Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Nowy Atlas Ekonomiczny - blog Rafała Wosia Nowy Atlas Ekonomiczny - blog Rafała Wosia Nowy Atlas Ekonomiczny - blog Rafała Wosia

12.12.2017
wtorek

Wylądowałem w Ugandzie (6)

12 grudnia 2017, wtorek,

Uganda odkryła ostatnio dwa nowe zasoby. Oba wybuchowe. Jeden może wszystko rozwalić. Drugi wystrzelić kraj na nową orbitę rozwoju. Ten zły to ropa. Ten niosący nadzieję to… kobiety.

O tym, że ropa zamieniła w piekło niejedno miejsce na ziemi, napisano już tomy. I jeśli dojdzie do masowej eksploatacji surowca na zachodzie kraju (okolice jeziora Alberta), to Uganda może dopisać to nich kolejny rozdział.

Dziś jednak nie o tym, lecz o drugim paliwie rozwoju. Czyli o kobietach. Jenepher Nassali ma 29 lat i jest sekretarzem generalnym UHISPAWU. Za którym to skrótem kryje się związek zawodowy pracowników sektora kwiaciarskiego. Pracuje w nim jakieś 10 tys. osób. 80 proc. stanowią kobiety. Związek zrzesza ponad jedną trzecią zatrudnionych.

Jenipher Nassali z ugandyjskiego związku przemysłu kwiaciarskiego i autor „To nie jest kraj dla pracowników”

Jeśli chcecie wiedzieć, kto i po co hoduje w Ugandzie kwiaty, to poznajcie np. Royal Van Zanten. Nazwa słusznie poprowadzi Was do Holandii, gdzie znajduje się siedziba koncernu. Prócz tego centrum dystrybucyjne w Kalifornii i Australii oraz zakłady produkcyjne w Ugandzie, RPA oraz Indonezji.

W Ugandzie produkuje się tzw. cuttings. Czyli złocienie (rodzina astrowatych). – Cuttings wymagają więcej pracy w trudniejszych warunkach, bo trzeba być cały czas pochylonym. Niestety przynoszą też więcej zysków i w sezonie producenci narzucają szalone tempo. Praca od 7 rano do 7 wieczór. Najchętniej siedem dni w tygodniu.

W tym roku w fabryce Van Zanten w Ugandzie wybuchł strajk. Nie pierwszy zresztą. Dlaczego? – W Ugandzie istnieje prawo pracy. Częściowo zapisane w konstytucji. 8-godzinny dzień pracy. Maksimum 48 godzin w tygodniu (pracuje się też w soboty). Prawo do 24 godzin nieprzerwanego odpoczynku. Cóż z tego, skoro te prawa są stałe łamane.

To nie jest kraj dla pracowników. Entebbe.

Van Zanten przynajmniej chce z ugandyjskimi związkami rozmawiać. Podobno naciskają na to związki w Holandii. Gorzej w branży różanej. Tu dominują pracodawcy hinduski-ugandyjscy. I ich najczęstszą reakcją na postulaty płacowe jest… sięgniecie po nowych, młodych i niedoświadczonych pracownikow. Czyli do marksowskiej rezerwowej armii bezrobotnych.

Jenepher Nassali doświadczyła tego wszystkiego na własnej skórze. – Widziałam wiele niesprawiedliwości i nękania. Dlatego wstąpiłam do związku. Jest w nim od 5 lat. Czy coś im się udało? UHISPAWU co roku negocjuje stawkę bazową. Zanim zaczęły to robić, w branży nie było żadnej kotwicy płacowej. Teraz jest. Nassali z koleżankami co roku negocjują ją ze Związkiem Ugandyjskich Pracodawców. Wielu te stawki potem obchodzi. Ale walka trwa.

Jenepher Nassali tylko częściowo jest liderką samoukiem. W udźwignięciu odpowiedzialności pomógł jej trening organizowany przez Akina Mama Wa Afrika. To panafrykanska organizacja, która pomaga kobietom brać sprawy w swoje ręce. – Fundamentalnym wydarzeniem był dla nas wybór Ellen Johnson Sirleaf na prezydentkę Liberii w 2005 roku. Pierwszej kobiety na czele afrykańskiego kraju – mówi Eunice Musiime, szefowa ugandyjskiej Akina Mama.

Sen ugandyjskiej feministki. Popatrzcie uważnie..

W jej organizacji wisi na ścianie obraz. Powstał w 2010 roku. Musiime mówi, że to sen ugandyjskiej feministki. Przypatrzcie się mu na spokojnie. W środku jest budynek parlamentu (wieża). Polityczna reprezentacja to klucz do emancypacji kobiet. Ale są i inne. Na przykład szacunek (prawy dolny róg) oraz pomoc w wychowaniu dzieci (lewy dolny). Może wtedy Uganda stanie się lepszym miejscem. Dla słabszych klas społecznych również. Nie tylko dla garstki wyemancypowanych z różnych rodzajów opresji kobiet oraz mężczyzn. Chciałbym, żeby polski feminizm też był taki progresywny.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 135

Dodaj komentarz »
  1. Jeśli red. Woś odkrył istnienie kobiet, może niedługo odkryje istnienie koła.

    Marksowska ‘rezerwowa armia bezrobotnych’ zakłada nieograniczoną liczbę ludzi, co jest jawnym nonsensem. W czasach Marksa wynagrodzenia w Europie rosły, wbrew jego przewidywaniom, podobnie jak obecnie rosną poza Europą Zachodnią i USA, gdzie są już wysokie. Co nie znaczy, że nie mogą działać na rynku pracy związki zawodowe lobbujące w interesie swoich członków i sympatyków (albo swojego kierownictwa).

    W Liberii mieli ‘prezydentkę’? No a my mieliśmy ‘premierę’ albo ‘premierkę’ Szydło (a także Ogórek w TVP, Pawłowicz, Kępę i Mazurek w sejmie). Galopujący to był feminizm za Szydło, nie? ‘Polityczna reprezentacja to klucz do emancypacji kobiet’. Na pewno? A nie głosowanie kobiet w swoim realnym interesie? ‘Chciałbym żeby polski feminizm też był taki progresywny.’ To znaczy jaki? Że mają swoje obrazki, które pokazują dziennikarzowi z dalekiego kraju?

    PS. W tekście są literówki:
    ‘hinduski-ugandyjscy’ zamiast ‘hindusko-ugandyjscy’
    ‘co toku’ zamiast ‘co roku’.
    ‘Wielu te stawki potem odchodzi.’ Nie wiadomo, co tu Autor miał na myśli.

  2. Przedmiotowe (zasobowe) porównywanie kobiet do ropy, to co najmniej niezręczność, a być może nawet objaw ostatnio słynnego „papierowego feminizmu”.

  3. Może tak Pan Woś Rafał napiszę jak niejaki Kaczyński, szeregowy poseł rozpierdala Polskę.? Po co te farmazony o Afryce w której nikt z nas nigdy nie będzie ? Oprócz Wosia Rafała za redakcyjne pieniądze ,,ludzi ze Slupeckiej ,, ma się rozumieć .
    No Wosiu Rafale , a może coś o ordynacji które umożliwia pisowi sfałszowania wyborów ? A może o sądach w których obywatel już nic nigdy nie wygra bo Ziobro z Kaczyńskim sędziami manipulują ? No , Wosiu Rafale , język Pani przyrosl do zębów jak PiS trzeba skrytykować ?

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. @Ktzysztof Maxur

    ‘hinduski-ugandyjscy’ zamiast ‘hindusko-ugandyjscy’
    ‘co toku’ zamiast ‘co roku’.
    Wystarczy popatrzec na klawiature, zeby zidentyfikowac przyczyny pomyłki autora. Plus kobiety, które potrafia zawrócić w głowie i niebo upalne nade nim. W latach 50-tych jeden zecer za pomylenie ‚r ‚ z ‚t’ wylądował na Syberii. Może jest szansa. że i autor się trochę ochłodzi niebawem. Tylko, że teraz nie ma już Stalina, w którego nazwisku zecer pomylił literki.

  6. „Wylądowałem w Ugandzie”

    Stamtad na Madagaskar juz niedaleko.

  7. Aktywizacja zawodowa kobiet, to poszerzenie rynku PRACY.
    Na tym etapie, rozwój ekstensywny.
    Gdzie znajdą zatrudnienie?

    Przekleństwo ropy, czy szerzej surowców, polega na tym, gdzie trafią zyski i w jakiej wysokości.
    Czy do kieszeni elit- co jest normą w tamtym rejonie świata?
    Czy do kieszeni korporacji wydobywczych. w zamian za łapówki?
    Czy na programy industrializacyjne i socjalne?

    Wiekszość państw takie kwoty przejada, nie inwestując we własny rozwój i importując wszystko, co likwiduje lokalny rynek i wytwórców.
    Tani import- to najczęstszy błąd.

  8. https://www.tygodnikprzeglad.pl/klamstwo-oszustwo-sa-rak/

    „Panie profesorze, kłamstwo w naszych czasach popłaca.
    – Oczywiście. Widać to zarówno w polityce, gospodarce, jak i w mediach. W tej pierwszej dowodem jest wybór Trumpa. W drugiej – triumfujący od kilkudziesięciu lat turbokapitalizm, w ramach którego liczne podmioty instytucjonalne, takie jak banki, towarzystwa ubezpieczeniowe, korporacje, fundusze powiernicze i agencje ratingowe, korzystają ze wszystkich sposobów, w tym nieuczciwych, aby osiągnąć zysk, i z reguły im się to udaje. Co do mediów zaś, wystarczy obejrzeć reklamy w polskiej telewizji, aby zorientować się, gdzie jesteśmy. Przede wszystkim moją ulubioną o „zespole niespokojnych nóg”, bredni wymyślonej po to, aby sprzedać nam jakieś kolejne tabletki jedynie niszczące zdrowie. Osobną sferą demoralizacji jest internet, w którym na kłamstwie i oszustwie zarabia się bez żadnych skrupułów.”

    „Źródłem rozmaitych przejawów zła w społeczeństwie jest własność prywatna” E.Mounier

    Na takich samych zaplutych kłamstwach jedzie główny zasrywacz tego boga, niejaki blackley, który jedynie sam siebie rozumie i swoją skundloną kolaboracją z tym znienawiedzonym PRL-em moralność. Bezczelność jest domeną takich osobników co to poznali „siłę swoich pieniędzy” doprowadzając wielu innych do nędzy.
    A tych nasiennych GMO-bredni to nawet nie warto komentować.
    Genetycznie zmodyfikowany mózg(GZM) niezdolny jest do odczuwania jakichkolwiek człowieczych racji. Człowieczeństwo to dla takich kosmos nie do poznania.
    Degenerat pozostanie zawsze zdemoralizowanym, podłym, samolubnym, o patologicznej funkcji mózgu wytworem kapitalizmu , (dla informacji, nazwa wzięta od świńskiego ryja, pogłowia -pasuje jak ulał hehehe).
    Całe szczęście ,że już niedługo zeżre własny ogon co go ukatrupi.
    A Chińczyki skurczybyki bardzo chętnie w tym pomogą hahahahahahahahahaha

    „Kto gówno czyta , gówno wie” Seneka Młodszy

  9. Daniel Passent na swoim blogu kpi prostacko z (byłej) pani premier:

    „– Dlaczego zgodziła się na degradację? To upokarzające, nie do honoru.
    – Do czego?
    – Do honoru”.

    Dlaczego Passent zgadza się na taką degradację serwując swoim dawnym czytelnikom z czasów kiedy POLITYKA była wielka taką tandetę i kicz?

    – To upokarzające, nie do honoru.
    – Do czego?
    – Do honoru….

  10. „Polityka” po zmianie przez PIS statusu mediów przejdzie pod zarząd ministra Glińskiego to i redaktor Woś ma szansę na naczelnego.Na razie taktycznie przebywa w Ugandzie i pisze o cierpiących i władcach łamiących prawa.

  11. @prospector
    Twierdzisz ,że Gospodarz jest też tak kościółkowy jak PiS?

  12. panie Optymatyku ,

    pan Redaktor Woś Rafał kościółkowy nie jest . Tyle , ze tak jak Pis nielubi kapitalizmu, kapitalistów, liberalizmu, liberałów , klasy średniej , osób zyjących z pracy głową , osób zyjacych ze swoich pieniędzy. Dodatkowo pan Wos Rafał jest zafascynowany – podobnie jak Pis- okresem prl, wydaje mu się , Redaktorowi, że to był wspaniały , wyjątkowy okres w zyciu Polski i Polaków . Oczywiście Redaktor by zmienił zdanie jak musiał by w prl z pół roku pozyć.

    Redaktor Wos Rafał jest – sądzę , że nieswiadomie – dokładnie taki sam jak redaktorzy z okresu prl . Odwracają głowę od świństw wyczynianyc przez władzę – Woś Rafał odwraca głowę od pisowskiego draństwa a prlowscy redaktorzy od draństwa pzpr. Wos Rafał opisuje jakieś historie z Ugandy a ja nigdy nie zapomnę pewnego artykułu w piśmie Widnokręgi – było takie za prl , pisali o obcych krajach , najchetniej o jakichś liderach socjalizmu na odległych kontynentach – w Azji , Afryce , Ameryce Południowej , czasem – mało i niechętnie o USA , Kanadzie czy UK. Mało i zazwyczaj w negatywnym swietle. Natomiast opisy owych socjalistycznych liderów z dalekich kontynentów ZAWSZE były pełne entuzjazmu , podziwu i superlatyw. Tak więc pewnego razu w owych Widnokręgach jakiś socjalistyczny redaktor napisał taki artykuł – pamietam jak dziś – ” Kto i co po Ne Vinie” ;-))))) luuuudzie !!!!! opisywał jakieś prxzewroty pałacowe w jakimś odległym kraju , jakiejś Kampuczy czy innym Zairze. Bo kraje tzw ” socjalistyczne ” charakteryzowały się ze nie było w nich wolnych wyborów a władza zmieniała się w wyniku właśnie przewrotów pałacowych , rezygnacji ze względu na stan zdrowia itd , do czego sprawnie dąży PIS .
    TAK samo Woś Rafał opisuje swoje przygody w UGANDZIE a powolne likwidowanie instytucji wolnych wyborów go , Redaktora , NIE OBCHODZI .

    ps panie Optymatyku , jednak wyszło na moje . Jednak okazalo się że kapitalizm dał panu szansę . Wyjechał pan do pracy w najbardziej kapitalistycznym miejscu na świecie , w UK . Nie mógł pan odnalezc się w Polsce bo jednak Polska jest wciąż post – feudalna i kapitalizm nie działa zawsze i wszędzie jak trzeba. W UK co innego . Więc kapitalizm dał panu szansę a pan z niej z powodzeniem skorzystał .Gratulacje !!

  13. Nie ukrywa Redaktor Woś opisując ugandyjskie zmagania z oporem postkolonialnej materii, że główny wróg afrykańskiego ludu to królujący od kilku wieków kapitalizm.
    Różne były kultury i różny był ich znak firmowy. Kultury której obecnie uroków doświadczamy znakiem firmowym jest tzw. demokracja liberalna i zblatowany z nią na amen mniej lub bardziej dogmatyczny (różnie bywało na przestrzeni wieków) kapitalizm.
    I jest raczej nieuchronną prawidłowością historyczną fakt, że tak jak upadały w dziejach różne kultury i ich wydawać się mogło nieśmiertelne kulturowo-społeczne paradygmaty (również ten z gospodarką planową jako znakiem firmowym ) tak i kwestią czasu niezbyt odległego jest z pewnością moment kiedy wszechwładnie dominujący wolnorynkowo-liberalny system gospodarczo-polityczny ogłosi niechlubnie:

    „Sztandar wyprowadzić!”

    Jak na moje wyczucie nastąpi to szybciej niż się nam wszystkim wydaje.

  14. Opowieści o końcu kapitalizmu, o w
    „”Wyprowadzaniu sztandaru”” tegoż ja w swoim niekrotkim życiu słyszałem wiele razy . Tyle że jak do dziś kapitalizm M się świetnie natomiast wszystkie trzecie drogi czy inne fajansiarskie oszustwa różnych ,,caudillo,, są tam gdzie zawsze- w czarnej doopie.Banda socjalistycznych nierobów wieszczy koniec kapitalizmu ale kiedy przyjdzie wyjechać gdzieś żeby poprawić swój byt wyjeżdżają gdzie ???? Do Chin albo Korei ? A może do Wietnamu albo na Kubę ??? O nie !!!!!! Wyjeżdżają do Wielkiej Brytanii , matki i ojca kapitalizmu……Bo jednak co innego pierniczyc farmazony takie ogólne , teoretyczne . A co innegoWYBIERAĆ D L A SIEBIE NAJLEPSZĄ DROGĘ ŻYCIA !!!!!Wtedy wybierają co ??? No ultra- kapitalustyczny kraj jakim jest UL , tak jak Pan Optymatym . Który w teoretycznych dyskusjach obsrywa kapitalizm jak tylko się da ale swoje życie lokuje w kapitalizmie. Panowie socjaliści , jeżeli chcecie być wiarygodnie to wyjezdzajcie na Kubę do socjalistycznego kraju a nie doIK , do kapitalizmu. , Ja wiem , ze doope lepiej utrzeć różowym miękkim papierem z kapitalistyczneho sklepu niż szarym , szorstkim papierem grubości dykty. ALE DLACZEGO , DO KOORWY NĘDZY , SOCJALIŚCI MÓWIĄ JEDNO A ROBIĄ COŚ ZUPEŁNIE INNEGO ?????? a red Woś Rafał nie puszcza moich wpisów , które mu nie leżą ?????

  15. @blackley – 14 grudnia o godz. 17:28 3917

    Szanowny Pan przedstawia rzeczywistość tak, jakby była ona czarno-biała, z jednej strony zawsze całe dobro a z drugiej strony zawsze samo zło. Gdy zatem redaktor Woś krytykuje pewne zjawiska jakie mają miejsce obecnie a jednocześnie pokazuje zjawiska występujące w PRL które pochwala, to szanowny Pan od razu klasyfikuje jego postrzeganie PRL „że to był wspaniały , wyjątkowy okres w życiu Polski i Polaków”. Nie odnosi się za to szanowny Pan do samych zjawisk które krytykuje redaktor Woś, nie ocenia ich z punktu widzenia ludzi znajdujących się na różnych poziomach społecznej drabiny. Jedynym wyjaśnieniem jakiego szanowny Pan dostarcza jest stwierdzenie że PRL był zły a kapitalizm jest dobry z samej definicji, dlatego też wszelka krytyka jest niedopuszczalna.
    W swojej ostatniej książce redaktor Woś w ciekawy sposób podzielił społeczeństwo na trzy grupy. Na „słabych”, „socjokulturowych” i „ludzi
    pieniądza” (str 71). Warto sobie uświadomić, że ludzie z różnych grup inaczej patrzą na wiele rzeczy.
    Kapitalizm opiera się dobrowolnych relacjach z innymi ludźmi i nie będzie bez tych relacji trwać. Dlatego właśnie konieczne jest zrozumienie, gdzie inni ludzie widzą problemy i na czym one polegają. Byśmy mogli te problemy rozwiązać bez uciekania się do przemocy.

  16. @programista
    Przeczytałem książkę naszego Gospodarza pt.”To nie jest kraj dla pracowników”.
    Ten kraj to Polska, żeby nie było.
    Na str.71( rozdz.2 podtytuł „Słaby przemysł rodzi słabego pracownika”) ,napisane jest od samej góry ,od pełnego zdania, „Władza jedną ręką upadlała, drugą jednak robotnika jakiś czas poklepywała. Dziś nie poklepuje. Dziś bycie „robolem” oznacza degradację.”
    Z czym należy się zgodzić, tym bardziej ,że napisał to człowiek ,który niewiele pamięta i rozumiał w tamtych czasach, z tego co się wtedy działo. Z racji wieku.
    I dalej nie ma nic takiego co Ty napisałeś o podziale społeczeństwa. Czyżbyś inną książkę pomylił? Dalej, parę akapitów niżej na str.71 jest podrozdział „Zabrakło dialogu”. Nie posądzam Cię o nierzetelność ale raczej trzeba uważać co się cytuje.
    Tym bardziej gdy się prowadzi dyskusję z człowiekiem zaślepionym „swoimi” „uczciwie” zarobionym pieniędzmi, co w kapitalizmie należy traktować jako oksymoron.
    Kapitalizm u swoich podstaw ,u swego gruntu, zbudowany jest na nieuczciwości. Skurwielstwie.
    Na ciągu nieuczciwości odbywającej się przez wieki. Bogactwo i bieda degenerują jednakowo jedynie w odwrotnych kierunkach ,ale jest to choroba umysłowa.Potrzebny jest stan „equilibrium”.
    Kapitalizm zawiera w sobie wszystkie systemy , które go poprzedzały i raz poraz, tu i tam dają o sobie znać, czego zapewne Twój interlokutor zupełnie nie skuma.
    Ludzie o spieniężonych sumieniach ( skojarzenie z NT ,spotkanie JHS z bogatym młodzieńcem) poza swoimi elukubracjami nie przyjmują niczego do wiadomości ponieważ , gdyby zaczęli „móżdżyć” popadli by w intelektualne tarapaty i dojmujące poczucie współwinny za doprowadzanie całych społeczeństw do katastrof, kryzysów , wojen, samobójstw i wielu innych niechcianych negatywnych zjawisk będących nieślubnymi dziećmi tego zabójczego systemu jakim jest kapitalizm.
    Wyparcie. Alienacja . A co Ty grzecznie nazwałeś „… problemy rozwiązać bez uciekania się do przemocy.”, jakkolwiek byśmy tę przemoc pojmowali. Terror ekonomiczny jest jednym z nich. A ponoć z terrorystami się nie nie negocjuje…. i co? , co pozostaje? To praca tworzy kapitał a nie odwrotnie. Teraz mamy do czynienia zdecydowanej przewagi kapitału, w rzeczywistości fikcyjnego z ogłupionymi masami ludzkimi dającymi pracę w zamain z te puste pieniadze. Są już poważne plany na odejście ot obrotu pieniężnego/gotówkowego – o czym to jednoznacznie świadczy?
    Napisałem tu jednemu aby zrozumiał na czym polegało odejście od ustaleń z Bretton Woods i jego konsekwencje dla całego świata ale nie skumał. Ten też nie skuma. Widocznie obaj octem skarmieni w tamtych czasach (ciekawe ,że w ogóle przeżyli na occie. Kolejna ściema), to i myśli byle jakie.
    A poza tym zgadzam się z Twoim tokiem rozumowania.

  17. @Optymatyk – 15 grudnia o godz. 21:38 3923

    Dziękuję za zwrócenie uwagi na błąd w numerze strony. Teza na którą się powoływałem znajduje się w Rozdział 3 podtytuł „Jak do tego doszło”.

    Redaktor Woś w tym właśnie miejscu napisał:
    „Kitschelt proponuje spojrzeć na pracę. A mówiąc bardziej precyzyjnie, na jej typ i związany z tym zestaw doświadczeń. To on wyznacza nam przecież we współczesnym świecie horyzont myślowy.”
    Stosunek do kapitalizmu jaki szanowny Pan prezentuje jest prawdopodobnie typowym dla grupy „słabych”. Ja należę do innej grupy i moje postrzeganie kapitalizmu jest inne. Podstawową cechą demokracji jest pokojowe życie ludzi ze wszystkich tych grup razem ze sobą. By było to możliwe, by demokracja mogła trwać, to trzeba spróbować zrozumieć że ludzie z innej grupy mogą mieć na kapitalizm zupełnie inne spojrzenie. Podjęcie takiej próby wiąże się właśnie z odejściem od „czarno-białego” postrzegania świata.
    Już Karol Marks wiedział że kapitał ogromnie zwiększa społecznie użyteczną wartość pracy.

  18. Programista
    Jeżeli powołujesz się na Marksa, to zauważ, że uważa on iż kapitał pochodzi z pracy i że jest to „zkrystalizowana” wartość dodatkowa czyli inacej zysk, wypracowny przez pracowników najemnych a przywłaszczony przez kapitalistę. Kapitał nie tyle więc zwiększa społecznie użyteczną wartość pracy, co zwiększa jej wydajność. Praca może być bowiem bardzo wydajna, ale społecznie bezużyteczna (np. jej wyroby nie znalazły zbytu) albo nawet mieć ujemną społeczną użyteczność (np. praca, ktora wytwarza używki, narkotyki czy też broń).
    Jak to zauważył Optymatyk, kapitalizm u swoich podstaw, u swego „nagiego” gruntu, zbudowany jest na nieuczciwości (wyzysku pracowników najemnyvh), na ekonomiczym przymusie pracy dla każdego, kto jest pozbawiony kapitału i że doprowadza on całe społeczeństwa do katastrof, kryzysów, wojen, samobójstw i wielu innych niechcianych a negatywnych zjawisk będących nieślubnymi dziećmi tego zabójczego systemu jakim jest przecież kapitalizm.
    Kapitalizm NIE opiera się więc dobrowolnych relacjach ludzi z innymi ludźmi, a więc może on bez problemu trwać a nawet wręcz prosperować w warunkach dyktatury .(III Rzesza, Włochy Mussoliniego, Japonia cesarza Hirohito w latach przed i na początku II wojny światowej, Hiszpania Franco czy też Chile Pinocheta). Problemów, ktore stworzył kapitalizm NIE da się zaś rozwiązać bez uciekania się do przemocy, jako że kapitalsci nie oddadzą przecież bez walki swojej władzy oraz przede wszystkim kapitału, na którym opierają oni swoją władzę.

