Wiecie, że w Ugandzie też chcą produkować elektryczne samochody? Są nawet szybsi od Mateusza Morawieckiego i już przyjmują zamówienia.
Afryka nie od dziś marzy o swoim własnym volkswagenie. Czyli samochodzie dla mas. W miastach pozbawionych publicznej komunikacji (Afryka Wschodnia to miejsce, które powinien odwiedzić w ramach odwyku od idei „małego państwa” każdy wojujący libertarianin) auto to klucz do niezależności. Nie masz auta, to idziesz poboczem, wdychając spaliny. Albo gnieciesz się w kilkuastoosobowym busiku. Notabene często marki… Volkswagen.

Spełnienie snu każdego libertarianina. Stara Kampala. Centralny dworzec prywatnych taksówek.
Uganda myśli o swoim własnym samochodzie od paru lat. I to nie o jakimkolwiek. Czasy są takie, że trzeba celować w auto elektryczne. Kiira Motor Company ma to marzenie zrealizować. Buduje je konsorcjum rządowe przy współudziale Uniwersytetu Makerere. Kooperacja trwa od roku 2014. Wcześniej rząd Museweniego od bezpośredniego udziału w gospodarce trzymał się z daleka.

Prezydent Museweni ogląda pierwszą afrykańską hybrydę marki Kiira. Rok 2016. Stadion im. Mandeli w Kampali
Wierząc, że inwestorzy zagraniczni załatwią sprawę. Ale nie załatwili. Kiedy więc na świecie zmieniły się wiatry i państwo marnotrawne ustąpiło miejsca państwu przedsiębiorczemu (patrz Mariana Mazzucato), Uganda też podążyła tym tropem. Prototypy są już gotowe. Samochód osobowy nazywa się Kiira SMACK i jest przedstawiony jako pierwsza afrykańska hybryda. Autobus to Kiira Kayoola. W pierwszej fazie Ugandyjczycy chcą się opierać na importowanych podzespołach. Zyski mają być inwestowane w rozwój tak, aby w roku 2039 całość była made and designed in Uganda.
Kiira Motor Company ma swoją siedzibę w parku technologicznym w Jinji ok. 80 km na wschód od Kampali. Wizyta w Jinji jest bardzo pouczająca. To nie tylko zupełnie inne miasto. Kampala jest chaotyczna. Pełna krętych dróg i zaułków. Jakby była częścią przyrody i wyrastała organicznie z ziemi. Jinja przeciwnie.
Narysował ją w latach 40. na zamówienie Brytyjczyków niemiecki urbanista Ernst May (zaprojektował też Stalinowi Magnitogorsk). Jest uporządkowana i przejrzysta.
Właśnie wtedy powstał pomysł, by w Jinji, w miejscu, gdzie z jeziora Wiktorii wypływa Nil (działa tu elektrownia wodna) i dochodzi linia kolejowa do kenijskiej Mombasy, ulokować serce ugandyjskiego przemysłu.
To wówczas powstały takie formy jak Nytil. Producent tekstyliów. Firma swoje najlepsze lata zaliczyła po uzyskaniu przez Ugandę niepodległości. Zatrudniała wtedy ok. 7 tys. osób. Do dziś widać w okolicy fabryki murowane mieszkania dla robotników. W Afryce widok dosyć rzadki.
Dobre czasy minęły wraz zaostrzeniem się konfliktu politycznego w czasie dyktatorskich rządów Idiego Amina. W końcu minął i Amin. Lecz jego następcy też nie mieli ręki do przemysłu. Skoncentrowany na przywracaniu spokoju społecznego, a potem na konsolidacji swojej władzy, prezydent Museweni długo ignorował gospodarkę, oddając ją w ręce leseferystycznych technokratów. Główną dewizą tej specyficznej polityki była próba przyciągnięcia wszelkich możliwych inwestycji. Z Zachodu, z Chin, z Indii, z Izraela, z RPA. Najczęściej za cenę całkowitych podatkowych zwolnień. Oraz otwarcia rynku na towary z zewnątrz.

Piwo Nile. Produkt Nile Breweries Ltd. z siedzibą w Jinji. Od 2001 roku własność południowoafrykańskiego koncernu SABMiller. Od 2016 belgijskiego AB InBev.
Nytil przypadł w udziale konsorcium Southern Range Nyanza z udziałem kapitału ugandyjsko-hinduskiego. Koszty poważnie ścięto. Dziś Nytil zatrudnia ledwie siódmą cześć swojej dawnej załogi (700 osób). Jak zwykle na ludziach zaoszczędzić najłatwiej. Choć nawet menedżerowie Nytilu przyznają, że płace nie stanowią w Ugandzie najbardziej kosztownego czynnika produkcji. Koszty podwyższa energia, która jest tu droższa niż w Azji.

