naturę kapitalizmu, a więc to, że jest on zbudowany na wyzysku czyli inaczej na kradzieży oraz na przymusie ekonomicznym. A to rozwaliło by przecież cały mit o wolności gospodarowania i tzw. społeczeństwie obywatelskim, a tym samym pozbawiło by owych ortodoksyjnych ekonomistów doskonale płatnych posad w prywatnych spółkach oraz finansowania przez wielki kapitał ich pseudonaukowych przecież pseudo-badań i pseudonaukowych publikacji oraz tzw. nagród Nobla.
    Pozdrawiam

  46. Niektórzy powinni, jednak, przeczytać Folwark zwierzęcy;
    Marks wieścił upadek kapitalizmu, a to komunizm jest na ostatnich nogach – gdzieś tam jeszcze. Świetnie sobie tam żyją – tylko im zazdrościć.

  47. Sugadaddy – 18 października o godz. 11:32 99
    Marks wieścił upadek kapitalizmu, ale nie podał daty tego upadku. Poza tym, to współczesny kapitalizm w krajach opisywalnych przez Marksa nie jest już w zasadzie kapitalizmem, a tylko przejściowym systemem, hybrydą z elementami socjalizmu (n.p. rozbudowany system zasiłków, emerytur etc. sztucznie utrzymujący kapitalizm przy życiu). I przypominam, że Wielki Brat z „1984” Orwella to był bardziej Churchill niż Stalin, zaś „Folwark zwierzęcy” był krytyką totalitaryzmu a nie komunizmu, którego przecież, jak dotąd, nigdzie jeszcze na świecie nie ma. Od razu widać, że Sugadaddy zna kapitalizm zachodni tylko z anegdotek zasłyszanych u cioci na imieninach i nie ma pojęcia, jak wygląda kapitalizm w tzw. III świecie. 😉

  48. @jakowalski z 22 października o godz. 10:56 99
    Przeczytałem pański komentarz dziś w nocy po tygodniu od jego opublikowania. Zgadzam się z Panem, że Karol Marks wieścił upadek kapitalizmu, ale nie podał daty tego upadku. Jego pierwszy tom „Kapitału:”, który wydał drukiem przed śmiercią w 1883 r., nie mówił nic o dalszych losach kapitalizmu. Dzisiaj, ponad sto lat po śmierci K. Marksa, możemy zakładać, że upadek kapitalizmu w epoce globalnej gospodarce nastąpi jeszcze za życia dzisiejszych 50. latków. Można zakładać, że upadek gospodarczy USA, wzorem największej w XIX i XX wieku potęgi kolonialnej – Wielkiej Brytanii to kwestia najbliższych kilku lat. Dziś największym gospodarczo – militarnie i ludnościowym mocarstwem są Chiny (ChRL) i gonią je m.in Indie. Swą imperialną pozycję odzyskuje Federacja Rosyjska od czasu prezydentury, premierostwa i znów prezydencji Władimira W. Putina, czyli od 17 lat. Warto tu przypomnieć znaną kwestię z „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego: „Co tam panie w polityce? Chińczycy trzymają się coraz mocniej”. Wyspiański tę sztukę opublikował w 1905 r.

  49. Sugadaddy – 18 października o godz. 11:32 99
    Znasz li jakiś kraj, gdzie wprowadzono komunizm w znaczeniu użytym przez Marksa, czyli gdzie zniesiono pieniądz a wszystkie dobra materialne rozdawane są na zasadzie „każdemu według jego potrzeb”?
    A co do Orwella, to on wyraźnie szydził ze stosunków znanych mu z W. Brytanii, jako że o ZSRR to on wiedział tylko tyle, ile dotarło do niego z brytyjskich źródeł, bardzo przecież niechętnych ZSRR i generalnie Rosji. Jak to już ci tłumaczyłem, Wielki Brat z „1984” to jest Churchill a nie Stalin, a Oceania to jest Imperium Brytyjskie. Podobnie też należy rozumieć „Animal Farm, A Fairy Story”, niezależnie jak to próbował tłumaczyć sam Orwell, któremu wtedy we łbie się mocno pokręciło i zaczął on popierać nazistowskie Niemcy w walce z Aliantami, podobnie jak to zrobił ówczesny londyński rząd RP, z tragicznymi dla siebie, Polski i Polaków skutkami. Patrz też https://en.wikipedia.org/wiki/Animal_Farm pod Critical response – recenzja George Soule’a.
    Także: W 1974 roku E. Howard Hunt, autor adaptacji filmowej tej powieści z roku 1954, ujawnił, że jego film został sfinansowany w całości przez CIA, a dokładniej przez wydział do spraw wojny psychologicznej CIA (Martin Chilton „How the CIA brought Animal Farm to the screen”, The Telegraph, 21 stycznia 2016). Lepiej więc zapomnijmy o tej Orwellowskiej propagitce sfinansowanej przez CIA. 🙁

  50. Lspi – 30 października o godz. 6:28 168
    Zgadzam sie z tym, co napisałeś. Dodam tylko, że jeszcze na początku XIX wieku największymi gospodarkami świata były gospodarki Chin i Indii, a na początku XX wieku najszybciej rozwijała się gospodarka Rosji. Tyko eksplozji europejskiego, a dokładniej głównie brytyjskiego (później też amerykańskiego) oraz francuskiego imperializmu zawdzięczamy to, że w XX wieku gospodarczo, politycznie i militarnie dominowały nad światem najpierw Anglia (dokł. W. Brytania, czyli obecne UK) a później USA, ale teraz wszystko wraca do normy i nad światem dominować będą znów Chiny, Indie i Rosja, która to ostania właściwie dopiero teraz dochodzi do siebie po klęskach rewolucji 1917 roku, związanej z nią wojny domowej i zachodniej (w tym także, niestety i polskiej) interwencji oraz po jeszcze większych stratach poniesionych podczas II Wojny Światowej, a w kolejce czekają też Brazylia i Indonezja. Tak więc powinniśmy szukać sojuszów z Chinami i Rosją i utrzymywać jak najlepsze stosunki z Indią, a zapomnieć o podlizywaniu się Zachodowi, a szczególnie, zaś upadającemu na wszystkich frontach (gospodarczym, militarnym i kulturalnym) USA.

  51. @jakowalski z 30 października o godz. 14:04 168
    Do dalszego upadku gospodarczego i społecznego, za wyjątkiem militarnego, dojdzie w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej po ewentualnym zwycięstwie populisty i szaleńca Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w dniu 8 listopada 2016 r.Zwycięstwo tego kandydata w wyborach za tydzień będzie początkiem izolacjonizmu USA na wzór polityki amerykańskiej przed II Wojną Światową. Rozpocznie się też nowy rozdział w stosunkach USA – ChRL w związku z potężnym zadłużeniem Stanów w Chińskiej Republice Ludowej, sięgającym setki milionów dolarów.Rozpocznie się wtedy nowa era globalnej gospodarki, w której kapitalizm zeżre swój ogon.

  52. Lspi – 1 listopada o godz. 12:32 196
    A czy według ciebie będzie lepiej dla świata (niekoniecznie więc dla USA), jeśli wygra Clintonowa? Ja bowiem myślę, że osoba prezydenta USA nie ma dziś już większego znaczenia, że ostatnim naprawdę rządzącym prezydentem USA był Eisenhower, a po nim, to już były tylko marionetki Wall Street i tzw. Kompleksu Militarno-Przemysłowego, o którym mówił w swym ostatnim prezydenckim przemówieniu Eisenhower, a najlepszym przykładem takiego prezydenta-marionetki jest moim zdaniem Barak Obama.