  19. Programista (z maymi poprawkami)
    Jeżeli powołujesz się na Marksa, to zauważ, że uważa on iż kapitał pochodzi z pracy i że jest to „zkrystalizowana” wartość dodatkowa czyli inaczej zysk, wypracowany przez pracowników najemnych a przywłaszczony przez kapitalistę. Kapitał nie tyle więc zwiększa społecznie użyteczną wartość pracy, co zwiększa jej wydajność. Praca może być bowiem bardzo wydajna, ale społecznie bezużyteczna (np. jej wyroby nie znalazły zbytu) albo nawet mieć ujemną społeczną użyteczność (np. praca, ktora wytwarza używki, narkotyki czy też broń).
    Jak to zauważył Optymatyk, kapitalizm u swoich podstaw, u swego „nagiego” gruntu, zbudowany jest na nieuczciwości (wyzysku pracowników najemnych), na ekonomiczym przymusie pracy dla każdego, kto jest pozbawiony kapitału i że doprowadza on całe społeczeństwa do katastrof, kryzysów, wojen, samobójstw i wielu innych niechcianych a negatywnych zjawisk będących nieślubnymi dziećmi tego zabójczego systemu jakim jest przecież kapitalizm.
    Kapitalizm NIE opiera się więc dobrowolnych relacjach ludzi z innymi ludźmi, a więc może on bez problemu trwać a nawet wręcz prosperować w warunkach dyktatury (III Rzesza, Włochy Mussoliniego, Japonia cesarza Hirohito w latach przed i na początku II wojny światowej, Hiszpania Franco czy też Chile Pinocheta). Problemów, ktore stworzył kapitalizm NIE da się zaś rozwiązać bez uciekania się do przemocy, jako że kapitaliści nie oddadzą przecież bez walki swojej władzy oraz przede wszystkim kapitału, na którym opierają oni swoją władzę.

  20. Czarna Łąka
    Caudillo jest to termin hiszpańsko-języczny, oznaczający przywódcę politycznego, z reguły wojskowego, używany w Hiszpanii i krajach hiszpańsko-języcznych. Posiadaon także swój portugalski odpowiednik – caudilho. W XX wieku tytułem „Caudillo” obdarzano m.in. generała Francisco Franco, prawicowego zwolennika kapitalizmu, krwawo rządzącego Hiszpanią w latach 1939–1975, przy pelnej akceptacji i wydatnej pomocy zachodniego kapitału.

  21. @JohnKowalsky
    Welcome back!

  22. Optymatyk
    Mutual!

  23. Krzysztof Mazur
    Marksowska rezerwowa armia bezrobotnych NIE zakłada nigdzie nieograniczonej ilości ludzi. Skąd się więc u ciebie wziął ten pomysł i na jakiej podstawie? Przypominam, że bezrobocie jest naturalne dla kapitalizmu, że bez niego nie mógłby on funkcjonować, jako że w krótkich momentach prosperity zabrakłoby wtedy pracowników i tym samym kapitalizm pogrążyłby się w permanentnej recesji, co musiałoby spowodować jego upadek.
    Oczywiste też jest, że w czasach Marksa wynagrodzenia w Europie rosły, ale wolniej niż zyski i też głównie dlatego, że zaczynały on z bardzo niskiego poziomu. Marks nigdy nie przewidywał, że płace będą maleć, jako że one na ogół rosną wraz ze wzrostem wydajności pracy, tyle, że w kapitalizmie rynkowym rosną one z reguły wolniej niż wydajność pracy i wolniej niż zyski z kapitału, co prowadzi do RELATYWNEGO zubożenia ludzi pracy.
    Poza tym, to przez „Europę” rozumiesz tu wyraźnie Europę Zachodnią, a tam płace wówczas rosły, ale kosztem ich spadku w koloniach. To przecież rabunkowa eksploatacja kolonii jest głównym źródłem zamożności zachodu Europy. Kolonie są więc głównym źródeł zamożności zachodu Europy, a więc o te kolonie rozpoczęła się zarówno I jak też i II Wojna Światowa, jako ze Niemcy, zresztą bezpodstawnie, uważały, ze miały za mało kolonii na początku XX wieku, a później, w latach 1930-tych, że zostały one niesłusznie ich pozbawione.

  24. @JohnKowalsky – 17 grudnia o godz. 18:32 3932

    Używanie przemocy wymaga metod odpowiadających zarządzaniu biurokratycznemu. Skutki takiego zarządzania zostały opisane w „Otwartym liście do partii”. Jest to powrót do relacji feudalnych.

  25. Programista

    Przewrotna, rzekłbym wręcz diabelska genialność kapitalistycznego rozwiązania polega na tym, że fizyczny przymus pracy (stosowany dawniej w niewolnictwie i feudalizmie) został w kapitalizmie zastąpiony ekonomicznym przymusem, ale bez zmuszenia państwa czy też właścicieli kapitału do oferowania pracy każdemu, kto jest zdolny ją podjąć i ma ochotę na je podjęcie. Mamy więc w kapitalizmie realny (de facto) ekonomiczny przymus pracy czyli pomnażania majątku bogaczy przez pozbawione kapitału masy (proletariat) oraz fasadową, formalną czyli prawną (de jure) wolność, tyle, że jest to tylko iluzoryczna wolność owego Wolnego Najmity ze znanego wiersza Marii Konopnickiej (pisarki i poetki, która, przypominam, była bardzo odległa w swych poglądach od komunizmu a nawet i socjalizmu):

    Czegóż on stoi? Wszak wolny jak ptacy?

    Chce – niechaj żyje, a chce – niech umiera!

    Czy się utopi, czy chwyci się pracy,

    Nikt się nie spiera…

    I choćby garścią rwał włosy na głowie,

    Nikt się, co robi, jak żyje, nie spyta…

    Choćby padł trupem, nikt słówka nie powie…

    – Wolny najmita!

  26. Ileż to kredytów konsumpcyjnych są w stanie te masy zaciągnąć? Ileż to kredytów na własne mieszkanie?
    Są one w stanie płacić bankom raty, lecz nie są w stanie z takich samych kwot budować własnego kapitału.

  27. Programista
    Nie na temat. Poza tym, to chyba wiesz, że pierwszy milion trzeba ukraść?

  28. @JohnKowalsky – 18 grudnia o godz. 14:24 3940

    Nie na temat? Szanowny Pan napisał o „pozbawionych kapitału masach”. Odpowiedziałem, że te same masy same pozbawiają się możliwości posiadania kapitału poprzez konsumpcję na kredyt.

    Pan Redaktor w swojej książce też ten temat poruszył:
    „(…) jak często lęk przed utratą statusu jest przez klasy słabsze maskowany ostentacyjną konsumpcją (…)”

    Rozdział 4 Co się dzieje z naszą pracą? POLSKA
    podrozdział Zaciśnięte zęby rodziców, zaciśnięte pięści dzieci

  29. Programista
    Znów popełniasz błąd Marii Antoniny. Zrozum więc, że nie każdy zarabia tyle co ty a więc tylko garstkę Polaków stać jest dziś na odłożenie co miesiąc co najmniej 10 tysięcy złotych i w ten sposób na zostanie milionerem w ciągu mniej niż 10 lat. Przeciętny Polak, otrzymujący miesięcznie na rękę mniej niż 2 tysiące złotych, jest bowiem w stanie odłożyć z tego najwyżej 100-200 złotych miesięcznie, a więc aby zostać milionerem, musiałby on odkładać po te 100 zł miesięcznie przez prawie 10 tysięcy miesięcy, czyli przez 100 lat odłożyłby on najwyżej 120 tysięcy złotych. Nawet biorąc pod uwagę odsetki od zgromadzonych oszczędności, to ten okres skraca się do 76 lat (zakładam 100 zł początkowego depozytu, systematyczne okładanie 100 zł miesięcznie i stopę procentową w wysokości 5%, odsetki obliczane miesięcznie i dodawane do zgromadzonych oszczędności). Nawet odkładając co miesiąc po 1000 zł trzeba by czekać aż 33 lata, aby odłożyć w ten sposób milion złotych. Oznacza to, że zaczynając gromadzenie kapitału w wieku 21 lat, zostałoby się milionerem dopiero w wieku 54 lat, czyli tuż przed emeryturą. Zaznaczam, że zakładam tu bardzo wysokie oprocentowanie oszczędności. Jesli bowiem stopa oprocentowania spadnie do 3%, to trzeba będzie odkładać ten tysiąc złotych miesięcznie przez aż 42 lata.
    Moje szacunki opieram tu na tym, że GUS podał ostatnio medianę zarobków miesięcznych za rok ubiegły czyli 2016, a wynosi ona zaledwie 3510 zł brutto. Jeszcze niższa jest dominanta płac, czyli najczęściej wypłacana pensja, która wynosi zaledwie 2074 zł brutto, a to jest znacznie poniżej 2 tysięcy zł netto „na rękę”. Nawet mocno zawyżone przez garstkę najlepiej zarabiających średnie wynagrodzenie wynosi w Polsce tylko 4346 zł brutto, czyli niespełna 3100 zł na rękę. Należy tutaj oczywiście przypomnieć, że te pensje dotyczą tylko umów o pracę i firm, które mają więcej niż 9 pracowników, a więc realna sytuacja jest jeszcze gorsza, a więc przeciętny Polak nie ma szansy zostać kapitalistą poprzez same tylko oszczędzanie.
    Co zaś do „ostentacyjnej konsumpcji”, to jest ona zdecydowanie domeną klasy próżniaczej – patrz Thorstein Veblen (teoria klasy próżniaczej) oraz John Kenneth Galbraith (analiza współczesnego amerykańskiego kapitalizmu w tym przyczyn bogactwa i późniejszego upadku USA) – polecam Ci więc zapoznanie się z ich dziełami (Galbraitha tłumaczono i to nieźle na polski). Oznacza to, że najwięcej zwolenników kapitalizmu jest zawsze wśród zawodowych leni, nierobów, obiboków i innych pasożytów – osobników żyjących z cudzej pracy ale dorabiających sobie, w celu uspokojenia swych nieczystych sumień, pseudonaukowe (naukawe) teoryjki, wychwalające kapitalizm jako rzekomo największe osiągniecie ludzkości. 🙁

  30. @JohnKowalsky – 18 grudnia o godz. 22:06 3943

    O co tak naprawdę jest pretensja do kapitalizmu? Czy o to, że nie można być „klasą próżniaczą” czy o to że jest się pozbawionym „wypracowanej wartości dodatkowej”?
    Jeżeli problemem jest pozbawienie „wypracowanej wartości dodatkowej”, to sprowadza się on do posiadania takiego kapitału, który wystarcza na pełne wyposażenie miejsca pracy. Większość nie pracuje w miejscach pracy których „uzbrojenie” wymaga nakładów kapitałowych rzędu miliona. Nawet niewielkie kapitały mogłyby być podstawą do utworzenia spółdzielni, w której „wyzysk” nie zachodzi.
    Pan Redaktor napisał o tym także:
    „Albo spółdzielnie. Kojarzą się w Polsce albo źle, albo (co najwyżej) mało poważnie. Tymczasem to prawdopodobnie jeden z niewielu skutecznych sposobów na podpiłowanie rogów barbarzyńskiego kapitalizmu w XXI wieku.”
    Rozdział 5
    Co się stanie z naszą pracą? ŚWIAT
    Lubię spółdzielnie, bo nie kombinują…

  31. Programista

    Kapitalizm jest ustrojem zbudowanym na wyzysku czyli inaczej na kradzieży. Tyle, że w kapitalizmie właściciel kapitału może zgodnie z prawem okradać zatrudnionego przez niego pracownika najemnego, czyli osobę pozbawioną kapitału, na zasadzie, że nom omne quod licet honestum est. Kapitalizm oparty jest bowiem na ekonomicznym przymusie pracy dla każdego, kto nie posiada kapitału. Kapitalizm jest więc amoralny, jako że pozwala on na wyzysk, na faktyczne zniewolenie ludzi pracy i pozwala także z drugiej strony na pasożytniczy tryb życia i na luksusową konsumpcję na pokaz klasy próżniaczej.

    Spółdzielnie zaś niczego nie rozwiązują, jako że oparte są one na naiwnej idei socjalistów utopijnych, że każdy może być drobnym niezależnym wytwórcą, czyli małym kapitalistą (petty bourgeois). Oczywiste jest też, że idea spółdzielczości się nie sprawdziła, jako że chłopi wolą być indywidualnymi właścicielami ziemi, podobnie jak rzemieślnicy wolą być indywidualnymi właścicielami swoich warsztacików. Nawet „Polityka”, podobno lewicowa, przestała być spółdzielnią. Spółdzielnie większe, np. mieszkaniowe, staja się zresztą zawsze parodią spółdzielni. Sam jestem członkiem takiej spółdzielni (WSM) i wiem doskonale, że ta cała spółdzielczość WSM jest fikcją, że status tej „spółdzielni” jest tak opracowany, że liczy się w niej tylko zarząd z prezesem na czele i że zwyczajni członkowie, tacy jak ja, nie mają w niej nic do powiedzenia. Tak wiec spółdzielnie kombinują i to sporo, tyle, że red. Woś o tym nie wie albo też nie chce wiedzieć. Stąd też spółdzielczość jest ślepym zaułkiem, anachronizmem, niemającym szans na rozwój w obecnym, drapieżnym kapitalistycznym otoczeniu.

    Aby być zaś prawdziwym kapitalistą, czyli osobą żyjącą tak jak kapitalista, to trzeba mieć dziś w Polsce co najmniej jakiś milion złotych do zainwestowania, czyli do zaryzykowania. A udowodniłem ci już, że ten pierwszy milion trzeba ukraść, jako że nie ma szansy, aby go uczciwie odłożyć z dochodów pochodzących z własnej uczciwej pracy. Owszem, da się odłożyć parę tysięcy złotych na zakup maszyny do szycia, ale jaki jest popyt na dodatkowe usługi krawieckie? Praktycznie zerowy.

    Poza tym to wiemy z mikroekonomii, że drobni producenci, działający praktycznie w warunkach wolnego rynku, nie są w stanie uzyskać realnego, czyli ekonomicznego zysku, a więc racjonalnej jest jeśli zainwestują oni ten swój „kapitalik” w banku. Tyle, że z odsetek od kapitału to można przeżyć dopiero wtedy, kiedy się zainwestuje w banku co najmniej jakieś kilkaset tysięcy złotych. Obecnie banki płacą w Polsce średnio mniej niż 2% rocznie: jak podaje Narodowy Bank Polski, średnie oprocentowanie wynosi w bankach zaledwie 1,3% a rok wcześniej było na poziomie 1,6%. Zakładając nawet 3% odsetki, to aby mieć tysiąc złotych odsetek miesięcznie, trzeba zainwestować w banku co najmniej jakieś 400 tysięcy złotych. Po prostu finansowa stopa procentowa jest dziś bardzo niska, podobnie jak stopa zysku z kapitału, a więc trzeba mieć dziś naprawdę duży kapitał, aby być kapitalistą.

  32. Programista
    Kapitalizm jest ustrojem zbudowanym na wyzysku czyli inaczej na kradzieży. Tyle, że w kapitalizmie właściciel kapitału może zgodnie z prawem okradać zatrudnionego przez niego pracownika najemnego, czyli osobę pozbawioną kapitału, na zasadzie, że nom omne quod licet honestum est. Kapitalizm oparty jest bowiem na ekonomicznym przymusie pracy dla każdego, kto nie posiada kapitału. Kapitalizm jest więc amoralny, jako że pozwala on na wyzysk, na faktyczne zniewolenie ludzi pracy i pozwala także z drugiej strony na pasożytniczy tryb życia i na luksusową konsumpcję na pokaz klasy próżniaczej.
    Spółdzielnie zaś niczego nie rozwiązują, jako że oparte są one na naiwnej idei socjalistów utopijnych, że każdy może być drobnym niezależnym wytwórcą, czyli małym kapitalistą (petty bourgeois). Oczywiste jest też, że idea spółdzielczości się nie sprawdziła, jako że chłopi wolą być indywidualnymi właścicielami ziemi, podobnie jak rzemieślnicy wolą być indywidualnymi właścicielami swoich warsztacików. Nawet „Polityka”, podobno lewicowa, przestała być spółdzielnią. Spółdzielnie większe, np. mieszkaniowe, staja się zresztą zawsze parodią spółdzielni. Sam jestem członkiem takiej spółdzielni (WSM) i wiem doskonale, że ta cała spółdzielczość WSM jest fikcją, że status tej „spółdzielni” jest tak opracowany, że liczy się w niej tylko zarząd z prezesem na czele i że zwyczajni członkowie, tacy jak ja, nie mają w niej nic do powiedzenia. Tak wiec spółdzielnie kombinują i to sporo, tyle, że red. Woś o tym nie wie albo też nie chce wiedzieć. Stąd też spółdzielczość jest ślepym zaułkiem, anachronizmem, niemającym szans na rozwój w obecnym, drapieżnym kapitalistycznym otoczeniu.
    Aby być zaś prawdziwym kapitalistą, czyli osobą żyjącą tak jak kapitalista, to trzeba mieć dziś w Polsce co najmniej jakiś milion złotych do zainwestowania, czyli do zaryzykowania. A udowodniłem ci już, że ten pierwszy milion trzeba ukraść, jako że nie ma szansy, aby go uczciwie odłożyć z dochodów pochodzących z własnej uczciwej pracy. Owszem, da się odłożyć parę tysięcy złotych na zakup maszyny do szycia, ale jaki jest popyt na dodatkowe usługi krawieckie? Praktycznie zerowy.
    Poza tym to wiemy z mikroekonomii, że drobni producenci, działający praktycznie w warunkach wolnego rynku, nie są w stanie uzyskać realnego, czyli ekonomicznego zysku, a więc racjonalnej jest jeśli zainwestują oni ten swój „kapitalik” w banku. Tyle, że z odsetek od kapitału to można przeżyć dopiero wtedy, kiedy się zainwestuje w banku co najmniej jakieś kilkaset tysięcy złotych. Obecnie banki płacą w Polsce średnio mniej niż 2% rocznie: jak podaje Narodowy Bank Polski, średnie oprocentowanie wynosi w bankach zaledwie 1,3% a rok wcześniej było na poziomie 1,6%. Zakładając nawet 3% odsetki, to aby mieć tysiąc złotych odsetek miesięcznie, trzeba zainwestować w banku co najmniej jakieś 400 tysięcy złotych. Po prostu finansowa stopa procentowa jest dziś bardzo niska, podobnie jak stopa zysku z kapitału, a więc trzeba mieć dziś naprawdę duży kapitał, aby być kapitalistą. 🙁

  33. @JohnKowalsky – 19 grudnia o godz. 8:42 3948

    „Stąd też spółdzielczość jest ślepym zaułkiem, anachronizmem, niemającym szans na rozwój w obecnym, drapieżnym kapitalistycznym otoczeniu.”

    Jak to dobrze że spółdzielcy baskijscy z Mondragonu nie mają tej świadomości, bo by im się nie wiodło tak jak się wiedzie. Jakoś wypracowują zyski większe niż odsetki bankowe.
    Ja rozumiem szanownego Pana, że to nie jest łatwe by się ze sobą dogadać, by sobie nawzajem zaufać, rozumiem że „chłopi wolą być indywidualnymi właścicielami ziemi, podobnie jak rzemieślnicy wolą być indywidualnymi właścicielami swoich warsztacików” (co wydaje się bardzo dziwne biorąc pod uwagę pogląd szanownego Pana, iż ci właśnie rzemieślnicy ze swoich kapitałów nie byliby w stanie uzyskiwać większego zysku niż 3% rocznie). Z drugiej strony jest jednak korzyść uwolnienia się od „wyzysku”, od przejmowania wytworzonej wartości dodatkowej.
    Niemożność przezwyciężenia własnego egoizmu i nieufności do ludzi z własnej klasy świadczyła by tylko o tym, że sam „wyzysk” jest zjawiskiem o dużo mniejszym znaczeniu, niż można by sądzić na podstawie „płomiennych” deklaracji moralnych.

  34. „Jak to dobrze że spółdzielcy baskijscy z Mondragonu nie mają tej świadomości, bo by im się nie wiodło tak jak się wiedzie.” programista

    Jak mówi stare powiedzonko , jedna jaskółka wiosny nie czyni. Zobaczymy jak długo.

  35. @Optymatyk – 19 grudnia o godz. 11:30 3950

    Ta wiosna zależy wyłącznie od tych, którym się nie podoba „wyzysk” przez prywatny kapitał. Zależy wyłącznie od tego, czy zamiast „patrzeć” zaczną robić coś konkretnego.

  36. Programista
    1. Co do spółdzielców baskijskich z Mondragonu, to nawet jeśli im się obecnie dobrze wiedzie, to nic to nie znaczy. Jako programista powinieneś bowiem myśleć logicznie, a ty tymczasem popełniłeś, co ci też słusznie wytknął Optymatyk, tzw. fallacy of composition (po polsku błąd złożenia), czyli „the error of assuming that what is true of a member of a group is true for the group as a whole”. Ów błąd złożenia jest błędem logicznym polegającym na przypisaniu całości cech elementów, z których się ona składa, a także błąd polegający na tym, że to co, jest prawdą w stosunku do sytuacji jednej spółdzielni, na dodatek położnej w relatywnie bogatym regionie relatywnie zamożnego państwa, czyli że z tego, że spółdzielcom baskijskim z Mondragonu obecnie się dobrze wiedzie, nie wynika wcale, że wszystkim czy nawet większość spółdzielców się wszędzie i zawsze dobrze wiedzie. Niestety, ale jak to wyraźnie widać, masz spore zaległości zarówno w logice matematycznej jak też teorii prawdopodobieństwa i statystce, szczególnie matematycznej, a więc zaczynam wątpić, czy aby na pewno jesteś owym programistą, za którego się tu nam podajesz. 😉

  37. Programista
    2. Dalej – z tego, że owi spółdzielcy baskijscy z Mondragonu obecnie (być może, jako że trudno jest mi to zweryfikować empirycznie) wypracowują zyski większe niż odsetki bankowe nie wynika wcale, że będą oni wypracowywać jakikolwiek zyski w przyszłości, szczególnie, że gospodarka Hiszpanii jest otwarta, a więc narażona jest ona na wahania światowej koniunktury. Poza tym, to mogą oni stracić pomoc ze strony państwa czy też Unii i co wtedy? Pamiętaj – w kapitalizmie rynkowym nic nie jest pewne, a najmniej pewne są w nim zyski. O wiele łatwiej jest w nim zbankrutować niż osiągnąć sukces.

  38. Programista
    3. Nieśmiało przypominam tu też, że reżymowa propaganda w PRL-u w pierwszej połowie lat 1950-tych też głosiła „wszem i wobec” sukces spółdzielczości, szczególnie zaś rolnej. Co więcej – w odróżnieniu od Ciebie, czy też Redaktora Wosia, miała ona wówczas za sobą dość imponujące, przynajmniej na papierze, dane statystyczne. Co prawda do roku 1951 powstało w Polsce tylko około 2200 spółdzielni rolnych, zajmujących zaledwie 0,8% gruntów rolnych i zrzeszających tylko około 23 tysiące członków, to dzięki „zachętom” ze strony państwa w roku 1953 było w Polsce już 7800 spółdzielni zajmujących 6,7% ogólnej powierzchni gruntów rolnych (to jest około 1207 tysięcy hektarów) zrzeszających około 160 tysięcy członków. W roku 1955 liczba spółdzielni rolnych osiągnęła zaś w Polsce prawie dziesięć tysięcy (dokładniej 9800) a zajmowały one prawie 10% (dokładniej 9,2%) ogólnej powierzchni gruntów rolnych czyli 1638 tysięcy hektarów i zrzeszały aż ponad ćwierć miliona członków (dokładniej około 205 tysięcy). Jednakże po zmianach politycznych podczas tzw. Października 1956 roku, Władysław Gomułka – ówczesny przywódca rządzącej partii bolszewickiej (albo leninowskiej – trudno jest bowiem nazwać PZPR partią komunistyczną) i de facto przywódca państwa, oficjalnie uznał prywatne rolnictwo w Polsce jako specyfikę tzw. polskiej drogi do socjalizmu, a władze państwowe zrezygnowały wówczas stopniowo z przyspieszonej kolektywizacji. Liberalizacja polityki w tym zakresie i zmniejszenie obciążeń finansowych gospodarstw indywidualnych spowodowały zaś gwałtowny regres systemu spółdzielni rolnych a więc po roku 1956 ich liczba w Polsce spadła do przeciętnie 1800 spółdzielni rolnych różnego typu.