Jinja w ruinie. Podupadłe hale Nytil Ltd.
Ostatnio firmy takie jak Nytil dostrzegły, ze rząd Museweniego ewoluuje. Że – jak kiedyś u nas Tusk – im dłużej rządzi, tym bardziej jest socjaldemokratyczny. Ugandyjska opinia publiczna też coraz mocniej krytykuje leseferyzm. Słychać, że samo się nie zrobi.
Efekt? Nytil naciska na rząd, by zamawiał u niego mundury dla wojska czy policji. Bez tego nie przetrwa. Minister handlu Amelia Kyambadde obiecała, że tak się stanie. Na razie Jinja nie wygląda jednak kwitnąco. Lecz rownież nie zamierza umrzeć.
11 grudnia o godz. 22:52 3897
Afryka Wschodnia zapewne się szybko rozwija i bogaci, co jest częściowo efektem ‚małego rządu’ (ale też braku wojen, jakiejś ochrony prawnej ze strony państwa itp.). Jako leseferysta (nie wiem, gdzie Woś widzi libertarian, bo chyba nie w Polsce?) nie mam nic przeciwko temu, żeby rząd kupował mundury, gdzie ma ochotę, skoro i tak je potrzebuje. Dlaczego prywatne firmy nie produkują prawie samochodów elektrycznych? Może dlatego, że nie są one ekonomiczne ani ekologiczne, zarówno w produkcji jak i użytkowaniu, a jedynie modne? W przypadku ‚hybryd’ może być inaczej, ale to zwykłe samochody spalinowe z dodatkami. Moda na pseudoekologię (czy jakakolwiek inna moda intelektualna) dużo łatwiej popchnie do topienia w błędnych inwestycjach społecznego majątku rząd niż prywatny kapitał, który jak wiadomo przeważnie (chociaż nie zawsze) dąży do zysku. I to jest silny argument przeciw państwowym inwestycjom w szczególności w przemysł samochodowy. Polska już za PRLu to przerabiała. Oczywiście na laptopie można łatwo stworzyć wizję przeniesienia Szwecji do Ugandy albo Polski w dwa tygodnie albo dwa lata, ale prawdziwe różnice między tymi światami leżą gdzie indziej niż w ‚małym’ czy ‚dużym’ rządzie. Żadnego ‚wielkiego skoku’ z biedy do bogactwa w krótkim czasie nie będzie, bo nigdy i nigdzie go nie było.
12 grudnia o godz. 5:06 3898
To chyba pierwszy post w cyklu, który nie grzeszy infantylizmem, lecz przypomina reportaż z obcego kraju. I do tego pokazuje przykład pozytywny, wskazujący, że Afryka przynajmniej próbuje znaleźć swoją drogę rozwoju.
12 grudnia o godz. 5:59 3901
Panie Redaktorze,
„Afryka nie od dziś marzy o swoim własnym Volkswagenie. ”
Byloby wspaniale gdyby na terenie Afryki powszechnie istnial rodzimy , technicznie wysoko zaawansowany przemysl.
Jest Pan w Ugandzie. Prosze stanac na srodku jakiejkowiek ulicy i rozejrzec sie. Mam nastepujace pytanie: czy w zwiazku z tym co Pan zobaczyl, „branie sie” za produkcje rodzimego samochodu ( na dodatek hybrydowego czy elektrycznego) jest tym czego Uganda czy Afryka potrzebuje najbardziej?
W innym wpisie wspomnialem, ze dla zaspokojenia potrzeb spoleczenstw afrykanskich kontynent potrzebuje wzrostu gospodarczego rzedu 7% do 10% przez nastepne pare dzisiecioleci – w sumie cos podobnego do Chin. Produkcja wlasnego samochodu moze byc czescia takiego wzrostu ale sama w sobie i z wyprzedzeniem dzialan w innych sferach jest przykladem marnotrawstwa sil i srodkow.
12 grudnia o godz. 10:28 3902
Najbardziej podoba mi się jak redaktor Autor Gospodarz chwali miasto Jinja . Wiadomo, skoro zaprojektował je ten sam człowiek, który ,,zaprojektował Magnitogorsk Stalinowi ,, to ta Jinja M U S I być wspaniała, jasna , przejrzysta, domy są widne, dzieci biegają uśmiechnięte , wszed ie czysto i wogole.
Miałem okazję czytać podobne opisy w książkach z lat 1945-50. Kiedyś wpadła mi w ręce grubasna księga niejakiego Uli Erenburga. Właśnie o budowie Magnitogorska , trzeba trafu.. …. Widać , ze pewien rodzaj oczadzenia/opetania jest ponadczasowy. Dobre jest to o elektrycznym samochodzie z Afryki . Ja dodałbym jeszcze drony. Oraz centralny Port lotniczy.
Chyba redaktor Autor Gospodarz ostatnio za dużo nadpremiera Morawieckiego słuchał.
12 grudnia o godz. 14:27 3904
Uprzemysłowienie kraju zwykle zaczyna się od alfabetyzacji i elektryfikacji…..
Przynajmniej tak rozpoczynali ci, którym się udało.
Baza przemysłowa musi mieć dostępność energii i przynajmniej piśmiennych ludzi.
By to osiągnąć, trzeba mieć finansowanie, czyli albo kredyty albo podatki.
Większość krajów afrykańskich nie ma ani jednego, ani drugiego.
Część z nich zresztą nie ma samodzielnego systemu finansowego, uzależniona jest od byłych kolonizatorów.
Na 56 krajów afrykańskich, 53 są pod kuratelą…..
Dekolonizacja jeszcze parę pokoleń potrwa.
12 grudnia o godz. 16:27 3905
Jest jeszcze jedna kwestia, o której rzadko się wspomina.
Nakładamy na inne kontynenty europejską kalkę, uważając, że nasz system jest doskonały, a demokracja jest panaceum na wszystko.
Nikt nie zastanawia się, jak zarządzać wieloetnicznym krajem, składającym się z różnorakich plemion wtłoczonych 100 lat temu w jeden twór państwowy o sztucznych granicach.
W efekcie, demokracja w krajach afrykańskich sprowadza się do plemiennego głosowania, dającego uprzywilejowaną pozycję jakiejś grupie językowej.
To oni będą beneficjentami sprawowania przez ziomala władzy.
Granice europejskie rysowały się krwią przez ponad 500 lat, zanim lojalność osobista przemieniła się w państwową.
Afrykańska lojalność wobec państwa i wyłonionego w wyborach przywódcy, jest co najmniej problematyczna- moim zdaniem……
Jak na takim fundamencie budować przyszłość?