  39. Programista
    4. Przypominam też, że człowiek nie jest istotą myślącą racjonalnie, że w związku z tym chłopi wolą być indywidualnymi właścicielami ziemi, podobnie jak rzemieślnicy wolą być indywidualnymi właścicielami swoich warsztacików, mimo że nie są oni wstanie wypracować realnego czyli ekonomicznego zysku, posiadając zbyt mało kapitału i działając, szczególnie w przypadku rzemieślników, w warunkach niemalże całkowicie wolnej konkurencji. Co z tego, że pracując „na swoim” uwolnili się oni od wyzysku ze strony kapitalisty, skoro wyzyskują się oni sami, jako że obiektywnie, to z reguły zarobiliby oni więcej pracując dla kapitalisty, jako że wtedy, posiadając lepsze techniczne uzbrojenie pracy, czyli głównie wydajniejsze maszyny i lepszą organizację pracy, wytwarzaliby oni więcej w danej jednostce czasu, a więc nawet oddając kapitaliście część wypracowanego przez siebie zysku, zarabialiby oni więcej niż pracując w swoim własnym, ale na ogół prymitywnym warsztaciku. Jak widzisz, Diabeł zawsze chowa się w szczegółach.

  40. Programista
    5. Dalej – rolnicy indywidualni, poza tzw. kułakami, których jednak w Polsce jest dziś zdecydowana mniejszość, wiążą koniec z końcem tylko dzięki pomocy unijnej i ulg, które otrzymują oni od państwa, czyli dzięki zwolnieniu od większości podatków oraz płaceniu znacznie niższych składek na ubezpieczenie społeczne („tani” KRUS zamiast „drogiego” ZUS-u dla osób spoza rolnictwa). Podobnie jest zresztą we wszystkich bardziej rozwiniętych krajach świata. A w biednych krajach to rolnicy z ich rodzinami zjadają praktycznie wszystko, co wyprodukują (tzw. subsistence farming) a więc ich zyski są zerowe. Nadwyżki osiągają on, tak jak większość polskich rolników przed wojną, tylko głodując, aby mieć co sprzedać na targu i mieć pieniądze na zakup tego, co jest im niezbędne do zżycia, a czego nie są oni w stanie sami wyprodukować w swoim prymitywnym gospodarstwie rolnym (np. zapałek czy soli).

  41. Programista
    6. Co zaś do wyzysku, to jest on po prostu fundamentem kapitalizmu, niezbędnym warunkiem jego istnienia. Bez wyzysku nie byłoby przecież zysku, a bez zysku nie byłoby kapitału a więc nie byłoby ani kapitalistów ani też kapitalizmu. Zysk i kapitał biorą się przecież z wyzysku ludzi pracy – gdyby praca pracownika najemnego nie przynosiła kapitaliście zysku, to on by przecież nikogo nie zatrudnił, gdyż wtedy pracownik byłby tylko kosztem, nieprzynoszącym kapitaliście żadnej korzyści. Ale kapitaliści muszą jednak, chcąc nie chcąc, zatrudniać pracowników najemnych, jako że to tylko ci wyzyskiwani przez kapitalistów pracownicy najemni wytwarzają zysk dla kapitalistów. To nie są żadne „płomienne deklaracje moralne”, to jest tylko i wyłącznie naukowe potwierdzenie obiektywnie istniejących faktów. To nie jest też tak, że ludzie pracy chcą tylko „patrzeć” zamiast robić coś konkretnego. Oni po prostu nie mają wyboru – nie mając kapitału, muszą oni pracować dla kapitalisty. Co gorsza, bardzo często nie ma dla nich pracy. Ale ty o tym nie wspominasz. Ciekawe dlaczego…

  42. @JohnKowalsky

    Mondragon nawet jeśli jest jedyny i tylko obecnie wypracowuje duże zyski idealnie obala uogólniającą tezę szanownego Pana o treści:

    „Stąd też spółdzielczość jest ślepym zaułkiem, anachronizmem, niemającym szans na rozwój w obecnym, drapieżnym kapitalistycznym otoczeniu.”

    Przykład ten dobitnie pokazuje że SZANSE istnieją!

    Niech szanowny Pan ciągle pamięta o co chodzi w spółdzielczości! Chodzi o brak „wyzysku”, który to właśnie szanowny Pan uważa za niemoralny. W spółdzielni „wyzysk” nie występuje, czyli ta forma działalności gospodarczej jest w pełni moralna.
    Szanowny Pan zaś po prostu przelicza moralność na pieniądze! Moralność działania w spółdzielni nie ma dla szanownego Pana znaczenia, jeżeli tylko wiąże się z mniejszymi zyskami!

  43. @JohnKowalsky – 19 grudnia o godz. 14:20 3957

    „Oni po prostu nie mają wyboru – nie mając kapitału, muszą oni pracować dla kapitalisty.”

    Przez całą dyskusję pokazuję, że mają wybór, np. spółdzielnie.
    Jeżeli zaś wybierają większy zarobek to pracują dla kapitalisty – ale to jest już tylko ich osobisty wybór a nie przymus.

  44. PROGRAMISTA
    1. To, że podobno jakaś jedna spółdzielnia w Hiszpanii podobno wypracowuje jakieś zyski (nie wiadomo też, czy tylko formalne czyli księgowe czy też realne czyli ekonomiczne) świadczy tylko (jeśli to w ogóle jest prawdą) o sukcesie tej konkretnej jednej spółdzielni w tym konkretnym roku finansowym. Ale NIE świadczy to, że spółdzielczość „jako taka” ma przed sobą jakąkolwiek przyszłość, bo ona jej po prostu nie ma, tak jak każda „trzecia droga” pomiędzy kapitalizmem a socjalizmem. Spółdzielnia to jest bowiem taka latająca łódź podwodna (poprawniej latający okręt podwodny). Można się zachwycać tym, że „toto” i lata i nurkuje w wodzie, ale z definicji musi być to marna łódź podwodna i jeszcze gorszy samolot. Poza tym, to fakty świadczą same za siebie – Nawet „Polityka”, podobno lewicowa, przestała być spółdzielnią. Domyślasz się może dlaczego?

    2. W spółdzielni wyzysk jak najbardziej występuje. Udowodnię ci to na podstawie spółdzielni, której jestem, przynajmniej na piśmie, pełnoprawnym członkiem, czyli WSM (Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej). Otóż prezesi i zarząd tej spółdzielni, wyzyskują i to wręcz bezcelnie zwyczajnych członków, obciążając ich opłatami, na których wysokość ci członkowie nie mają w praktyce żadnego wpływu. Co więcej, zwyczajni członkowie tejże spółdzielni nie mają w praktyce żadnego wpływu ani na decyzje zarządu spółdzielni i jego prezesa ani nawet na wybór tego zarządu i prezesa, jako że statut tejże spółdzielni jest taki, że ten wybór odbywa się na tzw. walnym zebraniu członków, które jest zawsze sztucznie przeciągane przez zarząd i kończy się na ogół po kilkunastu co najmniej godzinach nad ranem, kiedy na sali pozostają już tylko członkowie zarządu z prezesem na czele, którzy wypłacają sobie z funduszów spółdzielni honoraria za każdą minutę spędzoną na tymże zebraniu. Kiedy zaś wystąpiłem do zarządu WSM z propozycją, aby wybory prezesa i zarządu spółdzielni odbywały się podobnie jak wybory posłów, senatorów i radnych oraz prezydentów (RP i miast), czyli w lokalach wyborczych otwartych w oznaczonych miejsca i dniach w godzinach dziennych oraz drogą pocztową, to powiedziano mi, abym zgłosił to na owym walnym zebraniu. Tyle, że mój wniosek zgłoszony by został do głosowania dopiero nad samym ranem i nawet gdybym ja wytrwał na tym zebraniu, to i tak zostałbym na 99.9(9)% przegłosowany przez obecnych na nim członków zarządu WSM. Zapytasz się pewnie, dlaczego więc jestem członkiem tej spółdzielni? Otóż nie jest mnie obecnie stać na inne mieszkanie tego standardu i w tej dzielnicy, czyli na warszawskim Żoliborzu.

    3. Ja ci to już wyjaśniłem, w spółdzielniach istnieje wyzysk zwyczajnych członków przez prezesa i zarząd, i z tego też (między innymi) powodu rozpadły się w Polsce te, kiedyś tak liczne, spółdzielnie rolne. Poza tym, to aby zostać członkiem spółdzielni to trzeba wnieść do niej wkład finansowy, a zarobek w niej zależy głównie od wysokości tego wkładu, a dopiero później od wkładu własnej pracy. Z definicji istnieje więc w niej wyzysk, jako że wypłaty w spółdzielni zależą głównie od wkładu kapitału, a dopiero później od wkładu pracy.

    4. Ponieważ zarobki szeregowych członków spółdzielni są z reguły niskie, jako że dysponują one małym kapitałem a więc mają niską wydajność pracy, to człowiekowi pracy bardziej się opłaca odłożyć to, co ma do banku (tam jego pieniądze są zresztą znacznie bardziej bezpieczne niż w spółdzielni, która w każdej chwili może przecież zbankrutować i wtedy przepadają wkłady jej członków) i iść do pracy do kapitalisty, jeśli ten ma wolne etaty. W spółdzielni istnieje bowiem podwójne ryzyko – nie tylko utraty pracy w przypadku jej bankructwa albo narażenia się szefostwu, ale także utraty swojego wkładu członkowskiego. Poza tym, to nie wszędzie są spółdzielnie, a by ją założyć, to trzeba mieć kapitał i tu wracamy znów do punktu wyjścia. 🙁

  45. Programista,
    Tłumaczyłem ci już, że pozbawiony kapitału pracownik najemny nie ma wyboru w kapitalizmie, że musi on pracować dla kapitalisty aby przeżyć. Spółdzielczość nie jest zaś żadną realną alternatywą, jako że nie wszędzie są spółdzielnie, nie oferują one zatrudnienia dla większości zawodów oraz wymagają do ich zalożenia oraz wstąpienia do nich kapitału. Co więcej – w spółdzielniach też istnieje wyzysk (zarząd wyzyskuje szeregowych członków) a płace zależą w nich głównie od włożonego kapitału i są one z reguły niższe niż w przedsiębiorstwach kapitalistycznych oraz w sektorze nieprodukcyjnym, czyli głównie administracji państwowej. Marne jest też w spółdzielniach bezpieczeństwo zatrudnienia. Stąd też nawet “Polityka” przestała być spółdzielnią.

  46. Pierwotnie, spółdzielniami były kibuce.
    Nie ostał się chyba żaden….
    A te które istnieją, posiłkują się najemną siłą roboczą.
    Co je zlikwidowało?
    Egoizm współzałożycieli?
    Kłótnie o podział zysków i obciążenia pracą?
    Zapewne, jakiś aspekt psychologiczny a nie ekonomiczny.

    By założyć dużą firmę, potrzebny jest pomysł, kapitał, bądź dostęp do dużego i długookresowego kredytu.
    Uzyskanie takiego wsparcia to już decyzja polityczna.
    O ile znam historię gospodarczą świata, wielu firmom udało się rozwinąć skrzydła globalnie, dzięki PLANOWEJ polityce państw.
    Wykreować coś z niczego jest trudno….
    Choć dzięki dobremu PR, można sporo zdziałać, albo zedrzeć z naiwniaków.

  47. @JohnKowalsky – 19 grudnia o godz. 16:42 3961

    Pracownik najemny nie ma czekać aż spółdzielnia zaoferuje mu zatrudnienie, ale ma spółdzielnię tworzyć. Warunki funkcjonowania spółdzielni, podział dywidendy określa statut który uchwalają sami spółdzielcy:
    https://prawo.money.pl/porady-prawne/porady/prawo-spolek/artykul/spoldzielnia-pracy-jak-ja-zalozyc,158,0,1731486.html

    Ryzyko, że spółdzielnia zbankrutuje oczywiście jest. Takie samo jak ryzyko że zbankrutuje każda działalność gospodarcza, także prywatnego kapitalisty. Człowiek pracujący tylko po to by przeżyć takie ryzyko może podjąć bez problemu, gdyż „nie ma nic do stracenia poza kajdanami”.

  48. Programista
    1. Jesli jesteś taki mądry, za jakiego chcesz uchodzić, to załóż te spółdzielnię bez posiadania kapitału, zdobądź dla niej wyposażenie (maszyny etc.), wynajmij albo kup dla niej budynki i wreszcie zdobądź dla niej rynek zbytu w warunkach chronicznego dla kapitalizmu rynkowego nadmiaru podaży dóbr nad popytem na nie. Już ci przecież wyjaśniono, że kibuce w Izraelu funkcjonowały tylko wtedy, kiedy rząd Izraela je subsydiował. Ale kiedy te subsydia się skończyły, wraz z odejściem elit politycznych Izraela od ideałów socjalistycznych wyznawanych przez nie w latach 1940-tych i 1950-tych, to ogromna większość kibuców albo się sama rozwiązała, albo też przestała być spółdzielniami i stała się typowymi przedsiębiorstwami kapitalistycznymi, zachowując z dawnego kibuca tylko swoją nazwę.
    2. Poza tym, to co mi z tego, że na początku jej istnienia, warunki funkcjonowania spółdzielni, podział dywidendy etc. określa statut który uchwalają sami spółdzielcy, skoro później spółdzielnie przejmuje ścisły zarząd, zwyczajni (szeregowi) spółdzielcy zostają wykluczeni z decydowania o jej losie, co ci przedstawiłem na przykładzie WSM – spółdzielni założonej zresztą przez Bolesława Bieruta.
    3. Człowiek pracy podejmuje ogromne ryzyko decydując się pracować dla kapitalisty, gdyż wkłada on swoją pracę, a może za nią nic nie otrzymać (co mi się nie raz zdarzyło w kapitalizmie) i może też nabawić się przy pracy choroby a nawet ponieść śmierć w wypadku przy pracy. Nie bierz więc dosłownie powiedzenia, że „proletariusze nie mają nic do stracenia poza kajdanami”, gdyż w kapitalizmie te kajdany są tylko wirtualne, a nie fizyczne jak w niewolnictwie czy feudalizmie, a proletariusze, czyli pracownicy najemni, ryzykują także swoim życiem i zdrowiem oraz bezpowrotną utratą wolnego czasu.

  49. Wraca stare. Cóż by znaczył ten blog dla komunistów bez komunistycznych instruktorów?

  50. @NikodemD
    Możesz napisać , co to jest komunizm i komunista?, bo wyświechtane definicje już znam a miarkuję ,że zanosi się na coś nowego i ekscytującego.

  51. JohnKowalsky
    19 grudnia o godz. 21:22
    Nie myśl, że spółdzielnia to wielka fabryka kosztująca setki milionów.
    Kombajnu nie kupi jeden rolnik bo go nie stać a i wykorzystanie jego to będzie dzień pracy w roku ale jak się zmówi 20 rolników i wspólnie kupią kombajn , który obsłuży wszystkich i będzie 20 razy lepiej wykorzystany. Tak powstają spółdzielnie i przez kolejne lata się rozwijają.

  52. @JohnKowalsky – 19 grudnia o godz. 21:22 3964

    Twierdzi szanowny Pan że zakładanie spółdzielni jest zbyt ryzykowne dla proletariuszy gdyż:

    „proletariusze, czyli pracownicy najemni, ryzykują także swoim życiem i zdrowiem oraz bezpowrotną utratą wolnego czasu”.

    Niedawno zaś pisał szanowny Pan o rewolucji tych właśnie proletariuszy:

    „Nie muszę tu chyba tłumaczyć, ze utrzymanie takiego status grozi wybuchem kolejnej rewolucji, w której znów najbogatsi stracą nie tylko swoje majątki, ale także i swoje głowy. ”

    Taka rewolucja wiąże się z dużo większym ryzykiem niż zakładanie spółdzielni. Jeśli zatem tworzenie spółdzielni jest dla proletariuszy zbyt ryzykowne to można się zupełnie nie obawiać żadnej rewolucji.

  53. Kaesjot
    Nie myl proszę Kółka Rolniczego ze Spółdzielnią Rolniczą. Możliwe jest bowiem założenie przez rolników z jednej bądź kilku sąsiednich wsi takiego kółka i wspólne kupno oraz eksploatacja kombajnu, ale trudno jest namówić rolników, aby zrezygnowali ze prywatnej własności swej własnej ziemi i założyli prawdziwą Spółdzielnię Rolniczą, gdzie grunta należałyby do tejże Spółdzielni anie do indywidualnych rolników. Kombajn to jest przecież tylko maszyna, która ma z góry przewidywalny okres użytkowania, na ogół 20 do 30 lat, po czym staje się ona zużyta jak nie fizycznie to na pewno moralnie. Natomiast ziemia jest dobrem praktycznie niezniszczalnym z perspektywy człowieka, chyba, że sie ją niewłaściwie uprawia, ale nawet wtedy to można tam nawieźć nową glebę.
    Pozdrawiam

  54. Programista
    1. Proszę Ciebie – NIE PRZEKRĘCAJ MOICH SŁÓW – napisałem przecież wyraźnie, że proletariusze, czyli pracownicy najemni, ryzykują swoim życiem i zdrowiem oraz bezpowrotną utratą wolnego czasu, KIEDY PODEJMUJĄ PRACĘ DLA KAPITALISTY. Jednakże pamiętaj, że w kapitalizmie, to ci proletariusze, nie posiadając kapitału, są zmuszeni do podjęcia tej pracy. Oczywiste też jest, że utrzymanie takiego statusu, czyli przyzwolenie państwa na bezkarne okradanie ludzi pracy przez kapitalistów grozi wybuchem kolejnej rewolucji, w której znów najbogatsi stracą nie tylko swoje majątki, ale także zapewne i swoje głowy. Taka rewolucja może zaś wybuchnąć dosłownie w każdym momencie i jest on praktycznie nie do przewidzenia, podobnie jak wybuchają kryzysy finansowe czy też wulkany czy też kiedy mamy do czynienia z nagłymi ruchami tektonicznymi (trzęsieniami ziemi), a jak wiesz, ludzie wciąż mieszkają pod wulkanami i na obszarach zagrożonych trzęsieniami ziemi, gdyż jak to już ci tłumaczyłem, człowiek nie jest istotą racjonalną. 2. Oczywiste też jest, że rewolucja wiąże się DLA KAPITALSTÓW z dużo większym ryzykiem niż zakładanie spółdzielni jest ryzykowne dla ludzi pracy. Prawdopodobieństwo, że ludzie pracy założą spółdzielnię jest zresztą bardzo małe, jako że nie mają oni kapitału a poza tym, to takiej spółdzielni bardzo trudno jest wejść na rynek, który w kapitalizmie rynkowym jest przecież z reguły zarzucony nadmiarem towarów. Poczytaj więc może coś o niepowodzeniach spółdzielni pracowniczych (nazywanych też w literaturze przedmiotu „kooperatywami”) zakładanych w XX wieku na tzw. Zachodzie przez pracowników fabryk zamkniętych przez kapitalistów. Mimo, że mieli oni do dyspozycji maszyny i budynki porzucone przez ich dawnych właścicieli, to nie mieli za co kupić surowców a przede wszystkim kapitaliści nie dopuszczali ich na rynek i odmawiali kredytów, dziś praktycznie niezbędnych do prowadzenia każdej firmy większej niż stragan z natką pietruszki. Co ci bowiem przyjdzie z tego, że wyprodukowałeś przykładowo 100 tysięcy nawet całkiem dobrych samochodów, skoro aby na nich zarobić, to musisz je najpierw sprzedać, a dostęp do rynku w kapitalizmie bynajmniej nie jest łatwy ani też tani. Trzeba bowiem albo założyć własne punkty sprzedaży, albo też płacić właścicielom istniejących „salonów” sprzedaży samochodów, aby wzięli się oni za sprzedaż, a dokładniej marketing samochodów wyprodukowanych przez tę pracowniczą kooperatywę. Pomyśl też, dlaczego nawet w tej, podobno tak postępowej i pro-pracowniczej Szwecji, pracownicy zlikwidowanego tam niedawno SAAB-a nie założyli kooperatywy pracowniczej produkującej samochody osobowe w fabrykach porzuconych przez właścicieli tej firmy?

  55. Programista
    Niektórzy autorzy zajmujący się współczesną ekonomią polityczną (np. Mandel) chcieli dowieść, że kooperatywy pracownicze mogą stanowić efektywny sposób zarządzania przedsiębiorstwem, a neoliberalny pogląd na funkcjonowanie firm jest anachroniczny. Jednak zasięg firm opartych na kooperacji pracowniczej jest ograniczony. Jak np. wskazuje Malesson, w niektórych branżach nie da się całkowicie wprowadzić tego typu zarządzania – istnieje bowiem szereg branż kluczowych dla funkcjonowania całego społeczeństwa, takich jak poczta, placówki oświatowe, szpitale itd., które powinny być własnością publiczną podobnie jak firmy odpowiedzialne za dostawy energii, bieżącej wody czy transport. W związku z tym nie można odrzucić jakiejś formy centralnej koordynacji tego typu przedsiębiorstw. Wskazuje się też, że banki faworyzują i to zdecydowanie, własność prywatną i w związku z tym np. we Francji lat 1970-tych kooperatywy pracownicze chronicznie cierpiały na niedokapitalizowanie, przez co traciły one na produktywności i masowo upadały (Estrin i Jones). Tak więc aby pracownicze kooperatywy mogły odnieść sukces, potrzebna by była wstępie nacjonalizacja banków, aby prywatny kapitał finansowy nie blokował finansowania pracowniczych kooperatyw.
    4. Jak też wiadomo, eksperymenty z samorządnością pracowniczą skończyły się niepowodzeniem w b. Jugosławii (p. np. Estrin). Najbardziej zliberalizowaną pod tym względem republiką Jugosławii była Słowenia. Przeprowadzono badania na temat funkcjonujących tam w latach 1980-tych firm typu LMF (labour management firms czyli firm zarządzanych przez pracowników). Okazało się, że niezależnie od wpływu państwowej, autorytarnej biurokracji system nie działał zbyt dobrze. Istniejące firmy tego typu w celu ochrony swojej monopolistycznej pozycji blokowały wejście na rynek nowych przedsiębiorstw. Do czasu transformacji przedsiębiorstwa pracownicze zadowalały się popytem na rynku wewnętrznym, nie chcąc rozwijać się i inwestować na rynkach zagranicznych. Wynikało to z braku inicjatywy – w systemie tym ani pracownicy, ani menadżerowie nie czuli się odpowiedzialni za swoje zakłady pracy, brakowało pracy zespołowej i świadomości bycia częścią kolektywu – ogólnie rzecz biorąc cech, którymi odznaczają się pracownicy japońskich i pozostałych odnoszących sukcesy na świecie firm (Petrin i Vahcic). Podobne problemy występują często także w kooperatywach działających w warunkach kapitalistycznych (Tjosvold).
    Więcej tu: Damian Winczewski: W stronę demokracji ekonomicznej. Między socjalizmem rynkowym a demokratycznym planowaniem, „Praktyka Teoretyczna” Nr 2(16)/2015 – http://www.praktykateoretyczna.pl.

  56. NikodemD 19 grudnia o godz. 23:06 3965
    Stare to jest kapitalizm. I wyjaśnij nam, co rozumiesz przez termin „komunizm”?

  57. JohnKowalsky
    20 grudnia o godz. 11:32
    Kółka Rolnicze działały jeszcze za Gomułki, później przekształcono je w SKR-y ( Spółdzielnie Kółek Rolniczych ). Oprócz tego powstawały RSP ( Rolnicze Spółdzielnie Pracy ) – w mojej rodzinnej gminie były dwie takie – jedna działa do dziś. W każdej gminie działał Bank Spółdzielczy ( teraz połączone w SGB ). Pod patronatem ZSMP powstawały Młodzieżowe Spółdzielnie Mieszkaniowe, gdzie młodzi ” wespół, zespół” budowali mieszkania sami dla siebie. To nie było wcale takie głupie.
    Z tym moim przykładem chodziło tylko o ilustrację zasady powstawania spółdzielni a nie o konkretną spółdzielnię.

  58. @JohnKowalsky

    Dziękuję za gloryfikację prywatnej inicjatywy w porównaniu z inicjatywą społeczną. Nie byłbym w stanie napisać lepszej pochwały kapitalizmu.

    Jestem pewny, że szanowny Pan rozumie, iż jeżeli pracownicy najemni nie są w stanie zorganizować się w spółdzielnię a następnie nią zarządzać to tym bardziej nie byliby w stanie zarządzać państwem:

    „Wynikało to z braku inicjatywy – w systemie tym ani pracownicy, ani menadżerowie nie czuli się odpowiedzialni za swoje zakłady pracy, brakowało pracy zespołowej i świadomości bycia częścią kolektywu”.

  59. Kaesjot
    Moja żona (pochodząca z rolniczej rodziny absolwentka SGGW) pracowała w Centrali tychże Kółek, a więc znam ten temat niejako „od podszewki”. One zresztą do dziś działają, ale jakby na marginesie.
    Pozdrawiam

  60. Programista
    1. Znów widzisz tylko to, co chcesz zobaczyć. Wiadomo przecież, że w kapitalistycznym otoczeniu szansę na sukces mają tylko firmy kapitalistyczne, ale ty tego wyraźnie nie chcesz zrozumieć. Oczywiste też jest, że szeregowi pracownicy najemni nie są w stanie zorganizować się w spółdzielnię a następnie nią zarządzać, pomijając tu już brak kapitału i brak dostępu do rynku. Stąd też uważam, że powinniśmy już dawno temu wprowadzić merytokrację, czyli rządy ludzi kompetentnych, na miejsce obecnej plutokracji, czyli rządów ludzi bogatych. Nigdy też nie uważałem, ze demokracja (czyli w praktyce rządy ludzi zainteresowanych tylko wygraniem kolejnych wyborów) ma sens, tak samo jak nigdy nie pochwalałem ani arystokracji (rządów „właściwie” urodzonych) ani też plutokracji (rządów najbogatszych).
    2. Oczywiste jest więc, że spółdzielczość, którą tu tak do niedawna tu promowałeś, nie ma szansy, także ponieważ w systemie tym ani pracownicy, ani menadżerowie nie czują się odpowiedzialni za swoje zakłady pracy, że brakuje w często nim pracy zespołowej i świadomości bycia częścią kolektywu a przede wszystkim, nacisk jest nie na maksymalizację zysku, czego wymaga kapitalistyczne otoczenie, a na maksymalizację zarobków personelu, co zaś oznacza w praktyce zbyt niskie inwestycje i tym samym utratę konkurencyjności i bardzo prawdopodobne w tej sytuacji bankructwo takiej kooperatywy. Zgadzamy się więc, że spółdzielczość pracownicza to jest ślepy zaułek tak jak każda inna tzw. trzecia droga pomiędzy kapitalizmem a socjalizmem.
    Pozdrawiam

  61. Mówiąc krótko, firma nastawiona na wyzysk, ma sporą przewagę nad firmą nastawioną na zaspokajanie potrzeb…..
    jest po prostu bardziej bezwzględna w stosunku do pracowników.

    Jest jeszcze kwestia biurokracji.
    Małe firmy nie są w stanie sprostać „papierologii” wymaganej przez Państwo. Odsetek pracowników poświęcających swój czas pracy nie produkcji, a sprostaniu wymaganiom sprawozdawczości, jest spory.
    Tu przewagę mają wielkie firmy, tak samo jak w dostępie do kapitału.

  62. @wiesiek59 – 20 grudnia o godz. 15:05 3979

    „Mówiąc krótko, firma nastawiona na wyzysk, ma sporą przewagę nad firmą nastawioną na zaspokajanie potrzeb…..”

    Raczej firma nastawiona na zaspokajanie potrzeb KLIENTÓW ma sporą przewagę nad firmą nastawioną na zaspokajanie potrzeb PRACOWNIKÓW.

  63. Programista,
    1. Znów wykazujesz sie kompletnym niezrozumieniem mechanizmu działania kapitalizmu. Przedsiębiorstwo kapitalistyczne nie istnieje przecież po to, aby zaspokające potrzeby jego klientów, a tylko po to, aby zaspokajać potrzeby jego WŁAŚCICIELI, innymi słowy aby maksymalizować zysk. W kapitalizmie sukces osiągniesz bowiem tylko wtedy, kiedy robisz coś tylko i wyłącznie dla pieniędzy, jako że „the business of business is business” (co można przetłumaczyć dosłownie jako „biznesem biznesu jest biznes”, a poprawniej jako „interesem firmy jest robienie interesów”), jak to autorytatywnie stwierdził Milton Friedman – twórca monetaryzmu, laureat nagrody Banku Szwecji im. Alfreda Nobla w dziedzinie ekonomii w roku 1976, czołowy przedstawiciel tzw. chicagowskiej szkoły w teorii ekonomii, w artykule opublikowanym w roku 1970 na łamach „The New York Times”. A aby zmaksymalizować swój zysk, to firma wytwarza takie dobra czy usługi, które dają jej możliwie jak największy zysk, nieważne, że mogą one być szkodliwe dla konsumentów, że wspomnę tu choćby tzw. junk food (śmieciowe jedzenie), tzw. soft drinks typu Coca Coli składające się (oprócz wody) głównie z cukru oraz sztucznych barwników i sztucznych substancji smakowo-zapachowych a przede wszystkim legalne i nielegalne narkotyki: od papierosów i alkoholu zaczynając, poprzez tzw., środki uspokajające i tworzące sztuczne poczucie dobrostanu (np. niesławnej pamięci Prozac), po typowe narkotyki typu opium, morfiny czy kokainy.

    2. Maksymalizacji zysków służy także sztuczne wzbudzanie popytu na towary, które przynoszą największy zysk ich producentom i dystrybutorom, choćby nawet były one szkodliwe dla zdrowia osób je konsumujących, jak np. różnego rodzaju używki i inne narkotyki, o czym już wspomniałem. Sztucznym wzbudzaniem popytu zajmuje się w kapitalizmie jak wiadomo marketing, który jest przecież niczym innym jak tylko sztuką wepchnięcia konsumentom tego, co nie jest owym konsumentom potrzebne, a często jest dla nich wręcz szkodliwe (np. wspomniane już alkohol, papierosy, narkotyki i broń oraz tzw. junk food, w tym bardzo niezdrowe „soft drinks” typu Coca Coli etc.), ale których produkcja przynosi kapitalistycznym, prywatnym producentom największe zyski. Ponieważ rozsądnie, racjonalnie myślący ludzie nie dali by się manipulować reklamie (generalnie marketingowi), to wynika z tego, że ogromna większość ludzi nie myśli racjonalnie i na tym właśnie żeruje socjotechnika, w tym szczególnie marketing a co potwierdza tzw. ekonomia behawioralna czyli psychologiczna, dziś już uznawana przez establishment (tegoroczny, czyli z roku 2017, Nobel z ekonomii). Sam fakt, że na świecie w samym tylko roku 2015 wydano: na marketing cyfrowy 147 mld USD, a na reklamy w TV 190 mld USD świadczy, że ludzie nie działają racjonalnie, że są oni podatni na socjotechnikę, na manipulowanie z zewnątrz, na manipulowanie odwołujące się do naszych czysto zwierzęcych instynktów, przesądów, fobii etc. a nie do rozumu. Przecież w zeszłym (2016) roku na sam tylko marketing wydano na świecie w mld USD: USA 183, Chiny 74, Japonia 37,UK 25, Niemcy 21, Korea Płd. 11, Francja 11,Australia 10, Brazylia 10 i Kanada 9 (Performics “Executive Summary: Advertising Expenditure Forecasts September 2016”). Dla porównania: PKB Polski wynosił w roku 2015 ok. 475 mld USD. Tak więc faktem jest to, że w kapitalizmie rynkowym prywatne firmy, takie jak np. Apple, w pogoni za maksymalizacją zysku marnotrawią ograniczone zasoby surowców, niszczą środowisko, produkują rzeczy szkodzące ludziom i wyzyskują pracowników, szczególnie w tzw. III świecie. To jest po prostu cena, którą płacimy za to, że mamy w tym systemie ciepłą wodę w kranie oraz pełne półki w sklepach, a ci, których jest na to stać, mogą w tym systemie zaspokajać swoje nawet najbardziej wyszukane, a często też i wręcz zboczone potrzeby konsumpcyjne.

    3. Oczywiste też jest, że w warunkach gospodarki rynkowej, dobro pracowników jest (bo też i musi być) na ostatnim miejscu w hierarchii ważności osób zarządzających przedsiębiorstwem kapitalistycznym. Pracowników traktuje się tam tak jak zwierzęta hodowlane w gospodarstwie rolnym – daje się im minimum tego, co musza one zjeść i wypić, aby w optymalnym czasie osiągnęły one gotowość do pójścia do rzeźni (np. świnie), czy też aby dawały one optymalną ilość i jakość mleka (np. krowy) albo też aby znosiły one optymalną ilość odpowiednej jakości jajek (np. kury) czy wreszcie, w przypadku np. zarodowych ogierów i klaczy, aby dawały one optymalne potomstwo, np. w przypadku koni wyścigowych, możliwe najszybsze i najwytrzymalsze osobniki. Obwiązuje tu przecież zasada maksymalizacji zysku, co z reguły wymaga cięcia kosztów, oczywiście nie zawsze kosztem jakości, ale np. linie lotnicze maksymalizują obecnie swoje zyski głównie poprzez pogarszanie jakości świadczonych przez nie usług (więcej foteli na metr kwadratowy kabiny pasażerskiej, ograniczenie ilości personelu obsługującego pasażerów na lotnisku i w samolocie, gorsza jakość posiłków etc.). Nikt się zaś w kapitalizmie nie przejmuje tym, że pogarszają się warunki pracy, jako że z reguły na każdego niezadowolonego pracownika, domagającego się poprawy warunków pracy i płacy, czeka w kolejce kilku chętnych, o co najmniej nie gorszych kwalifikacjach, a gotowych zaakceptować gorsze warunki pracy i płacy. Dba o to zresztą rząd, tolerując bezrobocie i wręcz je nawet stwarzając, np. ograniczając zatrudnienie w sektorze państwowym, co obserwowaliśmy niedawno w Polsce, szczególnie w latach 1990-tych. Takie, a inne są bowiem realia realnego kapitalizmu.
    Pozdrawiam

  64. Programista
    Oczywiście powinno być: Takie, a NIE inne są bowiem realia realnego kapitalizmu.

  65. @JohnKowalsky – 20 grudnia o godz. 18:12 3985

    Przedsiębiorstwo kapitalistyczne nie jest stacją misyjną, ani nie jest kosciołem, ani armią zbawienia, ani żadną instytucją która by była uprawniona do tego by oceniać decyzje swoich klientów.
    Klienci mogą kupować „alkohol, papierosy, narkotyki i broń oraz tzw. junk food” i żadne kapitalistyczne przedsiębiorstwo niebędzie oceniać czy jest to złe czy dobre. Nie będzie także oceniac czy klienci myślą racjonalnie czy też nie. Przedsiębiorstwo kapitalistyczne zajmuje się jedynie przekształcaniem istniejącej formy materii na taką formę którą klienci bardziej preferują i dają temu wyraz pieniężnymi zapłatami.

    Jak się pracownikom nie podobają warunki pracy w przedsiębiorstwie kapitalistycznym, to sobie mogą założyć spółdzielnię.Będą pracować u siebie i zapewnią sobie takie warunki pracy jakie będą chcieli.
    Prawda, zapomniałem – oni sobie ze spółdzielnią nie poradzą, oni pod własnym kierownictwem będą zarabiać jeszcze mniej niż u kapitalisty, oni nie będą przejawiali inicjatywy we własnej spółdzielni, nie będą odpowiedzialni za swoje własne miejsca pracy, nie będą potrafili pracować zespołowo.

    Może zatem są traktowani dokładnie tak jak powinni być traktowani. Bo kapitalista tak samo nie jest armią zbawienia, stacją misyjną, ani kosciołem by się nimi opiekować, by oceniać czy robią dobrze czy źle, czy są racjonalni czy też nie gdy godzą się na proponowaną zapłatę za ich pracę.

  66. Programista
    1. Nieprawda – istnieje bowiem coś takiego jak etyka biznesu. Wiem to dobrze, gdyż wykładałem taki przedmiot i napisałem na ten temat kilka artykułów. Oczywiście, że non omne quod licet honestum est, ale to oznacza, że właściciel firmy i jego kierownictwo powinni kierować się nie tylko prawem, ale także nakazami moralności. Dobrze przecież wiemy, że nazistowscy zbrodniarze postępowali zgodnie z prawem obowiązującym wówczas w III Rzeszy, ale nie uchroniło to ich od wyroków skazujących w Procesie Norymberskim. A niedługo nadejdzie przecież taka Norymberga dla amoralnych przedsiebiorców i nie będą się oni mogli tłumaczyć, że działali zgodnie z obowiązującym prawem, skoro działali oni w oczywisty sposób nieetycznie.
    2. Nie jest też prawdą, że przedsiębiorstwo kapitalistyczne zajmuje się jedynie przekształcaniem istniejącej formy materii na taką formę którą klienci bardziej preferują i dają temu wyraz pieniężnymi zapłatami, jako że to przedsiębiorstwo zajmuje się jedynie wytarzaniem zysku, a w tym celu celowo i umyślnie wytwarza oraz sprzedaje towary czy też usługi, które są w oczywisty sposób szkodliwe dla osób je konsumujących. Tak więc niebawem właściciele i zarząd takich przedsiębiorstw zostaną postawieni przed odpowiednimi sądami, tak samo, jak nie tak dawno temu postawiono przed sądem nazistowskich zbrodniarzy, którzy też się tłumaczyli, że postępowali zgodnie z prawem obowiązującym wówczas w III Rzeszy.
    3. Nie jest też tak, że jeśli się pracownikom nie podobają warunki pracy w przedsiębiorstwie kapitalistycznym, to sobie mogą założyć spółdzielnię, jako że nawet gdyby ją założyli, to szanse, że przyniesie ona w kapitalistycznym otoczeniu jakiekolwiek zyski są praktycznie zerowe, a więc, jak ci to już tłumaczyłem, założenie takiej spółdzielni nie jest realną opcją dla pracowników.
    4. Pamiętaj, że kapitaliści, mając do swojej dyspozycji rządy, policje, sądy i banki nie pozwolą na to, aby pracownicy najemni mieli jakąkolwiek inną opcję, niż zdechnąć z głodu jaki ten Wolny Najmita z wiersza Marii Konopnickiej, albo pracować u owych kapitalistów na warunkach narzuconych im przez tychże kapitalistów. Takie, a nie inne są bowiem realia realnego kapitalizmu.

  67. @JohnKowalsky – 20 grudnia o godz. 20:28 3989

    Żal mi ludzi, którzy wierzą w to co szanowny Pan propaguje.
    Uczą się oni z tego jedynie bezradności i zniechęcenia do jakiegokolwiek działania. Czytają przecież że nic im nie wyjdzie, że nie mają żadnych szans, że reszta świata ma jeden jedyny cel – jak największe ich sponiewieranie.
    Właściwie dzięki takim tekstom oni we własnych głowach, we własnych umysłach sami już siebie przekreślili. Sami spodziewają się już dla siebie wyłącznie nieszczęść, bez żadnej nadziei na jakąkolwiek poprawę swojego położenia.
    To jest naprawdę tragiczny los.

  68. Któryś z naszych klasyków z XIX wieku, napisał kiedyś opowiadanie o woźnicy, który minimalizował ilość paszy dla konia.
    Doszedł do trzech słomek dziennie, niestety, koń zdechł…..

    Przedsiębiorcy mogą maksymalizować własne zyski, minimalizować koszty osobowe.
    Nawet, globalnie.
    Jaki będzie efekt?
    Ludzie zdechną pokornie, czy zdechną „woźnice”?

    Próby dokręcania śruby ludności na Bliskim Wschodzie skończyły się dość krwawo, obaleniem władz w Egipcie, zamieszkami w Tunezji.
    Ludzie nie konie, nie będą umierać niepokornie….

  69. Programista

    Nie moja to jest przecież wina, że jest jak jest i że piszę prawdę, a jest ona taka, że w kapitalizmie prawdziwy sukces finansowy osiągają tylko jednostki amoralne. Pokaż mi choć jednego naprawdę uczciwego (w sensie etycznym) miliardera (choćby tylko złotówkowego), który doszedł do swojego majątku swoją własną, uczciwą pracą, a wypłacę ci gotówką milion euro, choćbym miał się zadłużyć po uszy.

    Ale cóż, ponieważ kapitalizm jest z definicji amoralny, oparty na wyzysku czyli kradzieży, to moralność jest w nim tylko zbędnym ciężarem…

    Prawda jest bowiem taka, że świat nie jest pozytywnie nastawiony do ludzi. Przecież to z praw termodynamiki wynika, że nasz świat jest ludziom nieprzychylny, jako że łatwiej jest w nim coś zniszczyć niż coś zbudować, z medycyny wiemy, że łatwiej jest zachorować niż wyzdrowieć, a ze statystyki, teorii gier i nauki ekonomii wiemy, że łatwiej jest przegrać pieniądze niż je wygrać.

    Los człowieka jest więc z definicji tragiczny, szczególnie, że zawsze się on kończy śmiercią i co gorsza często kończy się on bolesnym konaniem i to jest właśnie to, czego ludzie się boją najbardziej i na czym żerują różni szarlatani z księżmi, pastorami, popami, rabinami i mułłami na czele. 🙁

  70. @programista
    Nie ,programisto , nie i jeszcze raz nie. Teksty JohnaKowalsky mają na celu „włączenie myślenia”, o ile jeszcze ktoś ma czym myśleć. Do myślenia potrzebny jest mózg , nie mówiąc już o człowieku. Jego teksty to swego rodzaju „majeutyka” …sprawdź w wikipedii co to znaczy i skąd się wzięło. Pamiętać powinieneś też ,że robi to osoba ,która ma do tego wszelkie predyspozycje i zajebiste doświadczenie życiowe. Człowiek , który głęboko tkwił w tym systemie, tak w teorii jak i praktyce (zresztą
    dopóki żyje tkwi nadal hehehe), może i potrafi doskonale obnażyć jego prawdziwe, aczkolwiek nie do pojęcia przez wielu ,oblicze. Ciebie akurat intelektualnie obezwładnia ,co nie jest zarzutem ale faktem, nie możesz sobie poradzić z faktem ,że ktoś tak doskonale Cię punktuje. Żyjesz serwowanym Ci codziennie blichtrem codziennych aktów manipulacji medialnej, spychającej Twój krytycyzm na obrzeża nonkonformistycznej refleksji. Nie jesteś w tym osamotniony (takich są miliardy), ale to nie jest pocieszenie, to smutne realia stępienia rzeczywistego oglądu tego co się dzieje.
    To nie jest lizusostwo wobec naszego „netowego” kolegi (JK) a jedynie fakty.
    Powiem Ci tak , Twoje wpisy są cenne ze względu na koloryt i kontrasty powodujące ,zmuszające człowieka do myślenia. A czymże jest to ,co robimy jak nie wymianą myśli?, tak trzymać ,byle z savoir vivre.
    Pozdrawiam

  71. Optymatyk
    😉 i dobranoc. Przypominam tylko, że Sokratesa wymyślił Platon, a więc jest to de facto metoda `platoniczna´ ,-)

  72. Optymatyk
    😉 i dobranoc. Przypominam tylko, że Sokratesa wymyślił Platon, a więc jest to de facto metoda `platoniczna´ 😉

  73. @JohnKowalsky
    A czym żesz byłaby filozofia bez Platona(poganina)?
    Jeśli „wymyślił” tzn. że miał łeb nie od parady, wymyślić takiego „giganta”.
    „Twój ” S.Lem też „bujał w obłokach” a patrz jaki był przewidujący?
    Platon współczesności?
    Platon blednie przy jego „wymysłach” . Progress

  74. @Optymatyk – 20 grudnia o godz. 22:20 3993

    Przykład takiego „intelektualnego obezwładnienia” oraz „włączenia myślenia” w kwestii spółdzielczości i tego że ” szanse, że przyniesie ona w kapitalistycznym otoczeniu jakiekolwiek zyski są praktycznie zerowe”:
    https://wwww.bs.net.pl/aktualnosci-zrzeszen/300-najwiekszych-spoldzielni-na-swiecie
    Ale pewnie jest to jeden z tych „codziennych aktów manipulacji medialnej, spychającej Twój krytycyzm na obrzeża nonkonformistycznej refleksji”.

  75. @Optymatyk – 20 grudnia o godz. 22:20 3993

    Najbardziej boli mnie następująca hipokryzja:

    Najpierw dramatyczny opis doznawanej nieludzkiej krzywdy, jak to kapitaliści wyzyskują pracowników najemnych, jak wypłacają im głodowe pensje, jacy to z nich niemoralni złodzieje.

    Gdy pada na to odpowiedź, że w takim razie jak jest tak strasznie źle to niech się pracownicy najemni dogadają ze sobą i niech pracują u siebie np. w spółdzielni. Razem skoncentrują wspólny kapitał i użyją go efektywniej.

    Wtedy zaś pojawiają się argumenty, że taka praca u siebie to ogromne ryzyko, bo można stracić wiele czasu wolnego, można niepotrzebne zupełnie umiejętności rozwijać, a w ogóle to i na rynku pośród klientów ciężko się znaleźć i ciężko zysk wypracować.

    Faktycznie każdy z tych argumentów osobno brany jest jak najbardziej prawdziwy. Ale złożenie tych argumentów razem w ciąg argumentacji jest dziwaczne. Na początku wobec kapitalistów wytaczane są ciężkie zarzuty, dotyczące zagrożenia życia, dotyczące nie przestrzegania powszechnie przyjętych norm moralnych. Wydawało by się zatem że w tak ciężkiej sytuacji każde inne wyjście będzie lepsze. Tymczasem w kontrze do spółdzielczości padają argumenty dużo mniejszej wagi, można by powiedzieć funkcjonalne. Byłyby one jak najbardziej na miejscu w przypadku rozważania wyboru spośród kilku możliwych równorzędnych opcji.
    W całościowym odbiorze z tego powodu okazuje się, że cały „wyzysk” kapitalisty i jego niemoralne zachowanie jest równoważne z wadami spółdzielczości. To zaś oznacza że fałszywość wyrażanej wagi zarzutów wobec pracy najemnej u kapitalisty. Okazuje się że te zarzuty są tylko zwykłym narzekaniem, pozbawionym twórczej energii do działania, do zmiany własnej sytuacji.

  76. Programista

    Generalnie – jeśli opierasz się na jakichś raportach, to je najpierw przeczytaj, zanim zaczniesz się nimi podpierać. Tak więc:

    1. To jest tylko propagandowy raport stowarzyszenia spółdzielców, a więc daleko jest mu do obiektywności. Twierdzi on na przykład, że spółdzielnie kwitną w Australii. Tymczasem ja mieszkałem oraz pracowałem jako analityk, menedżer i naukowiec w tejże Australii ponad 30 lat, skończyłem tam też studia z zakresu ekonomii i zarządzania oraz zajmowałem się profesjonalnie gospodarką Australii (w tym tamtejszym rynkiem pracy a dokładniej ustaleniem wysokości prawdziwej stopy bezrobocia i konkurencyjnością tamtejszej gospodarki) i mogę z całą stanowczością stwierdzić, że spółdzielczość, a szczególnie zaś spółdzielczość właściwa, czyli spółdzielczość pracy, jest tam tylko marginesem gospodarki, tak zresztą jak w każdym innym kraju kapitalistycznym. Zresztą cytowany przez ciebie raport wyraźnie podaje, że wszystkie szeroko pojęte australijskie kooperatywy osiągnęły w roku 2012 obrót w wysokości zaledwie 19 mld USD, co stanowi zaledwie około 1% australijskiego PKB (wynosił on około 1538 mld USD w roku 2102) a jeszcze mniejszy odsetek całkowitego obrotu australijskiej gospodarki. Największymi australijskimi kooperatywami były w roku 2012 takie firmy jak Co-operative Bulk Handling Ltd z obrotem (ale NIE zyskiem, którego ten raport jakoś dziwnie nie podaje) w wysokości 2.93 mld USD oraz Murray Goulburn Co-operative Co Limited z obrotem 2.33 mld USD. Niemniej te przedsiębiorstwa wyraźnie NIE są spółdzielniami, a tylko spółkami z ograniczoną odpowiedzialnością (Limited Company, czyli sp. z o.o.). Wpływowy Law Council of Australia podaje zaś, że w Australii w roku 2010 było tylko 1726 spółdzielni, a aż 1.7 milionów spółek prawa handlowego czyli zarejestrowanych na podstawie tamtejszego Corporations Act, co zdaniem owego Law Council dowodzi, że spółdzielnie są w Australii anachronizmem z poprzedniej epoki. Jak więc widzisz, raport ten jest bezwartościowy, jako że zalicza on do spółdzielni typowe spółki prawa handlowego, przeważnie spółki z ograniczoną odpowiedzialnością (sp. z o.o.) oraz spółdzielnie innego typu niż spółdzielnie właściwe, czyli inne niż spółdzielnie pracy – jedyne niewymagające od swoich członków wkładu finansowego czy też rzeczowego.

    2. Faktem jest bowiem, że poza krajami tzw. bloku socjalistycznego, spółdzielczość liczyła się w swoim czasie tylko w Izraelu (głównie tzw. kibuce, czyli tamtejsze kołchozy, inaczej spółdzielnie rolne), ale wraz ze stopniowym odchodzeniem tamtejszych elit władzy od idei socjalistycznych, kibuce straciły swoje dawne znaczenie w gospodarce Izraela, jako że kibuce funkcjonowały tam efektywnie tylko wtedy, kiedy rząd Izraela je subsydiował. Ale kiedy te subsydia się skończyły, wraz z odejściem elit politycznych Izraela od ideałów socjalistycznych wyznawanych przez nie w latach 1940-tych i 1950-tych, to ogromna większość kibuców albo się sama rozwiązała, albo też przestała być spółdzielniami i stała się typowymi przedsiębiorstwami kapitalistycznymi, zachowując z dawnego kibuca tylko swoją nazwę. W kibucach mieszka więc dziś zaledwie około 2% mieszkańców Izraela, co oznacza, że kibucnicy są dziś tak samo niereprezentatywni dla tego państwa jak tamtejsi komuniści, na których głosuje zresztą całkiem sporo Izraelczyków, jako że mają on oni obecnie 5 mandatów w Knesecie na ogólną ich liczbę 120, czyli ponad 4% tychże mandatów. Jak to też podaje Wikipedia, zasady życia w kibucach przypominały z początku postulaty utopijnego komunizmu, choć ich założyciele nie odwoływali się otwarcie do tej ideologii. Główną zasadą był w nich więc brak własności prywatnej, wspólnota całego majątku, wspólnota dzieci oraz całkowita równość kobiet i mężczyzn, a więc w tym kontekście kibuce realizowały także postulaty feminizmu i egalitaryzmu a także ideologii „gender”, jako że w kibucach negowano istnienie tradycyjnych ról płciowych, a w praktyce odbywało się to przez maskowanie cech płciowych za pomocą luźnego ubrania, wykonywanie tradycyjnie męskich prac przez kobiety oraz unikanie przez kobiet stosowania makijażu. Ciąża i poród były jednak traktowane jako jedyna, narzucona przez biologię, aktywność odróżniająca kobietę od mężczyzn. Wychowanie dzieci nie było zaś w kibicach postrzegane jako rola kobieca i w założeniu miało być realizowane przez wszystkich bez względu na płeć. Unikano także indywidualizacji dzieci przez sformułowania typu „mój syn” lub „moja córka”. Kobiety były więc zachęcane do karmienia każdego dziecka w jego okresie niemowlęcym, nie tylko urodzonego przez siebie i z tego samego względu usiłowano przekierować uczucia indywidualne, takie jak miłość między kobietą a mężczyzną czy miłość macierzyńska, na uczucia wobec wspólnoty. Indywidualizm traktowany był w kibicach jako defekt moralny, a choć tolerowane były sformalizowane związki małżeńskie, to jednak bez całej rytualnej otoczki tradycyjnie im towarzyszącej.

    3. Wracając do cytowanego przez ciebie raportu, to jako spółdzielnie wymienione zostały tam takie wielkie, ponadnarodowe banki znane także i w Polsce jak np. Credit Agricole, Rabobank, Raifessen Bank oraz liczne towarzystwa ubezpieczeniowe typu „mutual” (towarzystwa wzajemnych ubezpieczeń), które z prawdziwymi spółdzielniami, czyli spółdzielniami pracy, nie mają przecież nic wspólnego, czy też znana w Polsce sieć sklepów z butami CCC. Do spółdzielni zalicza się też w tym raporcie firmy zrzeszające lekarzy, takie jak np. brazylijski Unimed, z jego rocznym obrotem na członka w wysokości ponad 120 tysięcy USD. Przecież Crédit Agricole, wymieniany w cytowanym przez ciebie raporcie, NIE jest spółdzielnią, a tylko typową spółką akcyjną zarejestrowaną pod nazwą Crédit Agricole S.A – siecią banków, dawniej spółdzielczych, która w roku 1990 przekształciła się w międzynarodową grupę bankową. Crédit Agricole był początkowo spółdzielczą kasą rolników i z tego powodu jest często nazywany Zielonym Bankiem (banque verte), ale to jest przecież bardzo już dziś odległa przeszłość.

    4. Twórcy tego raportu nie opierali się zresztą na oficjalnych, zweryfikowanych i weryfikowalnych danych statystycznych podawanych przez narodowe urzędy statystyczne typu GUS-u czy tez ponadnarodowe typu Eurostatu, a tylko na niemożliwych do zweryfikowania danych zebranych przez zrzeszenia spółdzielni w różnych krajach, co oznacza, że są one z definicji bezwartościowe, jako że w różnych krajach przyjmuje się różne definicje spółdzielni. Przykładowo – nikt na tzw. Zachodzie , poza zrzeszeniami kooperatyw, nie określa towarzystw wzajemnych ubezpieczeń (np. wymienionych w tym raporcie Nippon Life, State Farm czy też Liberty Mutual) jako spółdzielni. Dalej – podaje ten raport w zasadzie tylko obroty a nie zyski, co też jest pewnego rodzaju manipulacją. Miesza on zresztą w swoich tabelach (np. w Załączniku numer 1 w Tabeli „300 największych spółdzielni na świecie”) zyski z obrotami, przez co są one po prostu bezwartościowe. 5. Niemniej podaje ten raport, że owe kooperatywy osiągnęły w roku 2012 na całym świecie zysk w wysokości około 177 mld USD, co stanowi jednak zaledwie 0.2% światowego PKB (światowy PKB wynosił bowiem w roku 2012 około 74488 mld USD). Nawet jeśli uwzględnić zyski owych towarzystw wzajemnych ubezpieczeń, które wynosiły według cytowanego przez ciebie raportu około 1151 mld USD, to razem ten zysk bardzo szeroko rozumianych kooperatyw wynosił w roku 2012 zaledwie 1.8% globalnego PKB. Jednakże jest to bardzo mocno naciągane, jako że, jak to już wyjaśniłem, owe wyżej wymienione ponadnarodowe banki oraz towarzystwa wzajemnych ubezpieczeń nie są przecież spółdzielniami. Trudno jest bowiem zaliczyć do spółdzielni taki na przykład ponadnarodowy bank Crédit Agricole, z jego rocznym dochodem w wysokości ponad miliona dolarów na członka, czy raczej akcjonariusza. To jest raczej klub milionerów, nic ze spółdzielczością niemający wspólnego.

    Pozdrawiam

  77. @JohnKowalsky – 21 grudnia o godz. 12:22 4000

    Raport ten pokazuje, że ci którzy chcą coś zrobić z własnym losem a nie tylko siedzieć i narzekać na niesprawiedliwy świat, potrafią działać i działają. Swoim działanie udowadniają wszystkim malkontentom że „szanse, że przyniesie ona w kapitalistycznym otoczeniu jakiekolwiek zyski” są jak najbardziej realne.

    Kwestię podważania wiarygodności pomijam całkowicie, gdyż raportowi wierzę w takim samym stopniu jak i szanownemu Panu.

  78. Programista

    1. Zrozum proszę, że, co ci już starałem się wyjaśnić, ale jak widać, bezskutecznie, że pracownicy najemni są zmuszeni w kapitalizmie pracować na właścicieli kapitału, gdyż w kapitalizmie istnieje ekonomiczny przymus pracy dla każdego, kto nie posiada kapitału. Gdyby pracownicy najemni posiadali kapitał, to by z niego żyli, ale kto by wtedy pracował? Jak widzisz, kapitalizm dla swojego funkcjonowania wymaga, aby tylko garstka ludzi posiadała kapitał, a reszta, czyli ogromna większość, była zmuszona pracować dla owej garstki właścicieli kapitału – inaczej każdy by żył z kapitału i nic nie produkował, a więc gospodarka i społeczeństwo by się szybko zawaliły.

    2. Idea spółdzielczości jest oczywiście piękna, tak jak np. idea chrześcijaństwa, ale jak wiadomo, Diabeł zawsze siedzi w szczegółach. Tak więc aby założyć spółdzielnię przynoszącą zyski, czyli inaczej wypracowującą realną nadwyżkę, to potrzebny jest przed wszystkim kapitał. Tymczasem ci, którzy by chcieli te spółdzielnie zakładać, z definicji są pozbawionymi kapitału proletariuszami.

    3. Poza tym, to udowodniłem ci już, że spółdzielczość w warunkach kapitalizmu jest tylko nieistotnym statystycznie marginesem światowej gospodarki, jako że nie ma ona szansy „rozwinąć skrzydeł” w kapitalistycznym otoczeniu, ponieważ prawdziwe spółdzielnie, czyli pracownicze, pozbawione są dostępu do kredytu oraz dostępu do rynku. NIE jest więc tak, że cały kapitalistyczny wyzysk i jego niemoralność są równoważne z wadami spółdzielczości, jako że spółdzielczość nie jest przecież tak moralnie odpychająca jak prywatna własność kapitału i kapitalistyczny wyzysk, a tylko nie jest ona w stanie efektywnie funkcjonować we wrogim jej kapitalistycznym otoczeniu.

    4. Łatwo jest też dawać innym dobre rady, ale spróbuj, nie posiadając kapitału ani znajomości, sam założyć w Polsce spółdzielnię pracy, która przynosiłaby zyski, czyli inaczej wypracowywała realną nadwyżkę. Nie ma tu więc żadnego narzekania, a tylko stwierdzenie obiektywnie istniejących faktów.

    5. Poza tym, to co z tego, że ktoś ma twórczą energię do działania, do zmiany własnej sytuacji, skoro nie ma on środków do tego aby tę sytuację zmienić. Przecież ten Wolny Najmita z wiersza Konopnickiej chciał pracować, chciał poprawić swoją sytuację, ale nie miał on ani pracy, ani też kapitału, a więc umarł pod cudzym płotem, jako że był on formalnie wolnym człowiekiem. I tu widzimy tę całą hipokryzję kapitalizmu i ludzi go popierających, jako że wymagają oni przedsiębiorczości od ludzi pozbawionych zarówno kapitału jak też i pracy, a sami nie chcą ani dać im ani pracy, ani też kapitału. To jest tak jakby wymagać od ucznia postępów w nauce, nie wpuszczając go jednak do szkoły i odmawiając mu dostępu do podręczników. To jest więc czysta hipokryzja, a więc nie widzę sensu dalszej dyskusji z Tobą, jako że chodzimy to wyraźnie w kółko, gdyż stawiasz mi wciąż nieuczciwe zarzuty i dyskutujesz nie ze mną, a z „chochołem” – popełniasz tzw. sofizmat rozszerzenia, czyli błąd logiczno-językowy; w wersji podstawowej polegający na atakowaniu przesadzonej wersji argumentu czy twierdzenia drugiej strony dyskusji („atakowanie chochoła”), czyli dawanie odpowiedzi na stwierdzenie, które w rzeczywistości nie zostało przez drugą stronę wypowiedziane. 6. Jeśli więc mamy dalej dyskutować, to przynajmniej bądź uczciwy w swoich wypowiedziach i nie przyprawiaj mi „gęby” przeciwnika spółdzielczości i nie wymagaj od ludzi pozbawionych przez kapitalizm kapitału, aby zakładali oni przedsiębiorstwa, a tylko daj im ten kapitał i dopiero wtedy narzekaj, że są oni owymi ludźmi pozbawionym twórczej energii do działania, do zmiany własnej sytuacji.

    Pozdrawiam

  79. Programista

    1. Raport ten nie podaje żadnych istotnych informacji, na przykład jaki jest udział (w zatrudnieniu i szczególnie w produkcji) sektora spółdzielczego w gospodarce poszczególnych państw i w gospodarce światowej, jaki jest średni (w sensie średnia arytmetyczna, mediana i dominanta) dochód spółdzielni i spółdzielca. Nie podaje też on odsetka spółdzielni bankrutujących co roku na świecie i w poszczególnych krajach itp. itd. Tak więc jest to typowy materiał propagandowo-reklamowo-agitacyjny (w ZSRR nazywano to „propagitką”), a więc w praktyce całkowicie bezwartościowy.

    2. I powiedz mi proszę – czym ty się zajmujesz? Ja jestem z konieczności na emeryturze, ale ty zapewne jesteś na usługach jakiejś organizacji mającej za zadanie poprawę wizerunku kapitalizmu i kapitalistów. Ciekawe, czy jesteś na etacie czy też płacą ci od słowa?

  80. @JohnKowalsky – 21 grudnia o godz. 13:09 4002

    Konopnickiej można przeciwstawić Reymonta. W „Ziemi obiecanej” wolni najmici własną pracą dochodzili do milionów.

    Ale dzieła Reymonta pewnie także uzna szanowny Pan za „propagitkę”, w przeciwieństwie do obiektywnej twórczości Konopnickiej.

    Nie mogę sobie jedna odmówić zestawienia dwóch cytatów szanownego Pana:
    „nie wymagaj od ludzi pozbawionych przez kapitalizm kapitału, aby zakładali oni przedsiębiorstwa, a tylko daj im ten kapitał”
    „Gdyby pracownicy najemni posiadali kapitał, to by z niego żyli, ale kto by wtedy pracował?”
    Widać zakładanie przedsiębiorstw nie jest pracą dla szanownego Pana.

    Na koniec jeszcze prośba – niech sobie szanowny Pan daruje słowo „udowodniłem”, a stosuje zamiast tego frazę „wielokrotnie powtórzyłem” gdyż odpowiada to faktom.

  81. programista
    21 grudnia o godz. 14:40 4006

    Trzej młodzieńcy z „Ziemi obiecanej” zdobyli kapitał początkowy, jak?
    Pamięta pan?
    Bo zdaje mi się, że nie własną pracą?

    Współczesne metody zdobywania majątku, niespecjalnie różnią się od tych z XVIII wieku.
    Prostytucja, piractwo, porwania, narkotyki, rabunki.
    Niewiele jest szczęściarzy legalnie dorabiających się miliardów.

  82. @wiesiek59 – 21 grudnia o godz. 15:36 4007

    A jak zdobył majątek Miller? A jak zdobył majątek Szaja?

  83. @programista
    Ja nie wiem jak wymienieni przez ciebie panowie zdobyli majątki? Zresztą kto to są ci wymienieni, bo nie jednemu psu Burek?
    A dlaczego pytasz nas ,a nie ich?

  84. @Optymatyk – 21 grudnia o godz. 16:55 4009

    Podałem przykłady bohaterów drugoplanowych powieści Władysława Reymonta „Ziemia obiecana”. Analogicznie do bohatera wiersza Marii Konopnickiej „Wolny najmita”.

  85. Niespecjalnie pamiętam, ale chodziło o sprzedaż informacji o dostawie bawełny, czy zmianie taryf celnych na nią.
    To zostało spieniężone- INFORMACJA.
    I umożliwiło wystartowanie projektu budowy fabryki.

    Obecnie, jest dokładnie tak samo.
    Inside trading, manipulowanie kursami, zmowy cenowe, gry na zwyżkę, zniżkę, zakłady future- dają nielicznym okazję do wzbogacenia się.
    Tyle że trzeba znać kogoś, z określonego kręgu politycznego czy gospodarczego.

    Inną metodą wzbogacenia się, jest realizacja kontraktów rządowych.
    Działa od wieków bez pudła.

    Dla tych bez znajomości, pozostaje przemoc i jej organizacja.
    Albo, szmugiel, produkcja nielegalnych towarów.

    Sposobów legalnego wzbogacenia się dla gołodupców bez wykształcenia i znajomości, jakoś dziwnie mało….

  86. Programista

    1. „Ziemia obiecana” noblisty Reymonta jest powieścią, która opisuje realne mechanizmy pierwotnej akumulacji kapitału. Pokazuje ona, jakimi bezwzględnymi metodami, nie tylko że nieetycznymi ale także niezgodnymi z prawem zdobywano majątki w XIX-wiecznej Łodzi. Tematem tej powieści jest mechanizm „robienia pieniędzy” przez jej trzech bohaterów, z których jeden jest Polakiem (Karol Borowiecki), drugi Niemcem (Max Baum), a trzeci Żydem (Moryc Welt). Różnice pochodzenia i obyczajów nie dzielą ich a wręcz przeciwnie – oni wykorzystują je dla skutecznego działania i wygrywania z konkurencją. Razem zakładają oni fabrykę a łączy ich wspólny interes, wspólne poczucie, że należą do grupy tzw. Lodzermenschów (z niemieckiego lodzer – łódzki i Mensch – człowiek; jest to termin, uważany za pejoratywny lub ironiczny, którym określano najbogatszych mieszkańców fabrykanckiej Łodzi w XIX i na początku XX wieku, głównie właścicieli fabryk, np. Izraela Poznańskiego, ludzi bezwzględnych i chciwych, którzy na gruncie łódzkim poznają bożka pieniądza i sukcesu oraz gotowi są mu służyć tak jak najlepiej to potrafią.). Na przykładzie dziejów swoich bohaterów, Reymont pokazał bezkompromisowość gry wolnorynkowej oraz psychologiczne podłoże i wyzysk kapitalistyczny, szczególnie wobec tych jednostek ludzkich, które zachowały skrupuły i odruchy sumienia oraz ich osamotnienie w społeczeństwie tego miasta. Rzeczywistym bohaterem tego studium jest bowiem drapieżne miasto kapitalistyczne, jakim wtedy stawała się Łódź. Autor porównał ją do monstrum, niszczącego zwykłych ludzi, a z drugiej strony wykrzywiającego psychicznie właścicieli wielkich fortun.

    2. Oto jak główni bohaterowie tej powieści doszli do swych majątków:

    – Karol Borowiecki jest polskim szlachcicem, który swój pierwszy milion uzyskał zdobywając posag swojej pierwszej narzeczonej Anki w tym pożyczki uzyskane po otrzymaniu tego posagu oraz zyski ze spekulacją bawełną w spółce z Maksem Baumem i Morycem Weltem. Po pożarze, który strawił niemal całą fabrykę Borowieckiego, postanawia on ożenić się z córką bogatego fabrykanta Madą Müller aby przejąć majątek jej ojca. Ostatecznie Karol zostaje multimilionerem, ale żyje on w sztucznym związku i ma poczucie bezsensu życia, a w zakończeniu utworu stwierdza, że przegrał własne szczęście.

    – Maks Baum jest Niemcem, synem fabrykanta po którym odziedziczył on swój majątek i znajomości. Choć jest on niewątpliwie uczciwą osobą, to jednak przejął on majątek nieetycznie zgromadzony przez swojego ojca, kosztem okrutnego wyzysku robotników.

    – Moryc Welt jest Żydem, przyjacielem Karola Borowieckiego i Maksa Bauma, z którymi prowadzi on wspólne niezbyt legalne i na pewno nieetyczne interesy. Jest on sprytny i zachłanny oraz bardzo skłonny do oszustwa. W imieniu przyjaciół udaje się do Hamburga, gdzie spekuluje on bawełną, co zapewnia mu pokaźny zysk. Jest on przeciwny produkcji towaru dobrej jakości planowanej przez Borowieckiego a zamiast tego wolałby, aby jego zakłady opuszczała tandeta, gdyż to gwarantuje mu szybszy, pewniejszy i większy zysk. W międzyczasie wykorzystuje on zaufanie Grosglika (Żyda, jednego z najbogatszych bankierów w Łodzi, który prowadzi kantor przy ulicy Piotrkowskiej i który jest niebywale skąpy, np. unika przydzielenia gratyfikacji pracownikom i każe im płacić za gaz, który wykorzystują oni do podgrzewania wody na herbatę) i wyłudza od niego sporą pożyczkę. Nie jest on lojalny wobec przyjaciół, jako że łączy on siły z owym bankierem w celu przejęcia zakładów Karola Borowieckiego. Borowiecki podejrzewa zaś Moryca o podpalenie jego fabryki. Mela Grünspan (córka bogategoi fabrykanta) zgadza się wyjść za Welta a Moryc jest szczególnie zadowolony z wysokiego posagu dziewczyny. W zakończeniu utworu czytelnicy dowiadują się, że Moryc Welt zarządza jedną z lepiej prosperujących fabryk w Łodzi.

    3. Zrozum więc, że aby założyć przynoszace zysk przedsiębiorstwo, to trzeba na początek dysponować kapitałem, jako że bez kapitalu, to nie da się nijak założyć przdsiebiorstwa przynoszcego realne zyski. Gdyby można było założyć zyskowne przedsiębiorstwo bez kapitalu, to nie było by na świecie aż tylu biedaków i nędzarzy, aż tylu bedomnych i bezrobotnch, gdyż praktycznie wszyscy byli by właścicielami przynoszących zysk przedsiębiorstw. Pytanie tylko – kto by w nich pracował, skoro wszyscy byliby kapitalistami żyjącymi z zysków z posiadanego kapitału? Rozumiesz może wreszcie o co mi chodzi i na czym polega twój błąd w rozumowaniu? Kapitalizm jest przecież, jak to się uczenie mówi, grą o sumie zerowej, taką jak np. Totolotek – aby ktoś w niej wygrał, ktoś inny musi w niej przegrać.

    4. Udowodniłem ci więc, metodą naukową, czyli empiryczną, poprzez powoływanie się na zweryfikowane fakty (np. dane statystyczne), że mylisz się we wszystkich swoich stwierdzeniach. Poza tym, to z moim zdaniem zgadzają się wszyscy pozostali uczestnicy tej dyskusji. Czy aby na pewno nic ci to nie mówi? Czy dalej będziesz szedł w zaparte, ignorując fakty? Pamiętaj, że z faktami się nie dyskutuje

  87. Wiesiek
    Otóż to – w realnym kapitalizmie, nie tym idealnym, opisywanym np. przez „Programistę”, legalnych sposobów wzbogacenia się dla gołodupców bez wykształcenia i znajomości jest jakoś dziwnie mało, a etycznych praktycznie jest brak.

  88. JohnKowalsky
    21 grudnia o godz. 21:40 4014

    Znam kilku informatyków, którzy wzbogacili się na swoich aplikacjach, sprzedając je potentatom w branży.
    Można zrobić majątek, pod warunkiem, że posiada się kanał dystrybucji swojego produktu.
    Tyle że wiekszość informatyków skazana jest na pracę dla wielkich firm, osobiście nie byliby w stanie czerpać wielkich korzyści ze swoich pomysłów bez dostępu do globalnego rynku.

    Kto może jeszcze etycznie się wzbogacić?
    Pisarze, sportowcy, aktorzy, piosenkarze?
    To promile ludzkiej populacji……
    Reszta skazana jest na walkę o byt.
    Talent, czy unikalne zdolności, kwalifikacje, są bardzo rzadko występującą cechą.

    Dobra analiza zapomnianej już prawie fabuły Ziemi obiecanej.
    Panowie poza pomysłami mieli jeszcze kasę na start.
    Tak jak ci od Microsoftu, czy internetu.
    DARPA była hojna dla obiecujących projektów…..

  89. @JohnKowalsky – 21 grudnia o godz. 21:39 4013

    Sądząc po przykładowym temacie jakim jest stosunek szanownego Autora do powieści Władysława Reymonta „Ziemia obiecana”, której prawdopodobnie szanowny Pan nie przeczytał skoro nie jest w stanie odnieść się do drugoplanowych postaci które wymieniłem, uważam że w swoich „pseudo dowodach” nie zachował szanowny Pan należytej staranności w doborze i interpretacji faktów. Jest to wystarczający powód do tego, bym nadal mógł z pełnym spokojem podchodzić sceptycznie do tez głoszonych przez szanownego Pana.
    Powoływanie się zaś na „większość” w gronie czterech dyskutantów jako miernik obiektywnej prawdy świadczy samo za siebie.

    Kwestia kapitału potrzebnego dla działania przedsiębiorstwa.
    -) są różne dziedziny wytwórczości wymagające różnych nakładów kapitałowych
    -) wszelkie umiejętności techniczne ludzi są także ich kapitałem
    -) kapitałem jest także stosunek do innych ludzi, umiejętności zawierania kompromisów i umiejętność współdziałania
    -) porównanie wielkości udzielonych kredytów konsumenckich z wielkością kredytów udzielonych przedsiębiorstwom wskazuje na to, że osoby fizyczne nie są dyskryminowane w dostępie do kredytów
    http://www.nbp.pl/home.aspx?f=/statystyka/pieniezna_i_bankowa/m3.html

    „Kapitalizm jest przecież, jak to się uczenie mówi, grą o sumie zerowej”

    Ten pogląd jest sprzeczny z tezą, iż praca tworzy wartość dodatkową. Gra w której powstają nowe wartości nie spełnia definicji gry o sumie zerowej.

    Jedno pytanie na koniec:
    Dlaczego szanowny Pan sądzi, że posiadanie kapitału wyklucza pracę? Dlaczego Pan sądzi, że posiadacz kapitału nie będzie dalej pracował, choćby po to by zakumulować tego kapitału jeszcze więcej?

  90. My tu gadu, gadu a POLITYCE ciągle spada…

    Może redaktor Woś będzie musiał – ku uciesze co słabiej wykształconych i z trudem myślących – pozostać w Ugandzie na stałe.
    Jak podają właśnie na witualnemedia.pl, w październiku 2017 roku (to najbardziej aktualne dane) sprzedano ogółem („sprzedaż ogółem to suma sprzedaży egzemplarzowej wydań drukowanych, sprzedaży egzemplarzowej e-wydań oraz wszystkich form prenumeraty wydań drukowanych i prenumeraty e-wydań”)
    o prawie 13% egzemplarzy POLITYKI mniej niż w październiku 2016 roku. Ba, w październiku bieżącego roku sprzedano o prawie 3% mniej egzemplarzy tygodnika ze Słupeckiej niż we wrześniu tegoż roku…
    POLITYKA sprzedała ogółem 100761 egzemplarzy. Jak tak dalej pójdzie – a niby dlaczego miałoby być lepiej? – to POLITYKA już za chwilę zejdzie ze sprzedażą poniżej 100000 egzemplarzy.

    Skrajna jednostronność opinii i coraz nędzniejszy poziom jak widać nie pomaga nawet w kraju wtórnych analfabetów…

  91. Dla mnie przedsiębiorca to człowiek z pomysłem, lider który potrafi zorganizować zespól do realizacji tego pomysłu i nim pokierować.
    Ale sam nie jest fizycznie w stanie wykonać wszystkiego. To że powstaje wielkie przedsięwzięcie to jest efekt pracy całego zespołu a nie jest to zasługa „kapitału” ( tu rozumianego jako środki pieniężne.) gdyż ona same nic nie zrobią.
    Pieniądz jest genialnym wynalazkiem upraszczającym wzajemne rozliczenia w wymianie towarów i usług i tylko tyle.
    Wartość jego opiera się wyłącznie na zaufaniu – ktoś przyjmując je w zamian za efekty swej pracy ufa, że otrzyma za nie ekwiwalentną ( w jego odczuciu ) ilość innych dóbr.
    Pieniądz jest w ciągłym ruchu i trudno określić ile go powinno być w obrocie.
    Kiedyś przytaczałem anegdotę o tym, jak w ciągu godziny za pomocą jednego banknotu 100 euro „rozliczono” dostawę towaru i usług wartości 500 euro.
    Jeśli za podażą pieniądza nie nadarza podaż towarów i usług to mamy to, co mieliśmy u nas po wypłaceniu wszystkim „wałęsówki”. W latach 1980-88 moje wynagrodzenie nominalne wzrosło 15-krotnie. Awans na wyższe stanowisko niewielki miał w tym udział.

  92. Programista

    Ze wszystkich bohaterów „Ziemi obiecanej” którzy są kapitalistami, niewielu wydaje się sympatycznymi. Oto oni:

    – Stary Baum, który wydaje się być osobą w miarę uczciwą, ale która nie potrafi przystosować się do zmieniającej się rzeczywistości. Konkurenci uważają go za dziwaka gdyż jest on zbyt mało drapieżny jak na Lodzermenscha. Niewiele zaś wiemy o źródłach jego majątku – najprawdopodobniej swój kapitał przywiózł on z Niemiec a uzyskał go dzięki wyzyskowi tamtejszych robotników.

    – Kurowski – Polak, przyjaciel Karola Borowieckiego, fabrykant, który prowadzi przedsiębiorstwo poza Łodzią. Gdy przyjeżdża do miasta, spotyka się z się z przyjaciółmi w wynajmowanym pokoju w Grand Hotelu. Jest towarzyski. Müller widziałby go jako swojego zięcia. Nic nie jest wiadomo o źródłach pochodzenia jego majątku – najprawdopodobniej ze sprzedaży swojej ziemi.

    – Müller – Niemiec, ojciec Mady. Sympatyczny, bogaty fabrykant, który mimo ogromnego majątku pozostaje prostym ale zdziwaczałym człowiekiem. Z rodziną mieszka w starym mało okazałym domu, choć tuż obok kazał wybudować jeden z piękniejszych i większych pałaców w Łodzi. Przepada on za Karolem Borowieckim, docenia jego talent do robienia podejrzanych a zyskownych interesów i oferuje mu pracę swojej fabryce oraz udziela mu pożyczki. Müller ostatecznie wydaje swoją córkę Madę za Karola i przekazuje mu swoje zakłady. Nie wiadomo z powieści, skąd pochodzi majątek Müllera – najprawdopodobniej z pierwotnej akumulacji kapitalu, czyli okrutnego wyzysku robotników na samym początku industrializacji Łodzi.

    – Kazimierz Trawiński – Polak, fabrykant, mąż Niny, przyjaciel Karola Borowieckiego. Jego zakłady początkowo nie są dochodowym przedsiębiorstwem. Jest uczciwym człowiekiem, co nie pozwala mu na wyłudzenie odszkodowania poprzez podpalenie własnej fabryki. Żona jest dumna z jego postawy i bardzo go kocha. Tylko pożyczki otrzymane od starego Bauma i Karola pozwalają Kazimierzowi uchronić fabrykę od bankructwa.

    – Zuker – Żyd, bogaty fabrykant, mąż Lucy (kochanki Borowieckiego). Gdy dowiaduje się o romansie żony z Borowieckim, prosi Karola o zaprzeczenie tej informacji poprzez przysięgę na obraz Matki Bożej. Po otrzymaniu jej, zapewnia Polaka o swojej przyjaźni i przestrzega go przed spiskiem Moryca Welta i Grosglika. Nie wiadomo jednak skąd pochodzi jego majątek.

    Sympatyczni są też poniżsi, ale NIE są oni kapitalistami a tylko pracownikami najemnymi:

    – Dawid Halpern – Żyd, doświadczony przez los człowiek, który jest zafascynowany Łodzią i jej szybkim rozwojem. Cieszą go kolejne inwestycje i napływ nowych mieszkańców do miasta. Autor wielu ciekawych aforyzmów.

    – von Horn – pracownik kantoru przy zakładach Hermana Bucholca. Staje on w obronie ubogiej Michałkowej. Na złość pracodawcy pisze wolniej dyktowany przez niego list, po czym rezygnuje z posady. Wyczyn ten przez wielu został odczytany jako bohaterski. Później zostaje przyjęty na okres próbny do fabryki Szai Mendelsohna. Kocha z wzajemnością Kamę. Gra z przyjaciółmi w amatorskim zespole muzycznym. Aby pomóc Józiowi Jaskólskiemu zbiera od znajomych potrzebną przyjacielowi kwotę pieniędzy. Podejrzewa Stacha Wilczka o wyzyskiwanie biednych Żydówek poprzez udzielanie wysoko oprocentowanych pożyczek.

    – Murray – Anglik, pracownik drukarni w fabryce Hermana Bucholca, podwładny i przyjaciel Karola Borowieckiego. Gdy tylko się zakocha, urządza swe mieszkanie na nowo, w nadziei na zdobycie serca ukochanej. Ma dobry gust, co zauważa Karol Borowiecki.

    – Myszkowski – Polak, inżynier w fabryce Meyera. Przeciwnik bezcelowego gromadzenia pieniędzy. Jest zmęczony przebywaniem wśród zapracowanych ludzi. W poszukiwaniu nowego życia emigruje do Australii.

    – Mieczysław Wysocki – Polak, lekarz, filantrop. Uczestnik spotkań towarzyskich u Róży Mendelsohn. Jest on zgorszony udawaniem świni przez Wilhelma Müllera. Zakochuje się ze wzajemnością w Meli Grünspan. Na przeszkodzie ich związku staje strach Meli Grünspan przed przyjęciem jej jako Żydówki do społeczności Polaków. Mieczysław prowadzi prywatny zakład lekarski, w którym pomaga najuboższym. Lituje się nad biedakiem spotkanym na polnej drodze, chorym na gangrenę, i udziela mu pomocy medycznej. Opiekuje się Antosiem Jaskólskim. Pełni funkcję lekarza w fabrykach Mendelsohna i Borowieckiego.

    Dalej mamy (alfabetycznie) już tylko mocno podejrzane typy, które swoich majątków dorobiły się w najlepszym wypadku nieetycznie a w najgorszym wręcz nielegalnie:

    – Herman Bucholc (Karol Scheibler) – Niemiec, właściciel największej fortuny w Łodzi, tamtejszy „król bawełny”. Jest to fabrykant bezwzględnie traktujący pracowników, a w szczególności służącego Augusta (używa wobec niego pogardliwego określenia „kundel”). Z nudów przechadza się po oddziałach fabryki. Podczas jednego z takich spacerów słabnie i umiera w samotności, wydając przeraźliwy krzyk. Nikt z pracowników nie przybywa mu na pomoc. Jego ojciec posiadał fabrykę sukna w Niemczech i stamtąd pochodzi jego majątek.

    – Bernard Endelman – Żyd, brat fabrykanta Endelmana, który dla kariery przechodzi na protestantyzm.

    – Franc – mąż Berty Baum, który żyje w luksusach na koszt rodziny Baumów a właściwie wyzyskiwanych przez Bauma robotników.

    – Grosglik (Maksymilian Goldfeder) – Żyd, jeden z najbogatszych bankierów w Łodzi, ojciec Mery. Prowadzi on kantor przy ulicy Piotrkowskiej. Jest wyjątkowo, nawet jak na bankiera, skąpy. Unika on przydzielenia gratyfikacji pracownikom i każe im płacić za gaz, który wykorzystują do podgrzewania wody na herbatę. Wchodzi w spisek z Morycem Weltem przeciwko Karolowi Borowieckiemu. Nie udaje mu się wydać córki za odpowiedniego kandydata. Mężem Mery zostaje nieznany czytelnikom hrabia, którego Żyd jest zmuszony utrzymywać. Grosglik wykazuje się nieznajomością literatury po tym, jak za twórcę „Ogniem i mieczem” uznaje Wiktora Hugo. Początkowo pracował on w banku swojego krewnego a w 1873 roku ożenił się z córką łódzkiego fabrykanta Zygmunta Jarocińskiego i wtedy za otrzymany posag otworzył on swój własny kantor bankowy.

    – Albert Grosman – Żyd, który podpala własną, wysoko ubezpieczoną fabrykę, co było typowym zachowaniem fabrykantów łódzkich a miało oczywiście na celu wyłudzenie odszkodowań. Regina Grosman – Żydówka, jego żona, namówiła swojego męża do ogłoszenia bankructwa (plajty), ponieważ boi się utraty majątku oraz dotychczasowej pozycji społecznej.

    – Grünspan – Żyd, który prowadzi przedsiębiorstwo pod firmą Grünspan et Landsberg razem z zięciem Albertem Grosmanem i który traktuje małżeństwo córki jak dobry interes.

    – Karczmarski (właściwie Karczmarek) – Polak, który od Adama Borowieckiego nabywa dworek w Kurowie dla swego syna. Był on początkowo dość ubogim rolnikiem, jednak udało mu się zbić majątek na spekulacji piaskiem i gliną, pochodzących z jego ziemi. Zmienił on wówczas nazwisko, dzięki czemu ludzie zaczęli poważniej go traktować. Właściciel cegielni i okazałej kamienicy. Dostarcza Karolowi Borowieckiemu cegieł do budowy jego fabryki.

    – Robert Kessler – Niemiec, młody i bogaty współwłaściciel fabryki. Przyjaciel Moryca Welta. Organizuje spotkania „towarzyskie”, do uczestnictwa w których zmusza młode robotnice ze swojej fabryki. Wykorzystuje w ten sposób Zośkę Malinowską. Ginie zmiażdżony przez maszynę w trakcie bójki z ojcem dziewczyny (słynna scena z filmu Wajdy).

    – Knoll (Edward Herbst) – zięć i następca Bucholca. Po tym, jak wyjeżdża w służbowej sprawie do Petersburga, Karol Borowiecki przejmuje jego obowiązki. Był on synem Edwarda Herbsta, kupca, przybyłego do Polski z Saksonii i Ludwiki z von der Heidenów. Rozpoczął on pracę w fabryce Karola Scheiblera (Hermana Bucholca w powieści Reymonta) w roku 1869. W roku 1874, po kilku latach kariery zawodowej, został on dyrektorem zarządzającym przedsiębiorstwa, a po ślubie z najstarszą córką Scheiblera (czyli Buholca) Matyldą, stał się współwłaścicielem fabryki. Na otrzymanym w posagu folwarku, ciągnącym się na wschód od fabryki, wzniesiono w 1876 willę dla nowożeńców według projektu architekta Hilarego Majewskiego.

    – Leopold Landau – syn właściciela przedsiębiorstwa Wolfisz et Landau z Sosnowca. Przyszła żona jest mu i obojętna, jako że dla niego najważniejszy jest posag.

    – Szaja Mendelsohn (Izrael Poznański) – Żyd, drugi, po Hermanie Bucholcu (czyli Karolu Scheiblerze), najbogatszy fabrykant w ówczesnej Łodzi. Karierę rozpoczynał on jako subiekt. Zaliczany jest razem z Ludwikiem Geyerem i Karolem Scheiblerem do trzech łódzkich „królów bawełny”. W przeciwieństwie do rywala dorobił się on na produkcji tandety i jest mniej szanowany przez Łodzian. Zatrudnia on Mieczysława Wysockiego w swojej fabryce jako lekarza, ale zarzuca doktorowi wydawanie zbyt dużej ilości pieniędzy na leczenie robotników. Po śmierci Bucholca stał się on bardziej religijny. Za zaoszczędzone na wyzysku robotników pieniądze budował im szpitale i przytułki. Był on wnukiem kramarza Izaaka z miasta Kowala na Kujawach i najmłodszym synem kupca Kalmana (któremu nadano nazwisko Poznański) oraz Małki z Lubińskich. W 1825 roku 40-letni wówczas Kalman Poznański z żoną, dziećmi, parobkiem i służącą osiedlili się w Aleksandrowie Łódzkim. W rok po urodzeniu się Izraela (1834) rodzina Poznańskich, jako dość zamożna, przeniosła się z Aleksandrowa Łódzkiego do Łodzi, gdzie ojciec nabył prawo handlu towarami łokciowymi, czyli tkaninami bawełnianymi i tkaninami lnianymi, oraz zbudował pierwszą piętrową kamienicę na Starym Mieście – prowadził tam także kram z tkaninami i artykułami korzennymi. W wieku 17 lat (rok 1851) ożenił się on z Leonią Hertz, córką Mojżesza Hertza, zamożnego kupca z Warszawy. W intercyzie małżeńskiej Izrael Poznański został przedstawiony jako „majster profesji tkackiej” wnoszący do małżeństwa manufakturę wartą 500 rubli. Żona Leonia wniosła mu w posagu sklep handlujący towarami łokciowymi w Warszawie. W 1883 roku w fabryce Poznańskiego wybuchł strajk na tle pogarszających się warunków pracy. Dniówka trwała wówczas 16 godzin, od 5 rano do 9 wieczorem, a dodatkowo Izrael Poznański wprowadził nakaz pracy w dni świąteczne. Miało to obowiązywać od 15 sierpnia, czyli począwszy od święta Matki Boskiej Zielnej. Złamanie nakazu kosztowało pracownika do 3 rubli. Protestujących spacyfikowała policja i sotnia kozaków, z fabryki usunięto 50 osób. W lutym 1884 roku Poznański ukarał finansowo robotników, którzy protestowali przeciwko pracy w święto Matki Boskiej Gromnicznej. Jednego z robotników uderzył. W 1891 roku pełnomocnik inspektora fabrycznego meldował, że w fabryce Poznańskiego płaci się relatywnie najmniej w Łodzi, a kary spotykające tkaczy są najwyższe. W czasie buntu łódzkiego w 1892 roku w biurze fabryki Poznańskiego mieściło się tymczasowe biuro śledcze, gdzie poniżano i bito strajkujących pracowników, by następnie bez udowodnienia winy usunąć ich z fabryki. W życiorysie Poznańskiego zaobserwować można wyraźną przemianę: początkowo znany był jako bezwzględny pracodawca, niedbający o bezpieczeństwo pracowników. W jego fabrykach dochodziło do licznych wypadków kończących się kalectwem lub śmiercią. Jednak pod koniec swojego życia, bojąc się zapewne kary w piekle, w celu zmazania swoich grzechów zaangażował się w działalność charytatywną – budował sierocińce, szkoły dla biednych i szpitale.

    – Oskar Meyer (Juliusz Heinzel) – bogaty fabrykant. Karierę zaczynał jako tkacz w fabryce Hermana Bucholca. Dorobił się (ale nie wiadomo jak) ogromnego majątku, który pozwolił mu na zakup tytułu barona. Rodzina Heinzlów przybyła do Łodzi prawdopodobnie z Czech lub Dolnego Śląska w latach 30. XIX wieku]. Rodzicami Juliusza byli Jan Heinzel i Franciszka z domu Hanke, należący do katolickich Niemców. W roku 1864, przy ulicy Piotrkowskiej 104, założył (nie wiadomo dokładnie za co) swoja własną mechaniczną tkalnię towarów wełnianych. W przeciągu kilku lat (około 1874 roku) wyrósł na króla wełny posiadając największy na terenie Królestwa Polskiego kompleks produkcyjny wytwarzający wyroby wełniane i półwełniane. W roku 1891 r. nabył on dobra ziemskie i zamek Hohenfels w księstwie Sachsen-Coburg-Gotha wraz z przywiązanym do nich tytułem barona. Był to jedyny tego typu przypadek w Łodzi.

    – Stach Wilczek – Polak, wychowanek księdza Szymona, syn organisty, pracownik kantoru Grosglika. W przeszłości opiekowali się nim Jaskólscy. Bezwzględnie dąży do zdobycia majątku i uznania wśród łódzkiej elity. Handluje niemal wszystkim, przez co naraża się na śmiech ze strony znajomych. Nabywa ziemię tuż obok zakładów Grünspana, którą po długich negocjacjach sprzedaje fabrykantowi z dużym zyskiem. Jego spółka z Maksem Baumem okazała się dochodowym przedsiębiorstwem. Rywalizuje z Murrayem o względy panny Knaabe. W opinii Anki i Trawińskich jest człowiekiem o złym charakterze, czyli takim, który pozwoli mu osiągnąć w Łodzi sukces. Wyzyskuje on biedne Żydówki poprzez udzielanie im wysoko oprocentowanych, lichwiarskich pożyczek.

    Także:

    – Zośka Malinowska – Polka, siostra Adama. Przyjaciółka domu Jaskólskich. Robotnica w fabryce Kesslera. Spodobała się młodemu właścicielowi fabryki i została jego kochanką. Związek z Robertem Kesslerem upatruje jako szansę na lepsze i majętniejsze życie. Podoba się wszystkim znajomym fabrykanta. Za romans zostaje wyrzucona przez matkę z domu. Zrozumienie znalazła jednak u brata i ojca. Nie pojawia się na pogrzebie drugiego z nich, który zginął, chcąc zemścić się na fabrykancie.

    – Szwarc – pracownik kantoru w fabryce Hermana Bucholca. Nie chce przyznać odszkodowania Michałkowej, Polce, ubogiej samotnej matce, której mąż zginął podczas pracy w fabryce Hermana Bucholca. W związku z tym stara się ona otrzymanie odszkodowania, ale spotyka się z brakiem zrozumienia dla jej sprawy. Pomóc kobiecie postanawia dopiero Karol Borowiecki.

    Wystarczy?

  93. Programista

    1. Kwestia kapitału potrzebnego dla działania przedsiębiorstwa.

    -) TAK, są różne dziedziny wytwórczości wymagające różnych nakładów kapitałowych, ale każde z nich wymaga kapitału, a kapitał zaczyna się, jak wiadomo, od miliona.

    -) NIE, wszelkie umiejętności techniczne ludzi NIE są ich kapitałem. NIE. Mowa jest bowiem o kapitale finansowym albo rzeczowym, który może być szybko i zyskownie spieniężony. Same zdolności i dobre chęci nie wystarczą bowiem aby odnieść sukces w kapitalizmie.

    -) NIE, kapitałem NIE jest także stosunek do innych ludzi, umiejętność zawierania kompromisów i umiejętność współdziałania. To NIE jest bowiem kapitał, a tylko osobiste umiejętności, które na nic się nie przydają w kapitalizmie bez kapitału i bez znajomości.

    -) NIE – porównanie wielkości udzielonych kredytów konsumenckich z wielkością kredytów udzielonych przedsiębiorstwom NIE wskazuje na to, że osoby fizyczne nie są dyskryminowane w dostępie do kredytów. To jest bowiem mało przekonywujący argument pochodzący od bankierów. Poza tym, to oczywiste jest że milionerzy NIE są dyskryminowani w dostępie do kredytów, a dyskryminowane są małe firmy i ludzie biedni, którzy są zmuszeni zaciągać pożyczki u lichwiarzy, np. u takiego Bociana, gdzie Rzeczywista Roczna Stopa Oprocentowania czyli RRSO zaczyna się od 219.69% (https://faraon24.pl/opinie/75-bocian-vs-provident). Przykładowo, 14-dniowa mikropożyczka w firmach typu Bocian może ciebie kosztować nawet jedną czwartą tego co ci udostępniono. W przypadku zobowiązań 30-dniowych wcale nie jest taniej – przeliczając to na Rzeczywistą Roczną Stopę Oprocentowania (RRSO) bez trudu można otrzymać wynik rzędu kilkunastu tysięcy procent. Wysoki koszt pożyczek zaciąganych w tzw. parabankach to jest bowiem zwykle efekt dodatkowej prowizji oraz składki ubezpieczeniowej. Odsetki „jako takie”, w myśl tzw. ustawy antylichwiarskiej, nie przekraczają zaś 25%, czyli czterokrotności tzw. stopy lombardowej NBP (czyli obecnie 6,25%). Tak więc pożyczając 500 zł na 15 dni w firmie SMS Kredyt odsetki stanowią „tylko” 5 zł. Na pozostały koszt składają się zaś tak zwana opłata operacyjna (26 zł) i składka ubezpieczeniowa (100 zł). Łącznie daje to 131 zł kosztów w ciągu 15 dni i RRSO przekraczające 26,5 tysięcy %. W pozostałych firmach para-bankowych działających w Internecie jest podobnie – RRSO zwykle liczone jest nie w setkach, a w tysiącach procent. Tyle każą sobie płacić m.in.: Ekspres Kasa, Kasomat, SMS365, MiniCredit, Net Credit czy również VIA SMS. Patrz też: serwisy.gazetaprawna.pl/finanse-osobiste/artykuly/637115,parabanki-oprocentowanie-i-koszty-kredytu-to-nawet-26-tysiecy-procent-rrso-ale-klientow-przybywa.

    Spróbuj zresztą otrzymać od banku kredyt na wysoce ryzykowne przedsięwzięcie, np. na sprowadzenie na Ziemie asteroidy zawierającej głownie złoto i inne cenne metale (a są przecież takie, np. Psyche, która jest warta jest nawet do 10 tys. kwadrylionów dolarów, czyli 100 razy więcej niż cała światowa gospodarka) czy nawet na wybudowanie fabryki konkurującej z jakim wielkim ponadnarodowym koncernem.

    2. Kapitalizm jest przecież, jak to się uczenie mówi, grą o sumie zerowej. Mowa jest tu przecież tylko o tzw. krótkim okresie czasu, kiedy mamy już tę wartość dodatkową i ją dzielimy. Oczywiste zaś jest, że w dłuższym okresie czasu praca tworzy wartość dodatkową, ale my tu mówimy nie o jej tworzeniu, a o jej podziale. Nie sądziłem, że będę musiał ci to tłumaczyć.

    3. Oczywiście jest też, że posiadanie kapitału nie wyklucza pracy, ale uwalnia od przymusu jej wykonywania. Dla kapitalisty praca jest więc rodzajem hobby, przyjemnością, robieniem tego co on lubi, co mu przynosi przyjemność i satysfakcję z życia. Najważniejsze jest tu to, że NIE musi on pracować, w odróżnieniu od mas, które nie mając kapitału, nie mają wyboru i muszą zrezygnować z osobistej wolności aby przeżyć.

  94. wiesiek59 22 grudnia o godz. 8:10 4015
    Otóż to.

  95. kaesjot 22 grudnia o godz. 9:54 4018
    TAK. Dla mnie też przedsiębiorca to jest człowiek z pomysłem, lider który potrafi zorganizować zespól do realizacji tego pomysłu i nim pokierować, ale sam nie jest fizycznie w stanie wykonać wszystkiego a więc to, że powstaje jakieś wielkie przedsięwzięcie to jest efekt pracy całego zespołu a nie jest to zasługa „kapitału” ( tu rozumianego jako środki pieniężne) , gdyż one same nic nie zrobią.

  96. @JohnKowalsky – 22 grudnia o godz. 12:24 4021

    Wszystkie te instytucje pożyczkowe i wysokość rzeczywistego oprocentowania świadczą o tym, że na takie pożyczki JEST POPYT! Na pewno tego popytu nie tworzą milionerzy. Czyli kapitał jest udostępniany pracownikom najemnym i oni z tego udostępniania korzystają. Niewiadomą jest jak ten kapitał wykorzystują, czy na bezpośrednią konsumpcję czy na inwestycje.

    Może szanowny Pan uważać, że „kapitał zaczyna się, jak wiadomo, od miliona”, może twierdzić że ” Mowa jest bowiem o kapitale finansowym albo rzeczowym, który może być szybko i zyskownie spieniężony”. Pan ponosi konsekwencje swoich własnych poglądów więc pańska sprawa.

    Jednak podstawową cechą kapitalizmu jest to, że sukces osiągają w nim ludzie którzy dostrzegają w różnych dostępnych czynnikach, pominiętych przez innych, tkwiące w nich potencjalne możliwości by wykorzystać je dla polepszenia swojego położenia.

    Twierdził szanowny Pan, że „Los człowieka jest więc z definicji tragiczny, szczególnie, że zawsze się on kończy śmiercią i co gorsza często kończy się on bolesnym konaniem”. Jasne jest zatem, że uważa szanowny Pan za bezsensowne próby działań, które by mogły poprawić położenie człowieka, z powodu bezskuteczności. Więc nawet nie stara się Pan wyszukiwać takich potencjalnych szans w otaczającym świecie i uważa że one nie istnieją.
    Dlatego właśnie napisałem wcześniej, że żal mi ludzi którzy wierzą w poglądy które szanowny Pan głosi. Nasiąkają oni fatalizmem i dla samych siebie tworzą taką właśnie fatalistyczno-pesymistyczną rzeczywistość.

    W kwestii spółdzielczości wyraźnie widać ten fatalizm. Szanowny Pan uważa że spółdzielczość jest tylko pięknym idealnym mitem, bez szans na realizację. Opiera się Pan przy tym na fakcie, że spółdzielczość obejmuje tak bardzo niewielki skrawek całej gospodarki.
    Ja patrzę na ten fakt poprzez analizę, kto mógłby spółdzielnie tworzyć. Ludzie którzy uważają marksowski „wyzysk” za bzdurę nie mają żadnych problemów z praca najemną bo przynosi im ona wymierne korzyści na pewno spółdzielni nie stworzą. Na pewno spółdzielni nie stworzą kapitaliści bo radzą sobie doskonale dzięki własnej prywatnej inicjatywie. Na pewno także nie stworzą spółdzielni ci, którzy traktują innych ludzi, nawet z tej samej klasy społecznej, jako zagrożenie, jako wrogów. Nie będą także tworzyć spółdzielni fataliści, nie wierzący w jakąkolwiek możliwość zmiany własnego losu.
    Z tej analizy wychodzi mi, że jak na dostępne możliwości spółdzielni jest dużo. Ponadto wyobrażam sobie ile więcej mogłoby ich być gdyby ludzie zmniejszyli swoje fatalistyczne podejście do życia, gdyby swoich współziomków zaczęli traktować z większą empatią.

    Zapewne będzie mi szanowny Pan ponownie zarzucać, że tworzę sobie tylko jakieś wyobrażenie szanownego Pana i z tym wyobrażeniem dyskutuję. Ma Pan rację, tak jest i tak będzie. Na podstawie różnych Pana wypowiedzi tworzę sobie jakiś obraz szanownego Pana razem z poglądami i właśnie z takim obrazem dyskutuję.

  97. Programista

    1. Popyt na lichwiarskie pożyczki tworzą milionerzy, odmawiając ludziom uboższym pożyczek bankowych i zmuszając ich, przy pomocy rządów, które tak jak w Polsce tolerują lichwę, do brania pożyczek na tysiące procent w skali rocznej. Poza tym, to popyt jest na narkotyki, alkohol i inne używki, ale czy to znaczy, że powinien on być zaspokajany? Dlaczego nie wystąpisz otwarcie z apelem, aby zalegalizować i całkowicie zliberalizować handel używkami i bronią, czyli sprzedawać zawsze, wszędzie i każdemu kto ma dość pieniędzy papierosy, alkohol i broń wszelaką, ponieważ na to jest popyt? I co z całkowitą legalizacją handlu narkotykami? Dlaczego nie jest za tym postulatem? I co wreszcie ze zniesieniem wszelakich ograniczeń na handel bronią wszelkiego rodzaju, bo przecież skoro jest popyt, to trzeba go zaspokoić?

    2. Faktem jest, że kapitał to jest pieniądz, który tworzy pieniądz, ale aby zaczął on ten pieniądz tworzyć, to musi on osiągnąć tzw. masę krytyczną, a ta, zdaniem praktycznie wszystkich znawców, zaczyna się w Polsce mniej więcej od miliona złotych, a w bogatszych krajach jest ona odpowiednio wyższa – np. w USA nie wystarczy dziś nawet milion dolarów, aby zostać kapitalistą, a w Monako polski milioner to jest praktycznie biedak.

    3.Podstawową cechą kapitalizmu jest to, że sukces osiągają w nim ludzie którzy są pozbawieni hamulców moralnych, co ci pokazałem choćby na przykładzie owych Lodzermenschów.

    4. Nie uważam też za bezsensowne próby działań, które by mogły poprawić położenie człowieka, ale tylko, że z powodu ich bezskuteczności w kapitalizmie, należy zacząć od likwidacji kapitalizmu. Nawołuje więc do obalenia kapitalizmu, aby wyzwolić w ludziach ich pełny potencjał twórczy, tłumiony w nich przez wszelakie ustroje klasowe z kapitalizmem włącznie.

    5. Spółdzielczość jest w kapitalizmie tylko pięknym idealnym mitem, bez szans na pomyślną realizację w większej skali. Opieram się tu nie tylko na fakcie, że spółdzielczość obejmuje w kapitalizmie tak bardzo niewielki skrawek całej gospodarki, ale głównie na tym, że jest ona po prostu niekompatybilna z kapitalizmem, a więc nie ma ona szansy na sukces tym ustroju, ale niekoniecznie musi ona zawieść w początkowej fazie budowy socjalizmu.

    6. Wyzysk kapitalistyczny opisany przez Marksa i Reymonta nie jest bzdurą, a podstawą gospodarki kapitalistycznej jako że wyzysk jest jedynym źródłem zysku a więc jest on jedynym źródłem kapitału.

    7. Nie jestem fantastą a trzeźwym realistą, a więc udowadniam ci tylko to, że spółdzielczość nie ma szansy w kapitalizmie, co jest przecież oczywistym faktem.

    8. Oczywiste też jest, że tworzysz sobie dla celów propagandowych jakieś wyobrażenie o mnie (tzw. chochoła), niemające jednak nic wspólnego z realnym mną, ale wygodne do walki ze mną i z tym wyobrażeniem dyskutujesz, wmawiając mi poglądy i opinie, których nigdzie i nigdy nie posiadałem. A to jest po prostu nieuczciwe.

  98. Kapitalizm jako system, dyskredytuje kwestia dostępu do tak zdawałoby się oczywistych rzeczy jak:
    -wykształcenie
    -dostęp do pomocy lekarskiej
    -żywności
    -energii

    Wystarczy się urodzić w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiedniej rodzinie, a cały potencjał jednostki nigdy nie zostanie zrealizowany.
    Ten problem dotyka jakichś 6 miliardów ludzi, czyli przeważającej większości populacji świata.

    Ta gorsza część ludzkości w kapitalizmie nie ma najmniejszych szans.
    Często, nawet na przeżycie.

    Europa i kraje anglosaskie to enklawa dobrobytu.
    Tylko, czym jest ten dobrobyt warunkowany?
    Czy przypadkowo nie grabieżą przez setki lat i obecnie również, zasobów krajów mniej rozwiniętych?
    Czy bez stałego dopływu środków, ten dobrobyt będzie można utrzymać?
    W zglobalizowanym świecie coraz trudniej jest grabić.

    W tym świetle, forsowanie stereotypu self made mena, jest śmieszne.
    Ot, taka sobie teoria, mająca usprawiedliwić podział na dzieci gorszego i lepszego boga.

  99. Wiesiek59 22 grudnia o godz. 20:04 4026
    Tak, ale czy to dotrze do Programisty?

  100. „Jednak podstawową cechą kapitalizmu jest to, że sukces osiągają w nim ludzie którzy dostrzegają w różnych dostępnych czynnikach, pominiętych przez innych, tkwiące w nich ” programista
    „….potencjalne możliwości by wykorzystać je dla polepszenia swojego położenia” jak zawsze kosztem innych poprzez wyzysk do zysku. Tak powinno brzmieć to zdanie na końcu. Jak już ponad wszelką wątpliwość udowodnił Ci to JK, czego się boisz jak diabeł święconej wody, hehehe. Kapitalizm bez tego, co doskonale Ci wykłada jak na uczelni , człowiek , który wie co pisze, nie istnieje.
    To w jakim systemie Ty chcesz osiągnąć to o czym napisałeś? Bo teraz powszechnie istnieje/króluje kapitalizm z jego regionalnymi odpowiednikami ,że tak powiem.
    Wierzysz w „uczciwe oszustwo”? , sam się oszukujesz , wypierasz z siebie ten strach z nieludzką gębą , który czyha za każdym zakrętem. Realia i jeszcze raz realia kolego.
    Nie można leczyć choroby trucizną ,która ją spowodowała.
    Zrozum wreszcie ,że by cokolwiek zmienić ,należy zmienić kapitalizm.
    No co ?, masz jakiś pomysł? Masz jakiś pomysł aby wreszcie , zaprzestano wyzysku człowieka przez człowieka?, by jeden nie dorabiał się kosztem wielu innych? by niewielu antagonizowało/manipulowało miliony ,tylko po to by im się lepiej żyło?
    Jak można się domyśleć jesteś w posiadaniu niewielkiego kapitaliku ( załóżmy, paręset tysięcy złp) i myślisz ześ Pana Boga za nogi chwycił? Pewnie jakiś czas dobrze ci się żyje , tylko jak długo? W miarę jedzenia apetyt rośnie, co jest immanentną cechą kapitalizmu – niezaspokojenie. To jest właśnie Twój fatalizm , niepewność jutra , który przypisujesz innym.
    Na koniec napiszę Ci znaną powszechnie starożytną maksymę , której niestety prawie nikt właściwie nie rozumie do dzisiaj , na zasadzie anegdoty z Hillelem Starszym w roli głównej;
    „Nie czyń bliźniemu twemu, co tobie niemiłe: to cała Tora. Reszta jest komentarzem – idź i poznaj go.” – odpowiedział poganinowi, który oświadczył, że zostanie żydem, o ile może być nauczony Tory stojąc na jednej nodze.
    I stworzyli ludzie kapitalizm (kiedyś agrarny) i CZYNIĄ bliźniemu swemu wszystko to , czego by nie chcieli aby im czyniono.
    I MAMY ROZWÓJ PRZEZ ROZBÓJ.

  101. @wiesiek59
    22 grudnia o godz. 20:04 4026

    „W zglobalizowanym świecie coraz trudniej jest grabić”.

    Pod wieloma względami jest coraz łatwiej…

  102. Sługa i jego pan…

    W roli pana Daniel Passent:

    „„Gdyby głupota była bólem, to byś pan wył” – pomyślałem, słuchając najnowszego przekazu PiS”

    W roli sługi wierny i niestrudzony klakier Passenta, nijaki tejot:

    „Panie Redaktorze, argumenty PiSowskich bonzów, liderów i akolitów były i są śmieszne. Absurdalne, pompatyczne, ignoranckie, kabaretowe. Argumenty te są odbiciem ich myśli, intencji i czynów. Myśli bardzo rozwichrzonych, intencji niechwalebnych, czynów ni w pięć nie w dziewięć”.

  103. Cyklu sługa i jego pan na podstawie blogów POLITYKI ciąg dalszy…

    „Adam Szostkiewicz
    24 grudnia o godz. 4:33

    Pisowska nowobogacka elita wykiwała przede wszystkim własny elektorat, który za kilka lat to zrozumie i się odwinie. Sprawność intelektualna takich asów jak Suski, Dera, Kempa, Mazurek, Witek, Zalewska, Szyszko, Gliński, Tarczyński, Kownacki, Jaki, Wójcik, Ziobro itd. jest przysłowiowa. Doszli do władzy głosami jednej czwartej uprawnionych do głosowania, którzy nabrali się na sztuczkę z Dudą i Szydło, co za wiktoria! gdyby nie kardynalny błąd lewicy, internet, a może i rosyjscy hakerzy, PiS nie miałby większości”.

    lspi
    24 grudnia o godz. 4:55

    Bardzo mi się podoba określenie przez red. Szostkiewicza ostatniej wizyty premierki Wielkiej Brytanii ,T. May, i rozmowy z premierem Polski M. Morawieckim jako spacer ślepego z kulawym. Premierka W. Brytanii jest słabym politykiem, który prowadzi proces rozwodu z Unią Europejską. Premier III RP, historyk z wykształcenia i były bankster nie posiada wiedzy o sposobie prowadzenia dyplomacji….”

    Tak, „sprawność intelektualna takich asów jak” choćby Jan Krzysztof Bielecki, pocący się Rycho, Ewa Kopacz czy Andrzej Biernat była przecież powalająca…
    A „gdyby nie kardynalny błąd lewicy, internet, a może i rosyjscy hakerzy” to Polska niewątpliwie nadal byłaby krajem mlekiem i miodem płynącym a nasze rozliczne produkty wysokiej technologii zalewałyby cały świat…

    Fakt, że Morawiecki ukończył historię (autor komentarza dyskretnie pomija rozliczne studia zagraniczne we „właściwych” specjalnościach ) rzeczywiście zupełnie go dyskwalifikuje; w przeciwieństwie do Tuska, Schetyny czy Komorowskiego, którzy będąc z wykształcenia historykami, nie byli nawet banksterami…
    Zamilczę już o ich głębokiej „wiedzy o sposobie prowadzenia dyplomacji”…

    Panie Redaktorze Woś,
    Jak panu nie wstyd pracować w redakcji, gdzie jednym z czołowych „komentatorów” jest człowiek, który twierdzi, iż przyczyna pogonienia wreszcie słabo wykształconych, nieudolnych i tępawych hunwejbinów Balcerowicza to „kardynalny błąd lewicy, internet, a może i rosyjscy hakerzy”?

  104. W nawiązaniu do moich dwóch poprzednich wpisów – profesor Jan Woleński zamieścił na portalu POLITYKI żenujący wprost poziomem komentarz (nie pierwszy taki przecież…).
    Czego więc możemy spodziewać się po Danielu Passencie i Adamie Szostkiewiczu? Po Marku Ostrowskim i Tomaszu Zalewskim? Po Andrzeju Celińskim i Jagience Wilczak? Po Agnieszce Zagner, Agnieszce Mazurczyk i Marku Świerczyńskim?
    O Agacie Passent to już nawet nie wspomnę…

    Rozpaczliwie nędzny obecnie poziom wielkiego niegdyś tygodnika to chyba najlepsze podsumowanie toczących się na blogu redaktora Wosia dyskusji.

  105. Media – w tym tzw. opiniotwórcze z POLITYKĄ – mamy ostatnimi czasy nadzwyczaj kiepściutkie a kulturę w stanie całkowitej zapaści. Jak chcę obejrzeć bardzo dobry film albo spektakl teatralny to z reguły sięgam do swojej bogatej kolekcji DVD i Blu-ray bo w telewizji, kinach i teatrach króluje niepodzielnie tandeta i chłam. Książek w kraju wtórnego analfabetyzmu i beznadziejnych tzw. wyższych uczelni rzecz jasna już prawie nikt nie czyta. To oczywiście tylko jeden ze zgubnych skutków „sukcesu transformacji” a la Balcerowicz. Dla wielu może mniej istotny ale bez radykalnej poprawy w tym zakresie mamy w niedalekiej już przyszłości zapewniony powrót na drzewa.

    Kiedyś upowszechnianie kultury wysokiej wyglądało jednak inaczej.
    Oto fragment tekstu znalezionego w internecie:

    „A więc jednak był kiedyś taki teatr, to nie jest żaden wymysł świętoszków czy moherów! Był taki teatr, który w poniedziałkowe wieczory (zaraz po Dzienniku TV) przyciągał przed czarno-białe wtedy najczęściej odbiorniki telewizyjne wielomilionową widownię i przykuwał ją do domowych foteli czy krzeseł. Nie była to dla tych milionów kultura za wysoka ani za trudna. Oglądano te przedstawienia z przejęciem i czekano na nie – nie tylko w stolicy, ale i w moich prowincjonalnych Korszach, gdzie nawet nie było kina z prawdziwego zdarzenia, a najbliższy profesjonalny teatr, tak wtedy jak i dzisiaj, znajduje się w Olsztynie. Był taki teatr, który był oknem na świat w największej dziurze, uczył obcowania z literaturą i z muzą teatru Melpomeną. Na drugi dzień o takich spektaklach dyskutowało się w pracy, w szkole, w kawiarniach, ale i z przypadkowo spotkanymi na ulicy znajomymi.
    Był taki teatr, w którym wystawiano klasykę polską i światową, inscenizowano dzieła mistrzów dramatu i komedii, w których grali znakomicie wykształceni aktorzy teatralni o nienagannej dykcji, z różnych ośrodków w Polsce (!), gdzie była piękna scenografia i piękne kostiumy, których przygotowanie wymagało jednak dużej wiedzy o realiach epoki i wielkiego zmysłu estetycznego. W teatrach tych wystawiano dzieła w całości, a nie „w oparciu o”. Wystawiano je z myślą o widzu i w poczuciu pewnej misji, a nie po to, by nazwisko reżysera – dziś najczęściej pseudoartysty i skandalisty – mogło być napisane największymi literami na afiszu czy na czołówce, i żeby mógł się on puszyć, że jest „wizjonerem”, jedynym „autorem” spektaklu, bo pokreślił i poprzestawiał, oszpecił wulgaryzmami, przeinaczył Szekspira, Krasińskiego, Słowackiego… Wówczas autorem był autor.
    Artyzm w tamtym teatrze nie oznaczał w żadnym wypadku braku pokory wobec mistrzów (jeszcze wtedy używano tego określenia), wprost przeciwnie. Pokora zmuszała do ciężkiej pracy twórczej, poszukiwań i rozmyślań, to ona dawała siłę, by stawać w szranki z najlepszymi, by się z nimi mierzyć, by próbować im dorównywać. Zmuszała także do szacunku wobec widza – wobec jego artystycznych i estetycznych oczekiwań, wobec jego wiedzy i wrażliwości. Do widza młodszego, mniej oczytanego i wyrobionego, zwracano się z przekazem odkrywcy i mentora – odkrywano przed nim skarby wspólnej kultury, tak aby później już sam mógł po nie sięgać, wybierać spośród nich najcenniejsze klejnoty. W tamtym teatrze nie obrażano widza grą na jego najniższych instynktach, pokazywaniem genitaliów, fizjologii i aktów kopulacji, nie posługiwano się kloacznym językiem i nie epatowano wszelkiego rodzaju prymitywizmem. W tamtym teatrze nie opluwano też Boga i nie raniono uczuć religijnych, co najwyżej wadzono się ze Stwórcą – choć były to bez wątpienia ciężkie czasy dla wiary i religii.
    W tamtym teatrze byli również, tak jak i dziś, przeciętni aktorzy, dobrzy rzemieślnicy, ale nie brakowało prawdziwych mistrzów i arcymistrzów – i to oni nadawali ton….

    Fakt, widzowie byli wtedy – co by tu powiedzieć – jeszcze inni, bardziej obyci z Melpomeną i bardziej wykształceni. Kilkadziesiąt lektur w ciągu roku szkolnego nie stanowiło dla mojego pokolenia obciążenia, a niektórych obszernych fragmentów „Pana Tadeusza” czy „Dziadów” też można było wówczas nauczyć się na pamięć, nie mówiąc o innych drobniejszych utworach poetyckich. Nie było to dla nas za ciężkie, za trudne, nie do pokonania. Łatwiej więc było z takim widzem podjąć dyskurs, ale też taki widz bardziej „patrzył na ręce”, wymagał. Nie dało mu się wcisnąć głupoty ani wmawiać, że król kroczy dumnie w paradnych szatach, gdy jest skarlały i kompletnie nagi”.

    Tak, „widzowie byli wtedy – co by tu powiedzieć – jeszcze inni, bardziej obyci z Melpomeną i bardziej wykształceni”…

  106. Tłok i monopolizacja dyskusji.
    Pytanie zasadnicze jest ciągle (współcześnie) takie samo.
    Co wytwarzasz i z jaką wartością dodaną ?
    Wytwarzanie prawych drzwiczek do lewej szafki łazienkowej,nawet we wspaniałej spółdzielczości afrykańskiej,zysku nie przyniesie.
    Nie mam recepty a Woś wpada w chciejstwo.
    Może jakieś „drzwiczki automatyczne” reagujące na zapach post defekacyjny ,które wzbudziłyby zainteresowanie na Manhattanie ?

  107. Friedman nie był wcale odosobniony w swoich zaleceniach, ponieważ cała idea wypłacania pensji za sam fakt istnienia ma swoje źródło w charakterze współczesnego świata finansów. Od kilkudziesięciu lat żyjemy w świecie, w którym wielkie banki dzięki przywilejowi udzielonemu przez państwo drukują wielkie ilości pieniędzy. Pieniądze te zasilają giełdy i obecne na nich ogromne spółki, których sytuacja finansowa jest jednak uzależniona także od tego, czy społeczeństwo zgłasza popyt na świadczone przez nie usługi. Pomysł wprowadzenia bezwarunkowego dochodu podstawowego wynika więc w krajach zamożnych nie tyle z chęci dogodzenia najbiedniejszym, ile odpowiedniego „naoliwienia” systemu finansowego tak, aby maluczcy mieli jeszcze więcej pieniędzy na konsumpcję dóbr i usług oferowanych przez napędzane sztucznie wytworzonym pieniądzem korporacje.
    https://gf24.pl/wydarzenia/swiat/item/868-czy-sie-stoi-czy-sie-lezy-bdp-sie-nalezy
    ======

    Cóż, skoro roboty nie kupują, a zbyt biedni stają się większością, jakoś należy ratować wielkie firmy i banki……

  108. abchaz
    25 grudnia o godz. 17:21 4041

    Moim skromnym zdaniem, najpierw zaspokaja się potrzeby niższe, biologiczne, potem udziwnia, czy wynajduje usługi.

    By produkować drzwiczki do szafki łazienkowej, najpierw trzeba mieć mieszkanie, kanalizację, łazienkę……
    Popytu na drzwiczki w Ugandzie, raczej specjalnego nie będzie….

    Na co jest popyt?
    I czym Uganda jest w stanie na przykład za import zapłacić?
    To jest kluczowa kwestia.

  109. Przemoc może działać przez jakiś czas, ale państwa opresyjne, w których brakuje pieniędzy, rzadko są długo stabilne. W styczniu w Gambii upadł Yahya Jammeh, który był tam prezydentem od 22 lat, przegrał wybory, po czym próbował pozostać na fotelu, ale został obalony przez groźbę interwencji wojskowej z sąsiednich państw. Mugabe został obalony przez zamach stanu w Zimbabwe. Jak długo może przetrwać Museveni w Ugandzie? W przeciwieństwie do innych despotów, cieszy się on nadal doskonałym zdrowiem i pracuje długie godziny – w istocie prawie każdą decyzję podejmuje sam. Gospodarka Ugandy, choć zwalnia tempo, wciąż jest daleka od załamania. Ale wydaje się, że Museveni nawet nie deleguje żadnych zadań i wszystkim steruje ręcznie. Nie ma planu ani koncepcji przekazania władzy i nie szykuje sobie następcy. Jeśli tego nie zrobi, w końcu nadejdzie kryzys. Co wtedy? Uganijczycy obserwujący wydarzenia w Zimbabwe są coraz bardziej pełni niepokoju. (BJ)
    http://jeznach.neon24.pl/post/141717,uwiad-ugandy
    =========

    Uganda na tle sąsiadów…….
    Gerontokracja?

  110. Grzerysz – ad Woleński:
    Pan (podobno profesor UJ) Jan Hertrich-Woleński napisał na forum „Kraj” POLITYKI co następuje: „Często podróżuję koleją. Nie prowadzę statystyki, ale jakieś 50–70 proc. pociągów ma opóźnienia” (https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1732558,1,lot-i-pkp-coraz-gorzej-traktuja-swoich-pasazerow.read). Nie wyjaśnił on jednak, co rozumie on przez „często”, jako że dla jednego „często” to jest co miesiąc a dla innego kilka razy dziennie i przyznał, że nie prowadzi on żadnej statystyki, ale stwierdza on autorytatywnie, że 50–70% pociągów ma opóźnienia, ale nie podaje jak duże. Jak to można więc nazwać, jak nie pseudonaukowym bełkotem? Pytam się więc, kto dał mu dyplom ukończenia studiów wyższych, doktorat i habilitację? Obawiam się że albo otrzymał je on „po linii partyjnej”(Wikipedia podaje, że był on członkiem PZPR w latach 1965 to 1981 a przedtem zapewne aktywistą ZMS albo też podobnej reżymowej komunistycznej organizacji młodzieżowej) albo też zwyczajnie je sobie kupił. Jak też mógł się on doktoryzować z analitycznej teorii prawa i habilitować z logicznych problemów wykładni prawa inaczej niż po znajomości, plagiatem i przekupstwem, skoro nie posiada on nawet elementarnego pojęcia o logice i metodzie naukowej? U mnie to za takie stwierdzenia jak w tym jego artykule, to wyleciałby on ze studiów zaraz po pierwszym semestrze.

  111. @JohnKowalsky
    30 grudnia o godz. 15:49 4045

    „Grzerysz – ad Woleński”

    Profesor (sic!) Jan Woleński postanowił na stare lata zrobić z siebie zupełnego idiotę.
    Większość jego tekstów zamieszczanych na portalu POLITYKI całkowicie go kompromituje.
    Moderacja ze Słupeckiej stosuje przy tym wyjątkowo podłą metodę: pozwala Woleńskiemu na chamskie wręcz ataki na krytykujących go internautów, nie dopuszczając do publikacji ripost zaatakowanych lub broniących ich blogerów.
    I tak moje trzy ostatnie wpisy – w tym jeden w Twojej obronie – nie spotkały się ze zrozumieniem ze strony cenzury…

  112. Grzerysz

    Ad sprawa Pana Jana Hertricha-Woleńskiego – ja mu nie daruję. Mam przecież „w ręku” 100% dowody i to na piśmie, że jego praca magisterska, doktorska i habilitacyjna oraz dorobek, na podstawie którego otrzymał on po habilitacji tzw. profesurę belwederską, musiały być plagiatami, albowiem nawet na najgorszej wyższej uczelni wymaga się od studentów znajomości przynajmniej elementarnej logiki i podstaw metodologii badań naukowych. Tymczasem Pan Jan Hertrich-Woleński wykazuje swoimi artykułami opublikowanymi na łamach „Polityki”, że obce mu są zarówno podstawy logiki jak też i podstawy metodyki badań naukowych, a więc jego praca magisterska, doktorska, habilitacyjna i profesorska musiały być plagiatami. Piszę obecnie w tej sprawie list do wicepremiera i ministra nauki i szkolnictwa wyższego czyli dra Gowina oraz do prokuratora generalnego czyli do ministra sprawiedliwości Ziobry i jestem pewien, że z powodów politycznych moje doniesienie o popełnieniu przez Pana Jana Hertricha-Woleńskiego przestępstwa uzyskania dyplomów magistra, doktora i doktora habilitowanego a także profesora belwederskiego oraz korzyści materialnych z nimi związanych przez plagiat czyli kradzież cudzego dorobku naukowego, spotka się zainteresowaniem obecnych władz.

    Pan Jana Hertrich-Woleński powinien zaś wiedzieć, że za plagiat czeka go odpowiedzialność zarówno cywilna jak też i karna. W sytuacji popełnienia plagiatu dochodzi bowiem do naruszenia autorskich praw osobistych twórcy a ochronę przed takim działaniem reguluje artykuł 78 ustęp 1 prawa autorskiego. Odpowiedzialność karną za plagiat reguluje zaś artykuł 115 ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych:

    1. Kto przywłaszcza sobie autorstwo albo wprowadza w błąd co do autorstwa całości lub części cudzego utworu albo artystycznego wykonania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 3.

    2. Tej samej karze podlega, kto rozpowszechnia bez podania nazwiska lub pseudonimu twórcy cudzy utwór w wersji oryginalnej albo w postaci opracowania, artystyczne wykonanie albo publicznie zniekształca taki utwór, artystyczne wykonanie, fonogram, wideogram lub nadanie.

    Patrz także art. 166-122.

    Zatem odpowiedzialność karną ponosi ten kto albo przywłaszcza sobie autorstwo albo wprowadza w błąd co do autorstwa całości lub części cudzego utworu. Przywłaszczenie to musi być bezprawne, a więc niezgodne z obowiązującymi przepisami, co w oczywisty sposób zachodzi w przypadku Pana Jana Hertricha-Woleńskiego. Bezprawność jest tu rozumiana bardzo szeroko, czyli jako sprzeczność z dowolnymi przepisami prawa, a nie tylko prawa karnego. Plagiat stanowi także przestępstwo formalne, a więc do jego dokonania nie jest wymagany skutek, np. strata autora przywłaszczonego utworu, jako że może być ono popełnione wyłącznie w zamiarze bezpośrednim.

    Przestępstwo plagiatu może polegać na wspomnianym wcześniej przywłaszczeniu oraz na wprowadzeniu w błąd, (co jest przecież oczywiste w przypadku Pana Jana Hertricha-Woleńskiego) który polega na wytworzeniu niezgodnego z obiektywnie istniejącym stanem rzeczy wyobrażeniem o autorstwie utworu. Może to przestępstwo popełnienia plagiatu nastąpić zarówno przez działanie jak i zaniechanie. Dla stwierdzenia przestępczości zachowania nie jest zaś istotne, w jakiej części doszło do przywłaszczenia lub wprowadzenia w błąd co do autorstwa utworu, a charakter naruszenia wpływa jedynie na wysokość kary.

    Ustawodawca przewidział następujące sankcje karne wyrażone alternatywnie za dopuszczenie się plagiatu: karę grzywny, karę ograniczenia wolności i karę pozbawienia wolności od 1 miesiąca do 3 lat.

    Opierałem się tu na informacjach uzyskanych ze adresu:

    https://lexplay.pl/artykul/prawo_autorskie/odpowiedzialnosc_cywilna_i_karna_z_tytulu_popelnienia_plagiatu

    Poza tym, to prokuratura obiecała mi pomoc w pozwaniu Pana Jana Hertricha-Woleńskiego na postawie art. 212. Kodeksu karnego. Przypominam, że zniesławienie jest zdefiniowane w polskim prawie karnym następująco:

    § 1. Kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną niemającą osobowości prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności.

    § 2. Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w § 1 za pomocą środków masowego komunikowania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.

    § 3. W razie skazania za przestępstwo określone w § 1 lub 2 sąd może orzec nawiązkę na rzecz pokrzywdzonego, Polskiego Czerwonego Krzyża albo na inny cel społeczny wskazany przez pokrzywdzonego.

    § 4. Ściganie przestępstwa określonego w § 1 lub 2 odbywa się z oskarżenia prywatnego.

    (Dz.U.2017.0.2204, Ustawa z dnia 6 czerwca 1997 r. – Kodeks karny)

    Pozdrawiam.

  113. @wiesiek59,

    „By produkować drzwiczki do szafki łazienkowej, najpierw trzeba mieć mieszkanie, kanalizację, łazienkę……”

    To jest zasadniczy pronblem kntynentu afrykanskiego. Przykladem takich „drzwiczek” jest wspomniany samochod elektryczny. Takich pomyslow jest duzo a swiat zewnetrzny temu przyklaskuje, nie wiem, z glupoty czy tez wyrachowania. Oczywiscie, Afryka musi rozwiazac swe problemy wlasnymi silami. Niestety, na dzien dzisiejszy nie jestem przekonany by istniala po temu chec i wymagane kompetencje ( ludzie wyksztalceni i kompetentni szukaja lepszego zycia poza kontynentem).

    @grzerysz,

    „Moderacja ze Słupeckiej stosuje przy tym wyjątkowo podłą metodę: pozwala Woleńskiemu na chamskie wręcz ataki na krytykujących go internautów, nie dopuszczając do publikacji ripost zaatakowanych lub broniących ich blogerów.”

    Powyzsze stalo sie regula u wielu publicystow „Polityki”- innym specem od takich „numerow” jest red. Szostkiewicz. Wiele zas artykulow bardziej przpomina wypociny propagandowe niz probe analizy i glebszego przemyslenia.

    Pozdrawiam

  114. Marian W.O.
    Generalnie, to „Polityka” dawno temu zeszła na psy, szczególnie zaś po tym, kiedy jej kierownictwo objął niejaki pan Sroka (pardon, Baczyński). „Profesor” Woleński robi zresztą sam z siebie idiotę, wypisując oczywiste bzdury, których unikali nawet PRL-owsy propagandziści za rządów Bieruta, a „redaktor” Szostkiewicz zwyczajnie boi się konkurencji, jako że banuje on na swoim blogu każdego, kto się z nim nie zgadza i każdego, kto potrafi lepiej pisać niż on. Zresztą podobnie jest z „profesorem” Hartmannem, który też robi z siebie publicznie idiotę, tyle że na swoim własnym blogu i też banuje on osoby mające inne poglądy niż jego, czyli „jedynie słuszne”.
    I masz rację – większość artykułów obecnej „Polityki” bardziej przypomina najgorsze wypociny propagandowe z lat stalinizmu (tyle, że wychwalające nie jak dawniej ZSRR a USA) niż próby analizy i głębszego przemyślenia. Ale cóż, to przecież po roku 1989 mamy w Polsce prawdziwą dyktaturę ciemniaków. 🙁

  115. Marian.W.O
    31 grudnia o godz. 5:38 4048

    O ile się orientuję, zelektryfikowane są jedynie trzy kontynenty
    -Europa
    -Ameryka Pn.
    Australia

    Sporo zrobiono w Rosji, Chinach- powiedzmy najważniejsze okręgi przemysłowe, miasta.
    W całej reszcie jest ciemno jak w d…u murzyna.

    Budowa od podstaw infrastruktury energetycznej, choćby dla celów przemysłowych, to gigantyczne koszty które ktoś musi ponieść.
    Większość ludności krajów III świata, to gołodupcy których nie stać na opłaty za prąd.
    Czyli, klasyczna kwadratura koła.

    Europejscy jajogłowi wymyślają koncepcje iście księżycowe, momentami.
    Jakaś gospodarka 4.0, oparcie rozwoju na usługach i wiedzy.
    Brzmi to ładnie, ale może dotyczyć JEDYNIE krajów rozwiniętych eksploatujących te mniej zamożne, będące jeszcze przed epoką industrializacji.

    Kto zapłąci kosmiczne pieniądze by rozwinąć konkurencję?
    Kapitaliści- altruiści?

  116. Nie istnieją żadne tomy o piekle wywołanym
    odkryciem ropy. Reszta to takie same bzdury.
    Chociaż nie wykluczam ,że marża na kwiatach w jakimiś szczególnym przypadku może być większa niż na ropie.
    Np.na kwiatach dostarczanych codziennie do pałacu Saudyjczka na środku pustyni.

  117. @antónio
    4 stycznia o godz. 15:40 4058

    Tak na marginesie.
    Pani ulubiony „komentator”-propagandzista z POLITYKI, Adam Szostkiewicz, napisał w jednej ze swoich niedawnych odpowiedzi na komentarz internauty:

    „Jeśli już wywodzę się z jakiejś tradycji to z tradycji pierwszej Solidarności, opozycji demokratycznej i … katolicyzmu soborowego”.

    Zapytałem Szostkiewicza czy ścisła cenzura na jego blogu, nieskrywana nienawiść, a przynajmniej chamski język, w stosunku do mających inne poglądy niż „dziennikarz” tygodnika ze Słupeckiej oraz traktowanie przez niego przez ponad ćwierćwiecze okresu tzw. „sukcesu transformacji” ludzi jako „nawozu historii” i koni to tradycja „pierwszej Solidarności”, „opozycji demokratycznej” czy „katolicyzmu soborowego”.

    Oczywiście mój wpis – jak i zresztą 99% innych – nie ukazał się na blogu…
    Odpowiedzi na moje pytanie też rzecz jasna nie uzyskałem…

  118. grzerysz
    4 stycznia o godz. 17:27

    A Sz cenzuruje Pana pewnie ze względu na słownictwo typ ”nawóz historii”,
    których nie znajdzie Pan ani w Jego tekstach pisanych ,ani w wypowiedziach.
    Wyznam ,że sama poradziłam Mu aby nie psuł blogu tekstami o trumnach
    do samodzielnego składania.

    I jeszcze jedno—-słowo ”ulubiony” jest niewłaściwe.
    A jak się mówi ”miłość jest ślepa”

  119. antónio
    Tęsknimy za posadką w Urzędzie na Mysiej…

  120. @antónio
    5 stycznia o godz. 20:52 4060

    Jacek Żakowski napisał ostatnio:

    „PiS nie rządzi przypadkiem. Niem ma się co łudzić, że gdyby nie Nowoczesna, Razem, Zjednoczona lewica, błędy kampanii Komorowskiego, gdyby Tusk został w Polsce itp. toby było jak było. Skala poparcia PiS po dwóch latach rządzenia potwierdza, że problem jest głębszy, a PiS jest objawem, nie przyczyną”.

    Zestawiłem to Szostkiewiczowi z jego własnymi słowami, do których wyraźnie odnosi się Żakowski, iż przyczyną pogonienia wreszcie Komorowskiego, PO i im podobnych był „kardynalny błąd lewicy, internet, a może i rosyjscy hakerzy”.
    Cenzura poczciwego wielce człowieka „tradycji pierwszej Solidarności, opozycji demokratycznej i … katolicyzmu soborowego” jednak mi tego nie przepuściła.

    A było przecież tak dobrze – szerokie rzesze naszego społeczeństwa żyły w biedzie albo wręcz nędzy, wiele milionów naszych rodaków wyemigrowało, polski przemysł praktycznie nie istniał, „specjalizowaliśmy” się w przetwórstwie drewna i skóry oraz montażu obcego sprzętu AGD, służba zdrowia zupełnie leżała, kultura i sztuka była w całkowitym upadku, podobnie zresztą jak i nauka, media już dawno sięgnęły dna, czytelnictwo książek praktycznie nie istniało, brak było jakiegokolwiek zainteresowania ambitnym kinem i poważnym teatrem. Dodajmy do tego beznadziejny poziom naszych wyższych uczelni – najlepsze dwie szkoły wyższe lokowały się w piątej (ranking szanghajski) albo nawet szóstej (Times Higher Education World University Ranking) setce światowych rankingów. Polska była zupełnie peryferyjnym „foreign-owned country”…

    I gdyby tylko nie ten „internet, a może i rosyjscy hakerzy” to dalej byłoby tak pięknie…

    Ludzi miano za „nawóz historii” i konie a człowiekowi „tradycji pierwszej Solidarności, opozycji demokratycznej i … katolicyzmu soborowego” zupełnie to jakoś nie przeszkadzało…

  121. Fragmenty z najświeższego wywiadu z Andrzejem Celińskim:

    „Według pana sami zapracowaliśmy na polityczny kryzys?

    – Nie zaniedbaliśmy niczego.

    „My”, czyli kto? Mamy dwa pokolenia. Są młodzi, ci od protestu ze świeczkami, i jest pana pokolenie – dawnych opozycjonistów z „Solidarności”. I ci młodzi was nie kupują, tego waszego smętnie śpiewanego „wolność, kocham i rozumiem”. A to, że ktoś tam 30 lat temu siedział w pudle, mają w d**ie.

    – Ja nie chodzę tam dla nich. Chodzę dla siebie. Ja uważam, że sprawa, polska sprawa, jest przegrana.

    Przez kogo?

    – Przez Donalda Tuska. Musiał wiedzieć, że taka polityka i takie działania, jakie prowadzi, sprawią, że po porażce jego formacji nie będzie alternatywy – poza Kaczyńskim.

    Jakie działania?

    – Najpierw głupawy, prymitywny neoliberalizm, potem zbliżanie się do anachronicznej, sprzedajnej, hurra katolickiej prawicy, potem rezygnacja z jakiejkolwiek wielkiej idei. Jeszcze w pierwszej kadencji Tuska, w Sejmie powiedziałem mu to wprost, z mównicy.

    Co Tusk na to?

    – Nic. Siedział, poszarzały, z kamienną twarzą. Dopiero później dowiedziałem się od wspólnych znajomych, że powiedział, że „Celiński taki jakiś gorzki strasznie”….
    – Polska jest wciąż terenem misyjnym. Cywilizacyjnie jesteśmy na obrzeżach….”

    Tak, gdyby tylko nie ten „internet, a może i rosyjscy hakerzy” …

  122. @antónio
    5 stycznia o godz. 20:52 4060

    „A Sz cenzuruje Pana pewnie ze względu na słownictwo…”

    Oto dwa drobne fragmenty z „twórczosci” niejakiego „lemarc”, którego jednak Adam Szostkiewicz nie cenzuruje „ze względu na słownictwo”:

    „lemarc
    19 grudnia o godz. 8:53
    Andrzej Phallus Falicz znowu podsrywa na forum.

    lemarc
    23 grudnia o godz. 21:09
    Morawiecki Mate to też wzorzec metra lumpenelity… pisdzieckiej lumpenelity”.

    Gratuluję mentora i towarzystwa na forum człowieka „tradycji pierwszej Solidarności, opozycji demokratycznej i … katolicyzmu soborowego”…

  123. @ antonio,

    „A Sz cenzuruje Pana pewnie ze względu na słownictwo ..”

    Pozwole sobie uzupelnic. Red. Szostkiewicz ( nie tylko on) z cala pewnoscia cenzuruje wypowiedzi niewygodne – pisze w oparciu o wlasne doswiadczenie. Prosze sprawdzic moje wypowiedzi ( nie jest ich tak duzo) by przekonac sie czy kiedykolwiek naruszylem zasady publikowania komentarzy. Jest jednoczesnie karygodnym komentowanie i insynuowanie intencji wypowiedzi, ktorych sie nie opublikowalo.

  124. @ wiesiek59,

    Maly dodatek do „afrykanskiego samochodu elektrycznego”
    Kiedys Al-Dzazira pokazala ciekawy reportaz z Demokratycznej Republiki Kongo (DRC). Rzecz dotyczyla podrozy ciezarowka z A do B. Ze wzgledu na odleglosc i „dziury” w drodze podroz miala trwac 4 dni. Asfaltowa droga przejechano chyba jakies 40 km, pozniej pojawily sie „dziury” mogace pochlonac cala ciezarowke a podroz trwala 4 tygodnie. Bledne kolo.

  125. Grzerysz,
    Masz z mojej strony pełne poparcie.

  126. Wiesiek
    Z Australią też nie jest zbyt różowo. Elektryfikacja poza centrami wielkich miast to jest tam kompletna prowizorka a na tzw. outbacku są tylko, jak w III świecie, przenośne generatory.

  127. @Marian.W.O
    6 stycznia o godz. 9:34 4065

    „@ antonio
    ….
    Jest jednoczesnie karygodnym komentowanie i insynuowanie intencji wypowiedzi, ktorych sie nie opublikowalo”.

    Takie metody stosowali czasami w czasach PRL w ŻOŁNIERZU WOLNOŚCI i TRYBUNIE LUDU, ale nigdy w POLITYCE.
    Nie mogę wprost uwierzyć, że w wolnej Polsce stosuje je nagminnie i bezkarnie czołowy teraz „komentator” tego tygodnika, który pochlebia sobie iż jest człowiekiem „tradycji pierwszej Solidarności, opozycji demokratycznej i … katolicyzmu soborowego”.
    Wstyd i żenada.

  128. Jeszcze raz o Szostkiewiczu bo jego „dziennikarstwo” to sztandarowy przykład stopnia upadku POLITYKI.

    W jednym z niedawnych swoich komentarzy na blogu napisał:

    „Nie wystarczy marzyć, trzeba na marzenia zapracować”.

    Napisałem mu, że on akurat na swoje marzenia zdecydowanie nie zapracował. Podobnie zresztą jak i większość redakcji nowej POLITYKI…
    Cenzura mi tego oczywiście nie przepuściła.

    Na swoje marzenia natomiast ostro pracuje jeden z ulubionych blogerów Szostkiewicza. Język – jak zwykle – pełen poezji i wyrafinowania. Taki język właśnie szczególnie ceni nasz dziennikarski „bohater” więc natychmiast wzbogacił świat głębokimi refleksjami internauty:

    „lemarc
    5 stycznia o godz. 21:47
    Polski tępy, agresywny cham podnosi swój szkaradny ryj do boju…”

    Piękne…

  129. @grzerysz

    To wymowne,że dotknęły Pana słowa
    bardzo łagodnie opisujące kaczystę ,który
    pobił dziecko tak,że znalazło się w szpitalu.
    Rozumiem Red.Sz.

  130. Z bardzo nieciekawych postaci propagandzisty i manipulatora z POLITYKI oraz jego bezkrytycznych i wulgarnych apologetów przejdźmy na chwilę do wybitnego artysty grafika.

    Oto fragmenty książki „Być jak Pągowski. Andrzej Pągowski w rozmowie z Dorotą Wellman”:

    „– Mam sentyment do PRL. W tamtych czasach był ogromny szacunek dla artystów, artysta był kimś, a ludzie masowo chcieli uczestniczyć w kulturze – mówi Andrzej Pągowski, grafik, autor plakatów. – Wprawdzie wtedy gdy oddawało się gotowy projekt plakatu, automatycznie szedł on do Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk i trzeba było mieć jego zgodę, żeby plakat ukazał się drukiem. I dostawałem np. telefon, że plakat został zatrzymany i że mam się zgłosić. No więc się zgłaszałem. Był pan w pokoju, na stole leżał mój plakat i rozmawialiśmy. Dzisiaj takie plakaty jak „Tabu”, „Łuk Erosa”, „Sztuka kochania”, „Damy i huzary” nie miałyby najmniejszych szans na ukazanie się drukiem. Gdybym dzisiaj na mieście pokazał niewinny plakat „Sztuki kochania” – jak mały piesek bzyka dużego psa – to przecież zjedzono by żywcem i mnie, i wydawcę. Zaraz by pojawił się zarzut obrazy uczuć itp. Dzisiaj w ludziach jest więcej cenzury niż w PRL. Dzisiaj każdy jest cenzorem. Pierwsza cenzura to jestem ja sam, bo zastanawiam się, czy oni to puszczą, czy nie puszczą. Druga cenzura to cenzura zamawiającego, który mówi: „Nie, takiego czegoś nie możemy pokazać”. Niczego, co w jakikolwiek sposób kojarzy się z Kościołem czy z mocniejszą erotyką żaden zamawiający dzisiaj nie weźmie. Nie to, że jest pruderyjny. On po prostu wie, że nie ma to sensu. Jeżeli chce zrobić fajne wydarzenie kulturalne, a na plakacie jest jakikolwiek element wiary, to cała dyskusja za chwilę zostanie przez tabloidy skierowana na ten jeden element, nie na wydarzenie. Poza tym jest tzw. cenzura miejska, kiedy dyrektor tramwajów czy jakiś inny powie: „Mnie się to nie podoba, bo ja żydowskich elementów sobie na tramwaju nie życzę”.

    „W tamtych czasach był ogromny szacunek dla artystów, artysta był kimś, a ludzie masowo chcieli uczestniczyć w kulturze”: tak, to święta prawda. Sam o tym często tu piszę.
    No i przede wszystkim mieliśmy wtedy artystów – kompozytorów, reżyserów teatralnych i filmowych, aktorów czy pisarzy – światowego formatu, którzy – podobnie jak i ich dzieła – byli na okrągło masowo propagowani choćby w telewizji i w prasie.

  131. @ grzerysz
    Można jedynie zanucić słowa angielskiej a spolszczonej potem piosenki/przeboju „To były piękne dni” w świetnym wykonaniu Haliny Kunickiej. Teraz mamy Z.Martyniuka (zawrotna kariera finansowa jak na polski rynek piosenki ,disco-polo, też swego rodzaju fenomen, jakie czasy taki fenomen) „uwierzytelnianego” niejako przez „królową polskiej piosenki”, której, oczywiście kunsztu, dorobku, popularności, może pozazdrościć wielu. No ale podobno nad gustami się nie dyskutuje.

  132. Bardzo celna uwaga jednego z internautów pod ostatnim wpisem Daniela Passenta:

    „Wnioskuję …że autor nie ma nic do powiedzenia na zadany temat.
    Czy pisanie blogów w Polityce, jest obowiązkowe? Czy nie mozna opuścić swojej kolejki jak nic nie przychodzi do głowy?”

    Passent – podobnie zresztą jak i np. Szostkiewicz – pracują w POLITYCE na odcinku propagandowym i muszą widać z dużą regularnością produkować teksty w tonie jakiego oczekuje redakcja od swoich propagandzistów. Jakość wypowiedzi nie ma widać najmniejszego znaczenia.
    Passenta jednak – w odróżnieniu od Szostkiewicza – stać na znacznie bardziej wyrafinowane wypowiedzi. Ubolewam, że na starość upadł dziennikarsko tak nisko.

  133. W nawiązaniu do mojego poprzedniego wpisu nadmienię, że coraz ostrzejszą i coraz bardziej prostacką propagandzistką na usługach POLITYKI staje się Agata Passent. W swoim serwilizmie i oportunizmie dorównuje już chyba tatusiowi. Nie muszę dodawać, że talentu matki – a nawet ojca – nie ma za grosz.
    Jednym słowem żenada, tandeta, obciach, wiocha, wstyd…

  134. Passent, Passentówna i Szostkiewicz – nie wspominając o szeregu innych „komentatorów” – nieprzerwanie uprawiają namolną i prostacką propagandę dla ćwierćinteligentów, ale inni z POLITYKI – choćby Jacek Żakowski i Andrzej Celiński – wreszcie dojrzewają.
    Oto fragmenty z najnowszego tekstu Celińskiego:

    „Ja już nie mam siły wierzyć, że z Platformy o znanych nam powszechnie telewizyjnych twarzach, z Nowoczesnej, w której słusznie jej świetna posłanka dostrzegła średniowieczną, z tego sejmowego marnego, niezawodowego, leniwego i głupawego teatrzyku marionetek swych liderów – da się wykrzesać cokolwiek, co miałoby dla mnie sens. Platforma stara. Wraca ten obraz: PiS jedzie do Torunia, Platforma z Tuskiem i Rasiem na czele do krakowskich Łagiewnik. Miedziane czoła. Synteza. Reszta pochodną. Żadnej własnej idei. Żadnego wielkiego celu. Socjotechnika. Manipulacja. Nieudolnie skrywana radość, że nie jest się tam, skąd się wyszło, lecz tam, gdzie małość brana jest za wielkość.

    Paniusie platformerki, z adekwatnie dla czasu zrobionym makijażem. Jak kiedyś damy z Samoobrony falbanami swych obfitych sukien szumiały na sejmowym wybiegu, tak te zamiast siąść nad papierami, przygotować się, przypomnieć sobie, po co i dla kogo tam w ogóle są, biegają po butikach dla zyskania tożsamości. To najważniejsze! Tożsamość zamknięta w kolorze żakietu, niekoniecznie w idei, która trafnie odpowie na tęsknotę milionów. I faceci pilnie przeglądający żurnale dla zdobycia wiedzy, czy aktualnie ta chusta w górnej kieszonce (poszetka) ma być super kontrastem, czy tylko kontrast pozorować….

    Platforma od dawna się kompromitowała. Nowoczesna powstała w odpowiedzi na te kompromitacje. Trzeba było dwóch lat, by się zmacerować. I gdzie ten ładunek intelektualny? Kaczyński bez najmniejszego wysiłku i zaangażowanej energii z tych durniów zdjął majtki. I Wy chcecie być alternatywą?…

    Byłem zdecydowanie krytykiem Platformy. Neoliberalizm uważałem za nieporozumienie wykraczające poza polskie granice. Projekt Nowoczesnej wydał mi się miły ludźmi i ich motywacjami, ale ideowo nie do przyjęcia. Polacy potrzebowali więcej solidarności, a nie więcej banksterów. Proponowałem rozwiązania prowadzące do otwarcia polskiej polityki zamkniętej szczelnie w partiach. Byłem namolny. Przez cztery lata pisałem właściwie jedynie o tym, jak nie tracąc potencjału przegranej Platformy i dziecinnej Nowoczesnej, wygrać Polskę. Dzisiaj mam Wam do powiedzenia – WYPAD MI STĄD. Jesteście po jednych pieniądzach. Rzecz jasna nie wszyscy, nie każdy. Ale Wasze organizacje i Wasze marki. Brak Wam elementarnej wiarygodności”.

    Ostro i bardzo mądrze. Przecież lepiej późno niż wcale.
    Brawo Celiński.

  135. Celiński za późno się obudził.